Marek Łach pisze:Nikt nie powiedział, że statku nie próbowano zbadac, a ludzie nie potrafili obsługiwac obcej technologii, co zostało wyjaśnione wyraźnie w filmie, więc chocby go kroili na atomy, to niewiele by im to dało. Zresztą przecież w filmie ludzcy naukowcy wyraźnie rozumieją, na jakiej zasadzie działa broń krewetek, a to że nie potrafią jej obsłużyć wynika z uwarunkowań naszego DNA. Poza tym zdewastowanie statku krewetek byłoby aktem jawnej agresji o wiele dalej posuniętym niż eksmisje i kilka trupów padających przy ich okazji.
Jeśli rozumieli zasady działania to powinni na tej podstawie zbudować własne wersje broni, działające z DNA ludzkim. Ale sam statek, zdolny przemierzać kosmos i pokonywać ot tak sobie ziemską grawitację był niewątpliwie ciekawszym okazem badań niż jakiekolwiek karabiny obcych. Czy jego dewastowanie byłoby aktem agresji? Skoro krewetki były standardowo głupsze od Foresta, to raczej nie powinni się tym przejmować. Zwłaszcza, że i tak w planach było przesiedlenie do krewetkowego Oświęcimia.
Kolejne pytania: jak krewetki ściągnęły ze statku wiszącego kilkadziesiąt metrów nad ziemią broń i wielkie roboty? Przecież transport organizowała MNU. Wysłali helikoptery po krewetki i razem z nimi zabierali na pokład to wszystko? Pomijając kwestie techniczno-załadunkowe, to nie przeszkadzało im to? Nie zwracali na to uwagi?
Marek Łach pisze:Co do image'u MNU zgoda, ale co do ciachania żywcem nie - badanie odporności hybrydy, stopnia unerwienia... Przecież jest o tym wzmianka wcześniej w filmie. Naukowcy na pewno na wszystkie strony przebadali już krewetki, ale hybryda to zupełnie inny okaz i można ją badac w innych warunkach.
A hybryda w trakcie przemiany? To dopiero interesujące z naukowego punktu widzenia obserwować i badać kolejne fazy przemiany. Ale nie dla MNU. Lepiej zawczasu pociąć na części i zrobić sekcję. Więcej: zrobić sekcję zwłok przed śmiercią obiektu badań.
No a tu największy bzdet. Zamiana z jednego organizmu w drugi po psiknięciu się "sprayem". I to niby "Avatar" ma być baśniowy.
Oczywiście Wawrzyniec ma rację z tymi podobieństwami do "Muchy". Ja jeszcze widzę podobieństwo do "Total Recall" w scenie ucieczki bohatera ze stołu operacyjnego.
Oczywiście, żeby nie było, zgadzam się, że "Dystrykt 9" to jeden z najciekawszych filmów sci-fi ostatnich lat, ale też nie jest to jakieś wielkie i odkrywcze dzieło. W dodatku mam wrażenie, że Blomkamp nie mógł się do końca zdecydować, czy jechać z reportażową formą, czy bardziej klasyczną (i wyszło pół na pół), czy ma być realistycznie, prawdopodobnie, czy może bardziej alegorycznie - apertheid etc.. I tu też wyszło pół na pół. Bo niby krewetki to są zupełnie inne istoty od nas, o zupełnie innej budowie zewnętrznej, wewnętrznej, strukturze społecznej, w której mają przypominać owady. Z drugiej strony wyłamuje się z tego wątek ojczulka z ukochanym synusiem, którzy jakoś nie chcą pasować do konceptu kosmitów składających setki jaj i za bardzo się nimi nie przejmujących. I jeszcze te denne wątki "międzygalaktycznej prostytucji". No, sorry, ale czy krewetki w ogóle miały płeć?

Ziemskie kobiety były dla nich równie atrakcyjne jak oni dla nas.
Wątek przyjaźni międzyrasowej to żadna nowość w sci-fi, wiele książek go przerabiało i w moim odczuciu ciekawiej niż "D9", który go w sumie ledwie liznął. Także "Enemy Mine" to przerabiał i też o wiele ciekawiej, bo tam główny bohater nie musiał zmutować w Dracka, by zrozumieć obcą rasę.
Wawrzyniec - "Wall-E" to oczywiście również bardzo dobry film (mimo, iż wygląd tytułowego bohatera zerżnięto z "Krótkiego spięcia"

) ale to też nie za bardzo "science" fiction.
Żeby zakończyć wątek "D9" i wrócić do "Avatara"... Czy nie sądzicie, że Blomkamp oglądał "Futuramę" i polubił postać doktora Zoidberga?

;)
