Czego ostatnio słuchaliście?

Tutaj dyskutujemy o poszczególnych ścieżkach dźwiękowych napisanych na potrzeby kina.
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Mystery
James Horner
Posty: 25177
Rejestracja: pt gru 01, 2006 11:34 am

#1456 Post autor: Mystery » sob lis 27, 2010 16:57 pm

Bucholc Krok pisze:Może to jest ogólny przesyt muzyką? Ile ścieżek dziennie średnio słuchasz?
Po prostu kiedyś to bębnienie bardziej mi się podobało :) Teraz też mi się podoba, ale jak zobaczyłem swoje oceny pod reckami tych soundtracków, to wydały mi się one nieco fanbojowskie :wink:

bladerunner

#1457 Post autor: bladerunner » sob lis 27, 2010 16:59 pm

Mystery Man pisze:
Bucholc Krok pisze:Może to jest ogólny przesyt muzyką? Ile ścieżek dziennie średnio słuchasz?
Po prostu kiedyś to bębnienie bardziej mi się podobało :) Teraz też mi się podoba, ale jak zobaczyłem swoje oceny pod reckami tych soundtracków, to wydały mi się one nieco fanbojowskie :wink:
To samo będzie z lostami za parę lat :P :P . Pewnie ja na Grega też będę patrzył mniej przez pryzmat czystego faszyzmu z domieszką fanboizmu :).

Awatar użytkownika
Mystery
James Horner
Posty: 25177
Rejestracja: pt gru 01, 2006 11:34 am

#1458 Post autor: Mystery » sob lis 27, 2010 17:05 pm

bladerunner pisze:To samo będzie z lostami za parę lat :P :P . Pewnie ja na Grega też będę patrzył mniej przez pryzmat czystego faszyzmu z domieszką fanboizmu :).
Lost to po 4 latach brzmi jeszcze lepiej niż kiedyś :P

Awatar użytkownika
DanielosVK
Howardelis Vangeshore
Posty: 7893
Rejestracja: sob cze 26, 2010 13:43 pm

#1459 Post autor: DanielosVK » sob lis 27, 2010 18:50 pm

To ja sobie zdecydowałem trochę popisać chyba o najbardziej niedocenianym soundtracku (teraz niespodzianka ->) Howarda Shore'a.

Howard Shore - Looking for Richard

Świetna muzyka utrzymana w barokowym klimacie. I co tu dużo mówić? Po prostu klasa, poraża brzmieniem chóru i orkiestry. I właśnie co do chórów, to ja ten soundtrack poznałem oczywiście po LOTRze i bardzo zaskoczyło mnie to, jak tutaj niektóre partie na chór są podobne do tych z Władcy Pierścieni. Widać, że Shore przy swoich najbardziej znanych partyturach nieźle się posiłkował tym soundtrackiem.

1. Richard, Duke of York 4:09 (****)

Już od początku mocne wejście orkiestry i szybko dołączający chór śpiewający "Gloriaaa". W tle przygrywają również kościelne organy dodające całości niesamowitego klimatu. Po chwili chór cichnie i jest krótki motyw na dęciaki. Wtedy znów wchodzą chóry. Całość tworzy taką spokojną, ale niepokojącą aurę, szczególnie gdy męska część chóru zaczyna śpiewać "Gloria in excelsis deo".
W całym utworze orkiestra ogólnie ogranicza się głównie do takiego mrocznego buczenia, jak np. w Milczeniu Owiec, choć tutaj jest to dużo przystępniejsze, tym bardziej, że jest to tylko tło. Świetne wprowadzenie do ogólnego klimatu płyty.

2. Queen Margaret 3:13 (****)

Oto i najkrótszy, a zarazem jedyny utwór na płycie bez chóru, rozpoczynający się rytmiczną przygrywką na bodajże wiolonczele, do których szybko dołącza "skrzypienie" skrzypiec. Później również słychać uderzenia w kotły. Mniej więcej w drugiej minucie wchodzi druga partia smyczków, taka dosyć kojąca i przyjemna dla ucha. Potem wchodzi motywik (oczywiście skrzypcowy), który mi się osobiście trochę z LOTRem kojarzy, a wszystko zostaje zakończone organowym burknięciem. Mozolny, ale przyjemny utwór.

3. Lady Anne Neville 10:29 (*****)

Zaczyna się smutnym motywikiem na flety, potem wchodzi chór żeński, do którego szybko dołącza i męski. Póki co, jest bardzo spokojnie i tak melancholijnie. Na końcu 3 minuty wchodzą uderzenia kotłów i dęte blaszane, nadające trochę szybszego (choć nadal nie aż nadto) tempa. Jednak nie na długo, bo po chwili wszystko znów się uspokaja i wchodzą lekkie motywiki na smyczki i dęte drewniane (chyba klarnety). Zaraz potem znów odzywa się chór (tym razem tylko żeńska część) śpiewając wg mnie dość wesołą melodię. Potem motyw przejmuje męska część chóru. Wszystko w towarzystwie urywanego akompaniamentu dętych drewnianych i smyczków.
W połowie 6 minuty nadchodzi zmiana klimatu na bardziej niepokojący za sprawą mozolnych, przeplatających się chórów żeńskich i męskich, które po jakimś czasie cichną by po mrocznym wejściu smyczków znów się odezwać. Teraz już nie panuje mrok, a ponownie smutek i melancholia. Chóry brzmią tu bardzo pięknie przy akompaniamencie pojawiających się i znikających smyczków oraz ciągle grających przerywany motyw fagotów.

4. George, Duke of Clarence 11:42 (*****)

Zaczyna się dynamicznie, od mocnego wejścia blaszaków. Po chwili wchodzą piękne, poruszające organy, szybko przerwane mroczną grą dęciaków i przygrywających im kotłów. Gdy te cichną, wchodzi dramatyczny motyw śpiewany przez chór, znowu dosyć mozolnie, ale jak zawsze z poruszającym efektem. Potem przez dłuższy czas słychać urywany motyw chóru oraz grających w tle organów i fagotów, następnie wraca niepokojący klimat budowany fagotami, blaszakami i kotłami. Potem wchodzą narastające chóry, który w samej końcówce przypominają mi niesamowicie LOTRa.
Następnie potężne walnięcia w kotły totalnie zmieniają klimat na monumentalny i bojowy. Tutaj jednak chyba nic nie może trwać długo, bo wkrótce potem znów wszystko cichnie, wracając do mrocznego klimatu, by zarazem potem dojść do kolejnego potężnego wejścia chóru i dętych blaszanych. I jeszcze raz wszystko się uspokaja. Mamy 9 minutę i pojawia się dosyć smutny motyw grany przez smyczki. W połowie w.w. minuty pojawia się męska część chóru śpiewająca smutną, sakralną melodię, szybko przejętą przez orkiestrę.
W ok. 11 minucie znowu mamy monumentalny motyw na chór, wspomagany potężną grą organów. Koniec najdłuższego utwory na płycie. Istna mieszanka nastrojów, wspaniałe przeplatanie się orkiestry i chóru. Warto znać.

5. William, Lord Hastings 5:22 (*****)

Zaczyna się smętnym buczeniem fagotów (choć w sumie trudno mi określić co tutaj tak buczy), a następnie wchodzi bardzo smutny motyw na blaszaki, przeplatający się z innym motywem na partie smyczkowe. W połowie 2 minuty wchodzi rytmiczna gra dętych drewnianych wspomaganych kotłami, stanowiących tło dla wolnego śpiewu chóru męskiego.
Po 4 minucie potężne uderzenia w kotły wprowadzają w powtórzenie rytmicznej gry wcześniej fagotów, teraz dętych blaszanych. Brzmi to wszystko monumentalnie. Osobiście mój ulubiony utwór.

6. Ghosts 4:05 (*****)

Zaczyna się od szybkiej, rytmicznej gry smyczków i kotłów grających pod potężne, bojowe chóry. Później, już trochę spokojniej gra sama orkiestra, w roli głównej blaszaki, grające na przemian ze smyczkami przejmujące motywy. Po drugiej minucie wchodzą potężne, rytmiczne kotły zwiastujące późniejsze blaszaki grające w raz z organami świetny motyw, zwieńczony wzniosłym chórem.
Świetnie brzmią tu razem chóry, organy, zawodzące dęciaki oraz potężne uderzenia w kotły. Świetny, chyba najbardziej dynamiczny i niezmienny w klimacie utwór.

7. Henry, Earl of Richmond 6:06 (*****)

Zaczyna się spokojnymi, ale mrocznymi uderzeniami w kotły do których powoli dołącza buczenie fagotu [?]. Następnie wchodzi chór, jak zwykle efektowny, mimo, że tym razem nie za głośny. Ogólnie tak jak poprzednio, chór się co chwila z orkiestrą przeplata, cały czas dominują poruszające motywy, a w tle biją kotły, aż do drugiej połowy trzeciej minuty, gdzie następuje punkt kulminacyjny. Potężne chóry wykrzykujące razem z blaszakami monumentalny, patetyczny wręcz motyw, wspierane głośnymi kotłami. Szkoda, że nie trwa to dłużej, bo mówiąc krótko MIAŻDŻY CYCE.
Potem jest już spokojniej, choć też nie aż tak. Piękne zawodzenie chóru z równie pięknymi organami w tle. Utwór kończy się takim smutnym "dorimeee". I tak również kończy się cała płyta, godnie, efektownie i poruszająco.


Podsumowując, płyta jest genialna:

Obrazek

Proszę mi wybaczyć (jeśli ktokolwiek w ogóle to czytał), że opisy utworów są niezbyt dobre stylistycznie, ale pisałem w trakcie słuchania także nie za bardzo mogłem zgrabnie wszystko ująć, z resztą - doskwierał mi strasznie brak synonimów i to widać przy czytaniu. Zdaję sobie sprawę, że jest również dosyć chaotycznie. Samo słownictwo również chyba wyszło dosyć sucho i niezbyt uczuciowo, ale trudno. Mógłbym się usprawiedliwić, że piszę z bólem głowy i tym, że od kilku dni chodzę w dodatku zupełnie niewyspany i trudno jest mi się skupić, ale i tak mogło być lepiej. Na rekompensatę dodam tylko, że płyta miażdży cyce. :)

Z całego serca polecam wszystkim ten soundtrack, świetny technicznie, porażający brzmieniem. Wszystko ma taką sakralną, ale w pewnym sensie również epicką wymowę. Jest to score wg mnie oryginalny i niepowtarzalny, który polecam również fanom muzyki do LOTRów, ponieważ miejscami wyraźnie widać, że ma ona gdzieniegdzie swe podwaliny właśnie w "Looking for Richard". Szkoda tylko, że nie miałem okazji usłyszeć tej muzyki w kontekście filmu.

Oryginalność: Obrazek
Muzyka na płycie: Obrazek
Ogólnie: Obrazek
Fe.

Cóż za score, Howard Shore.

Awatar użytkownika
muaddib_dw
Zdobywca Oscara
Posty: 3237
Rejestracja: wt lis 24, 2009 16:40 pm
Lokalizacja: Kargowa

#1460 Post autor: muaddib_dw » ndz lis 28, 2010 17:33 pm

Adam Krysiński pisze:Z racji nadchodzącej Narni odkurzyłem z półek dwa Arnoldy:

Obrazek

geniusz z cudownymi tematami i klimatem Barryego. Niestety nie widziałem filmu więc nie wiem jak się tam sprawuje ale w plenerach pewnie bosko - 5/5

Obrazek

ostatni jak na razie z "spokojniejszych" Arnoldów - 4/5, ale nie bardzo potrafię zrozumieć dlaczego na każdym kroku Arni podkreśla że to jego ulubiony score prywatnie :) płyta troszkę za długa, choć nie ulega wątpliwości że majestat i klimat ma.
Dwa świetne soundtracki które także posiadam. Wczoraj również słuchałem Arnolda mniej klasycznego Four Brothers - orkiestra+jazz+ funky+elektronika, klimatem przypominające trochę kino policyjne lat 70-ch lubię wracać do tej pracy, bardzo dobrze się tego słucha. Fajny temat główny zwłaszcza ciekawie prezentujący się w drugim utworze z czarną wokalistką przypominającą mi genialne Dark Side of the Moon :)
http://www.youtube.com/watch?v=cuFECA8U ... re=related a tu kawałek otwierający http://www.youtube.com/watch?v=emgT4W_j ... re=related Polecam.

Awatar użytkownika
Koper
Ennio Morricone
Posty: 26547
Rejestracja: pn mar 06, 2006 22:16 pm
Lokalizacja: Zielona Góra
Kontakt:

#1461 Post autor: Koper » ndz lis 28, 2010 21:58 pm

Mystery Man pisze:Naoki Sato - Ryomaden vol. 1, 2 i 3
Z poziomem różnie, raz lepiej, raz gorzej, ogólnie prace na takie 3.5, ale obdarzone wieloma kapitalnymi kawałkami, w tym udziela się Lisa Gerrard
http://www.youtube.com/watch?v=klWQzY5M ... re=related
Jakby wybrać co najlepsze i wrzucić na jedną płytkę, to byłby mocnoczwórkowy album, a tak to świetne jest tylko momentami.
Swoją drogą, z czego wynikł ten podział na 3 volumy? Wynika to z jakichś sezonów, odcinków, czy tak podzielili by więcej zarobić na soundtrackach? :)
"Hans Zimmer w tej chwili nic nie potrzebuje. (...) Ciebie też nie potrzebuje." - Paweł Stroiński

Awatar użytkownika
Mystery
James Horner
Posty: 25177
Rejestracja: pt gru 01, 2006 11:34 am

#1462 Post autor: Mystery » ndz lis 28, 2010 23:04 pm

Patrząc na wiki jest to zapewne muza z sezonów 1 i 2 wyemitowanych w 2010. Na 2011 szykowana jest 3 i 4 odsłona.
Takie The best off niewątpliwie było by lepszym rozwiązaniem.

Awatar użytkownika
Adam
Jan Borysewicz
Posty: 60023
Rejestracja: wt lis 24, 2009 19:02 pm

#1463 Post autor: Adam » śr gru 01, 2010 14:04 pm

DanielosVK pisze:To ja sobie zdecydowałem trochę popisać chyba o najbardziej niedocenianym soundtracku (teraz niespodzianka ->) Howarda Shore'a.

Howard Shore - Looking for Richard

Świetna muzyka utrzymana w barokowym klimacie. I co tu dużo mówić? Po prostu klasa, poraża brzmieniem chóru i orkiestry. I właśnie co do chórów, to ja ten soundtrack poznałem oczywiście po LOTRze i bardzo zaskoczyło mnie to, jak tutaj niektóre partie na chór są podobne do tych z Władcy Pierścieni. Widać, że Shore przy swoich najbardziej znanych partyturach nieźle się posiłkował tym soundtrackiem.

1. Richard, Duke of York 4:09 (****)

Już od początku mocne wejście orkiestry i szybko dołączający chór śpiewający "Gloriaaa". W tle przygrywają również kościelne organy dodające całości niesamowitego klimatu. Po chwili chór cichnie i jest krótki motyw na dęciaki. Wtedy znów wchodzą chóry. Całość tworzy taką spokojną, ale niepokojącą aurę, szczególnie gdy męska część chóru zaczyna śpiewać "Gloria in excelsis deo".
W całym utworze orkiestra ogólnie ogranicza się głównie do takiego mrocznego buczenia, jak np. w Milczeniu Owiec, choć tutaj jest to dużo przystępniejsze, tym bardziej, że jest to tylko tło. Świetne wprowadzenie do ogólnego klimatu płyty.

2. Queen Margaret 3:13 (****)

Oto i najkrótszy, a zarazem jedyny utwór na płycie bez chóru, rozpoczynający się rytmiczną przygrywką na bodajże wiolonczele, do których szybko dołącza "skrzypienie" skrzypiec. Później również słychać uderzenia w kotły. Mniej więcej w drugiej minucie wchodzi druga partia smyczków, taka dosyć kojąca i przyjemna dla ucha. Potem wchodzi motywik (oczywiście skrzypcowy), który mi się osobiście trochę z LOTRem kojarzy, a wszystko zostaje zakończone organowym burknięciem. Mozolny, ale przyjemny utwór.

3. Lady Anne Neville 10:29 (*****)

Zaczyna się smutnym motywikiem na flety, potem wchodzi chór żeński, do którego szybko dołącza i męski. Póki co, jest bardzo spokojnie i tak melancholijnie. Na końcu 3 minuty wchodzą uderzenia kotłów i dęte blaszane, nadające trochę szybszego (choć nadal nie aż nadto) tempa. Jednak nie na długo, bo po chwili wszystko znów się uspokaja i wchodzą lekkie motywiki na smyczki i dęte drewniane (chyba klarnety). Zaraz potem znów odzywa się chór (tym razem tylko żeńska część) śpiewając wg mnie dość wesołą melodię. Potem motyw przejmuje męska część chóru. Wszystko w towarzystwie urywanego akompaniamentu dętych drewnianych i smyczków.
W połowie 6 minuty nadchodzi zmiana klimatu na bardziej niepokojący za sprawą mozolnych, przeplatających się chórów żeńskich i męskich, które po jakimś czasie cichną by po mrocznym wejściu smyczków znów się odezwać. Teraz już nie panuje mrok, a ponownie smutek i melancholia. Chóry brzmią tu bardzo pięknie przy akompaniamencie pojawiających się i znikających smyczków oraz ciągle grających przerywany motyw fagotów.

4. George, Duke of Clarence 11:42 (*****)

Zaczyna się dynamicznie, od mocnego wejścia blaszaków. Po chwili wchodzą piękne, poruszające organy, szybko przerwane mroczną grą dęciaków i przygrywających im kotłów. Gdy te cichną, wchodzi dramatyczny motyw śpiewany przez chór, znowu dosyć mozolnie, ale jak zawsze z poruszającym efektem. Potem przez dłuższy czas słychać urywany motyw chóru oraz grających w tle organów i fagotów, następnie wraca niepokojący klimat budowany fagotami, blaszakami i kotłami. Potem wchodzą narastające chóry, który w samej końcówce przypominają mi niesamowicie LOTRa.
Następnie potężne walnięcia w kotły totalnie zmieniają klimat na monumentalny i bojowy. Tutaj jednak chyba nic nie może trwać długo, bo wkrótce potem znów wszystko cichnie, wracając do mrocznego klimatu, by zarazem potem dojść do kolejnego potężnego wejścia chóru i dętych blaszanych. I jeszcze raz wszystko się uspokaja. Mamy 9 minutę i pojawia się dosyć smutny motyw grany przez smyczki. W połowie w.w. minuty pojawia się męska część chóru śpiewająca smutną, sakralną melodię, szybko przejętą przez orkiestrę.
W ok. 11 minucie znowu mamy monumentalny motyw na chór, wspomagany potężną grą organów. Koniec najdłuższego utwory na płycie. Istna mieszanka nastrojów, wspaniałe przeplatanie się orkiestry i chóru. Warto znać.

5. William, Lord Hastings 5:22 (*****)

Zaczyna się smętnym buczeniem fagotów (choć w sumie trudno mi określić co tutaj tak buczy), a następnie wchodzi bardzo smutny motyw na blaszaki, przeplatający się z innym motywem na partie smyczkowe. W połowie 2 minuty wchodzi rytmiczna gra dętych drewnianych wspomaganych kotłami, stanowiących tło dla wolnego śpiewu chóru męskiego.
Po 4 minucie potężne uderzenia w kotły wprowadzają w powtórzenie rytmicznej gry wcześniej fagotów, teraz dętych blaszanych. Brzmi to wszystko monumentalnie. Osobiście mój ulubiony utwór.

6. Ghosts 4:05 (*****)

Zaczyna się od szybkiej, rytmicznej gry smyczków i kotłów grających pod potężne, bojowe chóry. Później, już trochę spokojniej gra sama orkiestra, w roli głównej blaszaki, grające na przemian ze smyczkami przejmujące motywy. Po drugiej minucie wchodzą potężne, rytmiczne kotły zwiastujące późniejsze blaszaki grające w raz z organami świetny motyw, zwieńczony wzniosłym chórem.
Świetnie brzmią tu razem chóry, organy, zawodzące dęciaki oraz potężne uderzenia w kotły. Świetny, chyba najbardziej dynamiczny i niezmienny w klimacie utwór.

7. Henry, Earl of Richmond 6:06 (*****)

Zaczyna się spokojnymi, ale mrocznymi uderzeniami w kotły do których powoli dołącza buczenie fagotu [?]. Następnie wchodzi chór, jak zwykle efektowny, mimo, że tym razem nie za głośny. Ogólnie tak jak poprzednio, chór się co chwila z orkiestrą przeplata, cały czas dominują poruszające motywy, a w tle biją kotły, aż do drugiej połowy trzeciej minuty, gdzie następuje punkt kulminacyjny. Potężne chóry wykrzykujące razem z blaszakami monumentalny, patetyczny wręcz motyw, wspierane głośnymi kotłami. Szkoda, że nie trwa to dłużej, bo mówiąc krótko MIAŻDŻY CYCE.
Potem jest już spokojniej, choć też nie aż tak. Piękne zawodzenie chóru z równie pięknymi organami w tle. Utwór kończy się takim smutnym "dorimeee". I tak również kończy się cała płyta, godnie, efektownie i poruszająco.


Podsumowując, płyta jest genialna:

Obrazek

Proszę mi wybaczyć (jeśli ktokolwiek w ogóle to czytał), że opisy utworów są niezbyt dobre stylistycznie, ale pisałem w trakcie słuchania także nie za bardzo mogłem zgrabnie wszystko ująć, z resztą - doskwierał mi strasznie brak synonimów i to widać przy czytaniu. Zdaję sobie sprawę, że jest również dosyć chaotycznie. Samo słownictwo również chyba wyszło dosyć sucho i niezbyt uczuciowo, ale trudno. Mógłbym się usprawiedliwić, że piszę z bólem głowy i tym, że od kilku dni chodzę w dodatku zupełnie niewyspany i trudno jest mi się skupić, ale i tak mogło być lepiej. Na rekompensatę dodam tylko, że płyta miażdży cyce. :)

Z całego serca polecam wszystkim ten soundtrack, świetny technicznie, porażający brzmieniem. Wszystko ma taką sakralną, ale w pewnym sensie również epicką wymowę. Jest to score wg mnie oryginalny i niepowtarzalny, który polecam również fanom muzyki do LOTRów, ponieważ miejscami wyraźnie widać, że ma ona gdzieniegdzie swe podwaliny właśnie w "Looking for Richard". Szkoda tylko, że nie miałem okazji usłyszeć tej muzyki w kontekście filmu.

Oryginalność: Obrazek
Muzyka na płycie: Obrazek
Ogólnie: Obrazek
nie zgadzam się z ocenami, ale fakt - to dość odmienny i nietypowy score. Dla mnie za długi i za monotonny, ale za pomysł max się nalezy. Tak czy siak niejest to łatwa płyta.
#FUCKVINYL

Awatar użytkownika
DanielosVK
Howardelis Vangeshore
Posty: 7893
Rejestracja: sob cze 26, 2010 13:43 pm

#1464 Post autor: DanielosVK » śr gru 01, 2010 14:26 pm

Wcale nie twierdziłem, że łatwa. Ale jeśli dobrze wczuć się w klimat, potrafi powalić.
Fe.

Cóż za score, Howard Shore.

Mefisto

#1465 Post autor: Mefisto » śr gru 01, 2010 14:34 pm

Adam, nie potrafisz cytować selektywnie?

Mark Mancina - Blood+ - pierwszy soundtrack kapitalny! Ma moc, klimat i świetne melodie. Drugi troszkę gorszy, ale też sporo świetnych fragmentów. Razi trochę zżyna z The Rock i MV z tamtego okresu ogólnie, ale generalnie to lepszy z MM w ogóle.

4,5 / 5

Awatar użytkownika
Adam
Jan Borysewicz
Posty: 60023
Rejestracja: wt lis 24, 2009 19:02 pm

#1466 Post autor: Adam » śr gru 01, 2010 14:35 pm

Mancina rulez.. nie zauważyłem tego.. ale i tak wolę Twistera, Speed 2, Bad Boysy i Moll Flanders.. 4 megakulty 8)
#FUCKVINYL

Awatar użytkownika
Mystery
James Horner
Posty: 25177
Rejestracja: pt gru 01, 2006 11:34 am

#1467 Post autor: Mystery » śr gru 01, 2010 14:40 pm

Adam Krysiński pisze:Mancina rulez.. nie zauważyłem tego.. ale i tak wolę Twistera, Speed 2, Bad Boysy i Moll Flanders.. 4 megakulty 8)
Znaczy nie słuchałem, ale tamte i tak lepsze? :) Blood+ naprawdę dobre, warto poznać tym bardziej komuś piszącemu Mancina rulez :wink:

Awatar użytkownika
Adam
Jan Borysewicz
Posty: 60023
Rejestracja: wt lis 24, 2009 19:02 pm

#1468 Post autor: Adam » śr gru 01, 2010 14:42 pm

ale ja znam B+!! :) tyko uważam że moja czwórka lepsza każdorazowo od B+ :P
#FUCKVINYL

Awatar użytkownika
DanielosVK
Howardelis Vangeshore
Posty: 7893
Rejestracja: sob cze 26, 2010 13:43 pm

#1469 Post autor: DanielosVK » pn gru 13, 2010 16:46 pm

Hans Zimmer - The Power of One

Jeden z moich ulubionych Zimmerów. Świetny klimat, poruszające melodie, wszystko z afrykańskim duchem.

1. The Rainmaker (7:46) (*****)

Rozpoczyna się pięknym śpiewem Lebo M (chyba) oraz wtórującym mu męskim chórem. Po chwili wymiana rolami. Potem klimat się zmienia na dosyć wesoły, wręcz sielankowy i aż chce się skakać do tej muzyki. Moment kulminacyjny utworu zachodzi w 3:31 "wielkim chóralnym bum", gdy muzyka aż porywa i chce się w raz z murzynami walczyć o wolność. Pod koniec utwór, po dosyć niepokojącym momencie, przybiera znowu klimat luzacki i wesoły. W tle cały czas subtelne bębenki i elektronika, nie wybijające się jednak. Świetne.

2. Mother Africa (6:19) (*****)

Zaczyna się ładną melodią na pianino, po chwili znów wkracza chór. Ten też przeważa w całym utworze. Utwór miejscami wesoły, a miejscami smutny, a może nawet dramatyczny. Szczególnie od 3:24 następuje jeden z moich ulubionych momentów na płycie, genialny moment.

3. Of Death & Dying (4:11) (*****)

Zaczyna się smutnym i dosyć spokojnym wokalem. Potem dołącza chór, mrucząc bardzo poruszającą melodię. Cały utwór jest dosyć spokojny i bardzo smutny, czym dobrze oddaje swój tytuł. Nawet flecik się znalazł.

4. Limpopo River Song (3:20) (*****)

Zaczyna się elektroniką naśladująca wodne pluskanie (a może są to nawet prawdziwe odgłosy?) oraz jakimiś głosami w tle, bardzo ciekawe. Potem wchodzi motyw taki jakby luzacki, ale w głębi jednak smutny, zapoczątkowany krótko przez jakiś męski wokal i dokańczany przez chór. Kolejny spokojny utwór, zwieńczony powrotem do wodnego pluskania.

5. The Power of One (Teddy Pendergrass) (5:17) (***)

Piosenka. Teddy Pendergrass. Z perkusją (beatem?). I angielskim tekstem. I całkowicie solowym wokalem. Fe. Niby przyjemny i wpadający w ucho, ale mnie osobiście całkowicie wytrąca z klimatu płyty. W gruncie rzeczy dałbym czwórkę, ale jednak nie, mi tutaj to wszystko nie pasuje...

6. Woza Mfana (1:56) (*****)

Zaczyna się przyjemnym mruczeniem chóru, rytmicznymi bębenkami, piszczeniem fleciku i zawodzeniem Lebo M. Potem na główny plan wychodzi zawodzenie jakiejś kobiety, a od 1:08 wchodzi naprawdę cudowny moment, który, ośmielę się zaryzykować to stwierdzenie, jest moim ulubionym momentem na całej płycie. Świetny utworek, szkoda, że taki krótki.

7. Southland Concerto (2:26) (*****)

W sumie nic nowego w stosunku do poprzednich utworów - afrykańskie chóry śpiewające piękne melodie + jakieś wokale, skrzeki i wokalizy w tle. Z tym, że ten utwór jest po prostu świetny, bo motyw mu przewodzący jest piękny i tyle.

8. Senzenina (1:48) (****)

Spokojny i ładny utwór, ale utwór przypomina mi jakoś... kolędę. Albo coś innego, czego nie lubię. W sumie przymykając na to oko, utwór jest bardzo ładny i bardzo klimatyczny, ale nie ruszył mnie aż tak bardzo jak reszta. W sumie dobrze, że krótki dosyć.

9. Penny Whistle Song (2:14) (*****)

Zaczyna się wesołą grą fletu (piszczałek?), zaraz potem dochodzi radosne klaskanie, a nawet przyciszona nieco, luzacka gitara. Po chwili dochodzi również i afrykański chór mieszany, śpiewający równie radosną pieśń. Dobre na poprawę humoru, po prostu przyjemnie się słucha i znowuż chce się tańczyć do tej muzyki.

10. The Funeral Song (1:42) (***)

Chóralne, żałobne zawodzenie. Przyjemne, ale trochę męczące i mnie w sumie za bardzo nie rusza.

11. Wangal' Unozipho (3:24) (*****)

To, co i we wcześniejszych utworach. Chór + dziwne odgłosy i improwizacje w wykonaniu pojedynczych wokalistów. Tutaj w wersji spokojnej i bardzo luzackiej. Również dobre na poprawę humoru.

12. Mother Africa Reprise (8:02) (*****)

Świetna, zmieniona wersja utworu drugiego, która mi się chyba bardziej podoba od pierwowzoru. To co z "Mother Africa" zostało oczywiście miodne, a to co dodano (szczególnie mroczny i bojowy początek, a dalej bardzo dramatyczny) jeszcze lepsze. Wzruszające - trza posłuchać.


Ogólnie, jak wspominałem, jest to jeden z moich ulubionych Zimmerów, który stawiam sobie ponad wszystko co ów kompozytor stworzył przez ostatnie 5 lat (poza Kodem Da Vinci). Chciałbym, żeby Zimmer jeszcze kiedyś zszedł na ziemię i napisał coś do jakiegoś niskobudżetowego dramatu, dalekiego od hollywoodzkiej komercji. W cyferkach będzie to:

Oryginalność: Obrazek
Muzyka w filmie: Obrazek
Muzyka na płycie: Obrazek
Ogólnie: Obrazek

Da.
Fe.

Cóż za score, Howard Shore.

Awatar użytkownika
Koper
Ennio Morricone
Posty: 26547
Rejestracja: pn mar 06, 2006 22:16 pm
Lokalizacja: Zielona Góra
Kontakt:

#1470 Post autor: Koper » pn gru 13, 2010 17:57 pm

Właśnie chyba pokonałeś Wawrzka i jego Incepcję. ;):D
"Hans Zimmer w tej chwili nic nie potrzebuje. (...) Ciebie też nie potrzebuje." - Paweł Stroiński

ODPOWIEDZ