Do Babucha:
Banał, banał, banał... Tak się zastanawiam jakie filmy nie są dla Ciebie banałem Razz bo co film, to Tobie się nie podoba. Razz Cameron be, Leone be, Spielberg be... Rozumiem, że ideałem jest jakaś mongolsko-tadżycka nowa fala albo kino moralnego niepokoju rodem z Albanii zadające pytania o istotę boga, człowieka i drugiego śniadania?
Mimo, że bardzo mocny i zarazem dobry argument to jednak wydaje mi się względem Babucha niesprawiedliwy. Gdyż nie napisał on "film banalny, nie podobał mi się." i tyle, kropka. Nie napisał bardzo długi komentarz, w którym podał dokładnie swoje odczucia po oglądnięciu filmu. Chociaż i tak z nie wszystkim się zgadzam. Gdyż też już często spotykałem się ze stwierdzeniami, że gdyby nie efekty to "Avatar" nie miałby nic do zaoferowania, gdyż fabuła i historia jest słaba. Ja na to zwykle argumentuje, że nie zawsze liczy się sama historia, ale też jak jest opowiedziana. A trzeba przyznać, że w "Avatarze:" James Cameron pokazuje, że potrafi świetnie opowiadać
Jeśli wejdziemy w jego świat i wyłączymy mózg ta bajka nawet bawi, a te prawie 3 godziny mijają szybko.
Argument z wyłączaniem mózgu mi się akurat nie podoba. "Avatar" jak i zresztą filmy Camerona to nie pusta rozrywka, gdzie należy wyłączać mózg, aby się dobrze bawić. Jest to oczywiście blockbuster, ale jak najbardziej na poziomie. Zresztą takie filmy też są potrzebne, gdyż gdyby,przynajmniej mnie, przyszło oglądać same "ambitne filmy" dramaty, melodramaty, filmy filozoficzne, egzystencjalne, to chyba bym się powiesił. Zresztą co chciałem po oglądnięciu "Tańcząc w Ciemnościach" Von Triera
trakcie ROTS można sobie jeno żyły podciąć.
Już nie przesadzaj i w ogóle jak już co to jest to raczej Twoja opinia, którą z trudem staram się uszanować

Ja bawiłem się świetnie
Oczywiście, że SWIII:RotS nie umywa się do Avatara to oczywiste i nie zamierzam w tej kwestii dyskutować.
Ja nie zamierzam też dyskutować. Ale nie dlatego, że się zgadzam, ale dlatego, że za bardzo oba filmy mi się podobają... Ba! Uwielbiam je

Żeby teraz pisać, że jeden jest lepszy od drugiego i tym samym obrzydzić sobie przyjemność jaką mi sprawia oglądanie obu tych dzieł.
A teraz o muzyce, gdyż od tego to forum jest od tego, od tego jest
Co do muzyki. Solidny, dobrze oddziałujący w kinie Horner. Z kilkoma pięknymi motywami (pierwszy bieg Jake w ciele avatara, niemal cała Wojna, pierwsza noc w lesie, czy nawet świetna druga część zgromadzenia klanów Na'vi – bez tego wstępu zimmeropodobnego). To brzmi sprawnie, tak jak w latach 90 ilustrowało się filmy.
Racja. Chociaż ten zimmeropodobny wstęp niezły

"Jake Enters His Avatar World", "Pure Spirits of the Forrest" i "The Bioluminescence of the Night" to naprawdę bardzo ładne kawałki. Do tego co epicki "War" i mamy genialny score
Ogólnie dobre rzemieślniczo, ale ja bym 5 nie postawił.
Ja postawiłem

Ale pewnie dlatego, że:
a) amator
b) brak obiektywizmu przez zachwyt filmem
c) przyjemność mi sprawia słuchanie tej muzyki
d) nie znam na tyle dokładnie, dobrze, solidnie innych score'ów Hornera, by mnie te zapożyczenia i niby brak oryginalności raziły
Zresztą ja jak już to nie raz, nie dwa, a kilkaset razy pisałem, dla mnie od oryginalności ważniejsze jest jak muzyka sprawdza się w filmie i jak na płycie, czy daje przyjemność słuchania. "Avatar" spisuje się tutaj dla mnie prawie bezbłędnie.
Mimo, że Avatar do dobry score, cały czas uważam że jako twórca A klasy, twórca wytyczający nowe tendencje w muzyce filmowej Horner się skończył.

A ja myślałem, że właśnie krytycy po przesłuchaniu "Avatara" stwierdzą, że Horner jednak potrafi dalej tworzyć dobrą muzykę.
Mnie się podoba, ale jak już przyznałem, Hornera lubiłem, znałem, ale nigdy nie ubóstwiałem i znałem na pamięć jak pewną inną dwójkę kompozytorów i pewnie stąd u mnie inaczej ten "Avatar" oddziałuje.
Z całym szacunkiem, ale pod tym względem to jego rywal Hans jest chyba ciekawszy. Więcej eksperymentuje i więcej szuka nowych rozwiązań.
O proszę

Co racja to racja
Ze zmiennym skutkiem jak zresztą wszyscy wiemy.
Szpila na końcu jednak musi być

Wiadomo nie zawsze eksperymenty muszą się dobrze kończyć, ale plusy za odwagę się należą
