Jak napisałem - każdy może to zrobić, więc jak ktoś nie robi (i nie ryzykuje) - nie narzeka (choć to utopia, zwłaszcza w PolsceBucholc Krok pisze:Kto w nocy, ten w nocy.. niektórzy nie muszą i to jest dodatkowy problem.Poza tym ci, jak ich nazywasz, resellerzy nie kupują tych płyt po to, żeby je później odsprzedawać z jakimś sensownym zyskiem, tylko, żeby się w maksymalnie krótkim czasie maksymalnie obłowić. Dla mnie to jest spekulacja, a nie 'reselling'.

Szefowie Intrady są miłośnikami muzyki filmowej i dla nich często właśnie wydają płyty. Miłośnicy Ci jednak są zupełnie nieprzewidywalni. Dlatego firma - jak każda firma - która ma zarabiać i się utrzymywać, aby była w ogóle w stanie wydawać następne płyty - musi dobrze wyważyć wysokość limitu. Przykładem niech będzie ostatnie wydanie właśnie Michaela Smalla (tak, tego samego co "China Syndrome"!) - "Comes A Horseman". Wydanie limitowane 1500szt., szeroko "chciane" na kilku forach, wręcz żądane!, piękna muzyka w stereo, mały nakład, i co? LEŻY...Bucholc Krok pisze:Ja generalnie jestem za wolnym rynkiem, ale to co się dzieje w przypadku wydań po 1000 sztuk w Intradzie i Varese uważam za patologię raczej. Oczywiście wina jest po stronie wytwórni, które zamiast wprowadzać limity (dobrze zdają sobie sprawę, co będzie się działo z tak mikrymi nakładami) od początku (a najlepiej wydawać możliwie jak najwięcej sztuk) wolą sprzedać wszystko w jak najkrótszym czasie. A później wciskają kit, że oni wydają płyty dla miłośników muzyki.
A tak po prawdzie to dyskusja w tym temacie jest czysto akademicka - bo przecież Intrada w przypadku "China Syndrome" była zobligowana umową do wydania takiej ilości sztuk i nie było to ICH widzimisię... Jak chcieli wydać - mogli tylko tyle albo wcale...
Nawet Predator, który chyba ciężko porównać do "China Syndrome" chodzi teraz po $150, a można go i ustrzelić nieco taniej, więc nie przesadzałbym...Bucholc Krok pisze:Albo po 200$ lub 300$..będą mieli po $100, po kilku miesiącach po $50, a po roku - jakieś $25-$35...