MARC STREITENFELD

Tutaj dyskutujemy o poszczególnych ścieżkach dźwiękowych napisanych na potrzeby kina.

CZY MARC STREITENFELD JEST LAMĄ?

TAK
9
69%
NIE
2
15%
NIE ZNAM JEGO TWORCZOSCI,WIĘC NIE MAM ZAMIARU ODDAWAC GŁOSU W TEJ ANKIECIE
2
15%
 
Liczba głosów: 13

Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Ele
Początkujący orkiestrator
Posty: 626
Rejestracja: ndz maja 17, 2009 16:05 pm

#1 Post autor: Ele » pt cze 04, 2010 15:54 pm

No ale Mystery sam musisz przyznać, że dwójka dla Robina za płytę to już troszkę lekkie przegięcie, szczególnie że w moim odczuciu mimo wad to naprawdę słuchalna praca.

Awatar użytkownika
Marek Łach
+ Jerry Goldsmith +
Posty: 5671
Rejestracja: śr maja 04, 2005 16:30 pm
Lokalizacja: Kraków

#2 Post autor: Marek Łach » pt cze 04, 2010 15:55 pm

Ele pisze:Szczerze mówiąc nigdy nie dają oceny patrząc na poprzednie score-y, w stylu "o kurczę dałem score'owi X ocenę Y, a to jest lepsze, czyli dam Y+1". Zawsze do każdego score'a podchodzę osobno i wystawiam ocenę patrząc przede wszystkim na słuchalność i.e. jak dużo frajdy sprawia mi słuchanie owej muzyki. Stąd możliwa czwórka dla Robina.
Takie podejście z mojej strony jako recenzenta byłoby absurdalne.
dziekan pisze: Marek przesadził i powinien o tym wiedziec.Recenzje na filmmusic.pl to w dużym stopniu propaganda przeciwko RCP/MV i taka jest prawda Smile
Które? Sporządź listę. I dlaczego? Bo pod recenzją Robin Hooda spośród krytykujących tekst tylko Mefisto przedstawił merytoryczną argumentację.

Awatar użytkownika
Mystery
James Horner
Posty: 25177
Rejestracja: pt gru 01, 2006 11:34 am

#3 Post autor: Mystery » pt cze 04, 2010 15:58 pm

Tylko stawiacie 4 Robinowi, a później powiedzmy PoP - 4, Narnia 3 - 4.5, Airbender 4.5, Potter 4 - oceny podobne, więc poziom pewnie też podobny, a tak naprawdę Robin, póki co, znacznie odstaje od Popa i Airbendera.
Mi się Robina też dobrze słucha, ale 4 nigdy u mnie nie dostanie. Taka ocena powinna być zarezerwowana dla naprawdę dobrych prac, a nie tylko takich które dobrze nam się słucha.

Awatar użytkownika
Wawrzyniec
Hans Zimmer
Posty: 34961
Rejestracja: sob lip 12, 2008 02:00 am
Kontakt:

#4 Post autor: Wawrzyniec » pt cze 04, 2010 15:59 pm

Radzę przenieść debatę nad "Robin Hoodem" do działu o "Robin Hoodzie". Przy okazji trochę to zabawne, ale patrząc po ilości komentarzy to praca Streitenfedla jest jak na razie najgłośniejszym scorem roku :P

A tutaj to jednak wolałbym porozmawiać sobie o najnowszej pracy Jamesa Newtona Howarda.
Ostatnio zmieniony pt cze 04, 2010 16:07 pm przez Wawrzyniec, łącznie zmieniany 1 raz.
#WinaHansa #IStandByDaenerys

Awatar użytkownika
Mystery
James Horner
Posty: 25177
Rejestracja: pt gru 01, 2006 11:34 am

#5 Post autor: Mystery » pt cze 04, 2010 16:06 pm

No ale Mystery sam musisz przyznać, że dwójka dla Robina za płytę to już troszkę lekkie przegięcie, szczególnie że w moim odczuciu mimo wad to naprawdę słuchalna praca.
No tak, 2 to nieco ostra ocena, ale Marek przynajmniej ładnie ją za argumentował i jako recenzent wykazał się tutaj sporą obiektywnością i umiejscowił jej miejsce w gatunku, wskazując wszelkie jej ułomności, czasami wręcz, aż nadto, bo jak wiemy, jakoś ten Robin jednak brzmi. A z tymi RCP haterami, to już naprawdę sobie darujcie :)

Awatar użytkownika
Marek Łach
+ Jerry Goldsmith +
Posty: 5671
Rejestracja: śr maja 04, 2005 16:30 pm
Lokalizacja: Kraków

#6 Post autor: Marek Łach » pt cze 04, 2010 16:18 pm

dziekan pisze:Ja już napisałem o walorach tej pracy a jesli nie czytasz moich komentarzy dokladnie to już nie mój problem prawda?
No to przyjrzyjmy się tej argumentacji:

"O pozytywach tej pracy napisałeś w dosłownie trzech zdaniach!!Niewiele o jej funkcjonowaniu w filmie(może go nie widziałeś??) a łopatologia to twoje wieczne wywody i te same argumenty przeciwko RCP.To sie robi nudne" - zero faktycznego odniesienia do konkretnych argumentów w recenzji.

"Marek wie,że wiele osob ma pozytywne zdanie na temat tej pracy a i tak wyłamał sie i napisal cholernie negatywną recenzje!! Wszyscy na forum uznali,że to minimum solidna praca." - fajnie

"To jest przykład tekstu w ktorym wyraźnie da sie wyczuc niechęc u recenzenta do tego typu prac" - znowu, ocenianie recenzenta zamiast odniesienie się do poszczególnych argumentów.

".Marek zanim poszedł do kina na Robin Hooda to miał już w głowie recke bo wczesniej przesluchal calosc i jego celem było na siłe doszukac sie jakis mankamentów jeżeli chodzi o funkcjonalnosc w obrazie" - j.w.

"Zastanowmy sie lepiej czy ten film wymagał az tak epickiej ścieżki na jaką liczyl Marek?" - tu mamy konkretniejszy argument, na który zresztą odpowiedziałem w komentarzach. Podobnie jak w przypadku tych nawiązań do Gladiatora i kina Bruckheimera etc.

"Ja wystawiłem czwórke bo bardzo lubie muzyke filmową i doceniam prace,które są spójne,pomysłowe i dostarczają przyjemnosci z odsłuchu!!Tak jest w Robin Hoodzie Streitenfelda!!" - wolno Ci tak uważać, ale odniesienia do recenzji tu nie widzę.

"Glowne argumenty to : kompozytor nie ma talentu,nie wysilił sie,korzysta z gotowego temp-tracku" - żaden z tych argumentów nie padł w recenzji, chyba popatrzyłeś tylko na gwiazdki...

W recenzji były konkretne argumenty, spośród których odniosłeś się w zasadzie tylko do jednego - dotyczącego zestawienia z Gladiatorem i Królem Arturem. Reszta to wyładowywanie frustracji na osobie recenzenta.

Awatar użytkownika
Marek Łach
+ Jerry Goldsmith +
Posty: 5671
Rejestracja: śr maja 04, 2005 16:30 pm
Lokalizacja: Kraków

#7 Post autor: Marek Łach » pt cze 04, 2010 16:41 pm

Czyli nie piszesz merytorycznie. Jak chcesz mnie przekonać, że niesłusznie skrytykowałem Streitenfelda, skoro nie podajesz konkretnych argumentów, tylko ograniczasz się do zarzucania mi nieobiektywizmu. Pisałem o temacie heroicznym, o Godfrey'u, o folklorze, wspomniałem o strukturze ścieżki, wypunktowałem jej braki na tle Gladiatora i KoH. Ile z tych argumentów zbiłeś w swoich komentarzach?

Awatar użytkownika
Wawrzyniec
Hans Zimmer
Posty: 34961
Rejestracja: sob lip 12, 2008 02:00 am
Kontakt:

#8 Post autor: Wawrzyniec » pt cze 04, 2010 16:47 pm

Mam prośbę do moderatora, administratora i szefa szefów Babucha: A mianowicie czy mógłby przenieść część dyskusji o Streitenfeldzie do działu o "Robin Hoodzie"? Gdyż Mystery niepotrzebnie sprowokował i teraz mamy trochę bałagan w tym dziale. A chyba muzyka Jamesa Newtona Howarda jest bardziej warta dyskusji od tej Streitenfelda.
Z góry dziękuję.
#WinaHansa #IStandByDaenerys

Awatar użytkownika
Marek Łach
+ Jerry Goldsmith +
Posty: 5671
Rejestracja: śr maja 04, 2005 16:30 pm
Lokalizacja: Kraków

#9 Post autor: Marek Łach » pt cze 04, 2010 16:58 pm

Ja nie twierdzę, że one są koniecznie trafione. Ale Ty jako krytykujący recenzję po to masz mózg i opcję komentarzy, żeby te nietrafione argumenty merytorycznie podważyć. :P

Awatar użytkownika
Marek Łach
+ Jerry Goldsmith +
Posty: 5671
Rejestracja: śr maja 04, 2005 16:30 pm
Lokalizacja: Kraków

#10 Post autor: Marek Łach » pt cze 04, 2010 17:05 pm

Widzisz, dziekan? Da się?

bladerunner

#11 Post autor: bladerunner » pt cze 04, 2010 17:09 pm

2,,Pact Sworn in Blood) umiejscowione aż do znudzenia zgodnie z fabularną konstrukcją Gladiatora i Królestwa..., które może i kreują nastrój metafizyki dla ubogich, ale tak naprawdę nie przekazują słuchaczowi choćby jednej informacji o bohaterach, ich motywacjach czy uczuciach.''

No tak, ale w Gladiatorze Marku Cesarz Aureliusz został zamordowany a nie zabity więc muzyka musiała wzbudzić w słuchaczu inne emocje.

Awatar użytkownika
Marek Łach
+ Jerry Goldsmith +
Posty: 5671
Rejestracja: śr maja 04, 2005 16:30 pm
Lokalizacja: Kraków

#12 Post autor: Marek Łach » pt cze 04, 2010 17:25 pm

bladerunner20 pisze:Szczególnie nieudany jest w tej kwestii temat Godfrey’a, który właściwie bez żadnej istotniejszej wariacji powtarza się w trakcie seansu kilkukrotnie, wiecznie z tą samą łopatologiczną intensywnością (scena napiętej rozmowy między Godfrey’em a Marshallem jest przez tę oczywistość wręcz komiczna.

To jeden z niewielu tematów, które w tej pracy zyskują po filmie. Ciekawy, mroczny mrożacy krew w żyłach i wcale nie było go w nadmiarze w filmie.
Powiem tak: sam temat jest oparty na całkiem niezłym pomyśle, jest charakterystyczny. Czepiam się tego, że Streitenfeld nie sili się na jego rearanżowanie do poszczególnych scen, w rezultacie czego zatraca on swoją początkową niejednoznaczność. OK, Scott traktuje Godrey'a jako postać bardzooo łopatologicznie, ale przecież sam fakt bycia "podwójnym agentem" dodaje postaci pewnej wieloznaczności - i tutaj pole do popisu miałaby muzyka, która wzbogacałaby bohatera o dodatkową płaszczyznę. Sam temat Streitenfelda jest taki niejasny i mógłby w jakimś tam stopniu tę wielopłaszczyznowość oddawać, ale popatrz jak mało inteligentnie jest on w filmie wykorzystywany - natychmiast w zasadzie staje się typowym złowieszczym tematem dla szwarccharakteru, który miałby może sens w akcyjniaku czy prostej przygodówce, ale w kinie o zacięciu przynajmniej trochę "politycznym" kładzie postać na całej linii. W recenzji wspominałem o rozmowie Godfrey'a z Marshallem - scena jest niejednoznaczna, poza tym jest to scena dialogowa, zaś Streitenfeld prowadzi ją do tak intensywnej kulminacji, jak gdyby Godfrey był niemalże Darthem Vaderem. Po co dublować to co reżyserm nieudolnie nam przedstawił? I w kolejnych scenach powtarzanie tej samej wersji tematu tylko pogłębia takie doznanie - gdy zwiadowcy francuscy lądują w Anglii pod osłoną nocy aż prosi się wstawić subtelniejszy suspense, który nie będzie prowadził widza za rękę jak gdyby widz był ślepy. A tymczasem dostajemy znowu to złowieszcze 'bum bum bum bum', które krzyczy nam w twarz: "Oni są baaardzo źli!!!!!!". Przy którymś tam razie robi się to strasznie męczące, mimo że temat jako taki, jak już wspomniałem, jest charakterystyczny, i to byłby w pewnym stopniu sukces Streitenfelda.
bladerunner20 pisze:Pact Sworn in Blood) umiejscowione aż do znudzenia zgodnie z fabularną konstrukcją Gladiatora i Królestwa..., które może i kreują nastrój metafizyki dla ubogich, ale tak naprawdę nie przekazują słuchaczowi choćby jednej informacji o bohaterach, ich motywacjach czy uczuciach.

Totalna bzdura. Do tej pory pamiętam ten fragment z filmu, kiedy Król został zabity, wywołuje ogromne emocje i wcale nie widzę tu większych podobieństw z konstrukcja fabularną Niebieskiego czy Gladiatora.
O co mi chodzi z tą konstrukcyjnością - otóż Zimmer i za jego przykładem RCP (oczywiście nie oni pierwsi, ale obecnie oni właśnie naintensywniej tę kliszę wykorzystują, tak samo jak jest z wailing vocals) w dość schematyczny sposób próbują akcentować pewne intuicje "metafizyczne" w swoich ścieżkach. W Gladiatorze takim kontrapunktem dla "realu" (pod postacią Barbarian Horde, czy Might of Rome) było oczywiście Progeny, a w rozwinięciu cała warstwa z udziałem Gerrard. RH jest podobnie zbudowany konstrukcyjnie ("metafizyka" przeplata "real"), co więcej zbudowany jest w oparciu o podobne chwyty aranżacyjne (zwłaszcza wokal, czy przeciągłe jechanie na niskim rejestrze smyczków/elektroniki). To rozwiązanie jest strasznie przewidywalne teraz, 10 lat po Gladiatorze, i w gruncie rzeczy przez tę kliszowość już sztuczne. Progeny miało w sobie pewną duchowość, Destiny jej moim zdaniem za wiele nie ma.

(muszę chwilowo zniknąć z forum, do reszty odniosę się jutro, mam nadzieję, że już w wątku RH - Babuch przerzuciłbyś to;P)
Ostatnio zmieniony pt cze 04, 2010 17:32 pm przez Marek Łach, łącznie zmieniany 2 razy.

bladerunner

#13 Post autor: bladerunner » pt cze 04, 2010 17:39 pm

dziekan pisze: Chyba nie.Ty też Bladu jesteś gotowy do pisania recenzji,więc chyba czas najwyższy wypłynąc na szerokie wody!! :P
Wy mnie wszyscy dzisiaj osłabiacie :)
O co mi chodzi z tą konstrukcyjnością - otóż Zimmer i za jego przykładem RCP (oczywiście nie oni pierwsi, ale obecnie oni właśnie naintensywniej tę kliszę wykorzystują, tak samo jak jest z wailing vocals) w dość schematyczny sposób próbują akcentować pewne intuicje "metafizyczne" w swoich ścieżkach. W Gladiatorze takim kontrapunktem dla "realu" (pod postacią Barbarian Horde, czy Might of Rome) było oczywiście Progeny, a w rozwinięciu cała warstwa z udziałem Gerrard. RH jest podobnie zbudowany konstrukcyjnie ("metafizyka" przeplata "real"), co więcej zbudowany jest w oparciu o podobne chwyty aranżacyjne (zwłaszcza wokal, czy przeciągłe jechanie na niskim rejestrze smyczków/elektroniki). To rozwiązanie jest strasznie przewidywalne teraz, 10 lat po Gladiatorze, i w gruncie rzeczy przez tę kliszowość już sztuczne. Progeny miało w sobie pewną duchowość, Destiny jej moim zdaniem za wiele nie ma.
Zgoda przewidywalne jest owszem, ale w mojej opinii działa nadal co do Destiny się zgodzę, ale w Pact Sworn In Blood? Walter's Burial? czy nawet Merry Men? Te utwory posiadają duszę .
Ostatnio zmieniony pt cze 04, 2010 17:46 pm przez bladerunner, łącznie zmieniany 2 razy.

Awatar użytkownika
Marek Łach
+ Jerry Goldsmith +
Posty: 5671
Rejestracja: śr maja 04, 2005 16:30 pm
Lokalizacja: Kraków

#14 Post autor: Marek Łach » pt cze 04, 2010 17:42 pm

Taki Kommodus w Gladiatorze był postacią negatywną, a jednak Zimmer doskonale rozgrywał wieloznaczności jakie tyczyły się tej postaci - a przecież Gladiator też był widowiskową superprodukcją, wcale nie aż tak mądrzejszą od Robin Hooda. Joker jest zilustrowany konsekwentnie, owszem, ale nie jednoznacznie - dlatego właśnie Why So Serious jest tak rozbudowanym i wypracowanym utworem. Poza tym za postacią Jokera stoi pewna ideologia, którą Zimmer muzycznie próbuje oddać (anarchia, Joker jako nemezis), więc trudno odnosić to do prostego jak cep Godfrey'a. :) Generalnie chodzi mi o to, że po pierwsze - muzyka powinna dodać tu pewnych treści, jakich Scottowi się nie udało nadać obrazem (bo inaczej popada w banał, tak jak to się niestety stało), a po drugie konsekwencja nie oznacza aranżacyjnej stagnacji, jednostajności. Teraz już naprawdę muszę lecieć, bye :)

Awatar użytkownika
Wawrzyniec
Hans Zimmer
Posty: 34961
Rejestracja: sob lip 12, 2008 02:00 am
Kontakt:

#15 Post autor: Wawrzyniec » pt cze 04, 2010 22:35 pm

"Robin Hood 2" już się bałem, że drugi temat o pracy Streitenfelda powstał, ale po prostu gdzieś cały pierwszy temat wcięło :shock: To przykro panowie nici z 100.
#WinaHansa #IStandByDaenerys

ODPOWIEDZ