Marek Łach pisze:(tutaj nawet nie podawałem argumentów, poza tym, że Harold w filmie kiepsko działa

)
To argument fałszywy. Poza tym sam nie podałeś argumentów, a wymagałeś ich od nas. Ale ok, podaliśmy Ci. A Ty ciągle swoje. Akurat "Transformesom" jeszcze popularnością daleko do "Axela F." choć na pewno stoją wyżej niż Desplaty. Za ten "Zmierzch" to bym jak Adam go tak nie krytykował, chyba trudno by się w tym filmie przebić z muzyką. Ale miał parę produkcji fantasy ("Złoty kompas", "Pana Magorium...") i jakoś tak niczym się w zbiorową świadomość słuchaczy nie wbił. Teraz będzie miał olbrzymią szansę z "Harrym Potterem". Zobaczymy czy będzie w stanie dodać do serii kapkę charakterystycznego brzmienia, jakiś motyw, cokolwiek co na stałe do niej przylgnie, czy też HP to już zawsze będzie ten w sumie dość średni jak dla mnie temat Hedwigi.
Wracając do Harolda to nie trzeba się bawić w żadnego psychologa, żeby stwierdzić, że jak jakiś styl Ci nie leży to od razu to dla Ciebie gówno, kicz, obraza muzyki filmowej i God Only Knows co jeszcze. Mi też pewne style nie leżą i po prostu ich nie zgłębiam a nie wypisuję, że nienawidzę i że to jest be, ja słucham ambitnych rzeczy a Wy kupy. Zwłaszcza, że nikt tu nie robi z Faltermeyera nie wiadomo kogo. Jego utwory fajnie pasowały do pewnego gatunku filmów z lat 80. i gdy teraz ktoś próbuje do niej powrócić w formie pastiszu to nie przez przypadek sięga po Faltermeyera właśnie. A Harold daje dokładnie takie brzmienie, jakie pewnie było oczekiwane.
Jeśli oczekujesz poparcia dla Swoich tez to załóż topik odnośnie metafizycznych analiz ambitnych dzieł muzyki filmowej i tam będzie można sobie podyskutować o (nad)interpretacjach Desplata, a tutaj w tym wątku jednak dominującą tezą pozostanie, że Harold jest spoko.
