Bo to miało symbolizować wielkie pojednanie. Pojednanie z ojcem, pojednanie z rodziną, pojednanie się z samym sobą itd. A plaża to idealnie miejsce, gdyż przypływy morza i piasek są jak życie wyrzucają nas na brzegi, a z piasku budujemy zamki, które są symbolami naszych domów, które przy większych uderzeniach fal się rozpadają, jak w życiu. A może po prost chodziło o nakręcenie kolejną piękną niepotrzebną scenę, w której wreszcie coś Sean Pean, po za chodzeniem po szklanym biurowcu, innych budynkach i plaży, mógłby zagrać.Adam pisze:tylko że potem moja rozkmina wzięła w łeb jak na końcu Penn z młodym się spotkali na plaży

Wiem, wiem jestem tak samo nudny z jechaniem po tym filmie, jak on sam. I tym bardziej staram się hamować, zwłaszcza, że Paweł "The Tree of Life" bardzo lubi, więc nie chcę go urazić. Przy czym dla mnie "The Tree of Life" jest filmem złym. I niestety nie chodzi mi tutaj o źle zrobionym czy coś w tym stylu. "Plan 9 z Kosmosu" jest zły, ale się fajnie ogląda. Nie chodzi mi o angielskie słowo "bad", ale "evil". Ten film to zło. Grupa osób z naprawdę sporym talentem i umiejętnościami, najnowsze techniki zostają wykorzystane do nakręcenia trzygodzinnego potworka, którego fabuła ogranicza się do jednej godziny. Tak, cała fabuła to historia tego dziecka, dzieci i ich ostrego ojca Brada Pitta. Pozostałe dwie godziny to bombardowanie nas pięknymi ujęciami i przekonywanie, że z każdej przekątnej można zrobić ujęcie.
Nie wspominając, że pierwsza godzina filmu, gdzie próbuje się porównać narodzenie wszechświata, z narodzinami każdego dziecka, to dla mnie jednak jedno wielkie marnowanie taśmy filmowej, czy też miejsca na dysku, nie wspominając o tych efektach specjalnych. Zwłaszcza, że zamiast godziny, da się to zrobić w 4 minuty, bez nadymania się, z fajnym podkładem muzycznym i to za mniejsze pieniądze:
http://www.youtube.com/watch?v=ub747pprmJ8
Ale pomijając, że jest to film nudny i w sumie o niczym, to jednak najbardziej nie lubię go, za jest styl, za to, że na siłę wmawia nam, że jest arcydziełem o opowiadającym i wielce poważnych sprawach. Niestety niesamowitą pychę czuję w "Tree of Life", przekonanie, że jest się lepszym, mądrzejszym, poważniejszym, artystyczniejszym i w ogóle. Nie lubię, kiedy film nachalnie chce mnie uświadomić jaki jest zajebisty. I dlatego też dla mnie (moja subiektywna ocena) "The Tree of Life" jest takim napuszonym balonem, przekonanym o swojej genialności, a tak naprawdę wystarczy wypuścić to całe powietrze i nie zostaje nic.
Jak kogoś uraziłem najmocniej przepraszam, ale po prostu nie potrafię opanować swoich emocji przy tym filmie. Przykro mi przepraszam i dziękuję za uwagę.
(szeptem) "Filmie, dlaczego Ciebie tak nie lubię?"
Lacrimosa Lacrimosa Lacrimosa...