No i podobnie jak ostatnio, choć rozmach jest zauważalnie większy, tylko co z tego jak orkiestra gra pięknie, chóry są gromkie, a wokalizy słodkie, ale brakuje melodii, które by to wszystko poniosły. Ponad 80 minut muzy, ale brakuje treści do ekscytacji, jest pusto i nudno, czysto ilustracyjnie i mimo epickich momentów, ciężko było znaleźć track, którym można by się było podzielić, choć akcja potrafi jeszcze kopnąć. Trochę lepiej, niż poprzednio, ale to nadal nie to, czego można by było oczekiwać od Powella w dużym filmie fantasy.
Mnie tam się podobać bardziej niż jedynka. Kilka kawałków nawet ładnie wchodzi i pewnie zabierze się na jakieś biegowe rekreacje... w przeciwieństwie do nowego Avatara.
Zacząłem sobie sluchac FYC dostepnego na stronie i dotrwalem do polowy tylko. Fajnie sie zaczelo juz w pierwszym utworze ale potem to taki Powell na maxa autopilocie. I ta marszowa perkusja w prawie kazdym utworze akcji. Brak wyrazistych i ciekawych melodii nie daje zadnego emocjonalnego podkladu. Od taki Powell, ktorego sie juz sluchalo w duzo fajniejszych wykonaniach.