
Bear McCreary
Re: Bear McCreary
No to rzeczywiście lipa i z tego co czytam za tą kasę bardziej opłacało się przejechać na spotkanie z Michaelem w Londynie 

Re: Bear McCreary
Na każde inne
Jeszcze w moim życiu nie spotkałem się z tym, żeby na biletowanym, płatnym spotkaniu kompozytor odmawiał autografów.
Gdyby to było łapanie przez stalking gościa pod hotelem, autobusem, czy miejscem koncertu, czy nawet na bezpłatnym evencie - to wtedy rozumiem, ma pełne prawo odmówić.
Ale chłop sam zrobił sobie kategorię dopłaty na swoim koncercie, a potem się wypina na ludzi którzy to kupili. Paranoja

Gdyby to było łapanie przez stalking gościa pod hotelem, autobusem, czy miejscem koncertu, czy nawet na bezpłatnym evencie - to wtedy rozumiem, ma pełne prawo odmówić.
Ale chłop sam zrobił sobie kategorię dopłaty na swoim koncercie, a potem się wypina na ludzi którzy to kupili. Paranoja

#FUCKVINYL
- Ghostek
- Hardkorowy Koksu
- Posty: 10435
- Rejestracja: śr kwie 06, 2005 23:17 pm
- Lokalizacja: Wyłoniłem się z Nun
- Kontakt:
Re: Bear McCreary
Tymczasem jego płyty z autografami zalegają na magazynach La-Li.
Ja co drugą płytę mam z jego autografem, więc nie bardzo by mnie on interesował, ale faktycznie dla tych do wykupili VIPa to niezła potwarz.
Ja co drugą płytę mam z jego autografem, więc nie bardzo by mnie on interesował, ale faktycznie dla tych do wykupili VIPa to niezła potwarz.

- Wawrzyniec
- Hans Zimmer
- Posty: 34883
- Rejestracja: sob lip 12, 2008 02:00 am
- Kontakt:
Re: Bear McCreary
Oto ta relacja Tytusa:
https://www.facebook.com/photo?fbid=125 ... 0325975580Przyznaję, że trochę nie wiem jak zacząć ten wpis. Przed wami bowiem kilka raczej smutnych spostrzeżeń po koncercie i “Meet & Greet” z kompozytorem Bearem McCrearym w warszawskiej Progresji.
Cieszyłem się na myśl o tym spotkaniu. Bardzo cenię Beara jako artystę; lubię prostotę jego melodii i siłę poszczególnych tematów. Natomiast opuszczając wczoraj wieczorem klub towarzyszyło mi przede wszystkim uczucie pewnego rodzaju rozżalenia. Rezonowało ono ze mną tym bardziej dlatego, że dosłownie 48 godzin wcześniej spotkałem się z zupełnie innym podejściem artysty do swoich fanów. Podejściem od zdecydowanie większej niż Bear McCreary kompozytorskiej persony, jaką w świecie kina jest przecież Michael Giacchino. To ważny aspekt tego podsumowania, do którego wrócę pod koniec. Ale po kolei.
Zacznę może od kwestii informacyjno-technicznej, czyli tego jak miał prezentować się pakiet VIP obejmujący wspomniane już “Meet & Greet”. Ze strony organizatora:
“1. Intymny akustyczny występ artysty. W czasie tego unikatowego performensu Bear zagra kilka swoich największych hitów i zdradzi szczegóły dotyczące ich komponowania.
2. Q&A z uczestnikami o muzyce, życiu w trasie i nie tylko.
3. Meet & Greet z Bearem McCrearym + indywidualne selfie z artystą.
4. Unikatowy VIP pass. Każdy posiadacz upgrade’u otrzyma pamiątkowego badge’a, który umożliwi uczestnictwo w spotkaniu VIP.”
Dokładnie za to - każdy kto chciał - musiał dopłacić do normalnego biletu 520 zł. A jak to wyszło w praktyce?
Na wejściu do Progresji usłyszeliśmy, że nie będzie możliwości poproszenia Beara o autograf. Przyznaję, że już na starcie troszkę z kolegami (pozdrawiam Adama i Tomka!) zdębieliśmy. Na pytanie dlaczego, usłyszeliśmy jedynie, że “takie jest życzenie samego artysty”. I wiecie - pewnie nie byłoby w tym nic strasznego, gdyby tego rodzaju zastrzeżenie pojawiło się znacznie wcześniej. Bo są osoby, które chcą mieć z kimś fotkę, ale są też ludzie pragnący mieć podpisany album. Proste. Zwłaszcza, że osób z wejściówką VIP było w finale ≈ 15.
Lecimy jednak dalej. Jak zatem wyglądał ten “intymny akustyczny występ artysty, w czasie którego Bear miał zagrać kilka swoich największych hitów i zdradzić szczegóły dotyczące ich komponowania”? Na to pytanie odpowiedź jest akurat prosta. Nie wyglądał, bo go nie było.
Dostaliśmy bowiem krótką, 10 minutową pogaduszkę o tym, jak Bear tworzy filmowe tematy na podstawie jego muzyki do serialu “Władca Pierścieni: Pierścienie władzy”. To wyuczona przez niego formułka, którą artysta stale powtarza i którą każdy bez problemu odnajdzie na jego YouTubie czy Instagramie. Nie było żadnego “intymnego koncertu”. Ot, Bear wszedł na scenę, powiedział kilka zdań o swoich utworach i przytoczył ich kilkusekundowe fragmenty stając co jakiś czas przy klawiszach. Tyle.
A ta cała “sesja Q&A o muzyce, życiu w trasie i nie tylko”? Cóż. Może inaczej wyobrażam sobie tego rodzaju sesję, może mam inne doświadczenia, ale pozwolenie na zadanie jakichś pięciu pytań, na które następnie odpowiada się względnie zdawkowo (do 30 sekund, czasem do minuty)... No cóż, to jedynie kolejny kamyczek do ogródka z napisem "niesmak".
No i przechodzimy do wisienki na torcie. Samego Meet & Greet. Każdy mógł stanąć koło Beara i zrobić sobie zdjęcie. Ale w tym czasie artysta nic nie mówił, nie było żadnego small talku, nie odpowiadał na pytania i witał się podając… Łokieć. A kiedy pospiesznie chował się za drzwiami, to szybko złapał od swojego tour managera płyn do dezynfekcji rąk. Ktoś, kto stał tuż obok (na przykład ja) i to zobaczył, miał prawo poczuć się jak trędowaty. I to był też moment, w którym już wszystko mi opadło. Uznałem, że jak tak ma ten wieczór wyglądać, to hej - przynajmniej spróbuję zawalczyć o swoje.
Podbiłem więc do wspomnianego już tour managera Beara i zapytałem go, czy naprawdę nie ma szansy na wzięcie autografu od kompozytora. Czy to teraz, czy już po samym koncercie. “Hej, tam możesz kupić podpisany merch” powiedział chłopak (bardzo miły) wskazując na sklepik, w którym dostępne były jedynie rzeczy związane z metalowym projektem Singularity. “Słuchaj, ja chętnie kupię tam płytę, ale czy naprawdę nie ma szans na autograf na moich winylach?” odparłem szybko i dodałem “Wiesz, ja nie jestem żadnym dilerem czy skalperem. To nie trafi na eBay. Jestem po prostu wielkim fanem muzyki filmowej”. Bo dopiero wtedy zaświtało mi w głowie, że to pewnie o to chodzi. O kasę i strach przed pieprzonymi (och, jak tych gości nie znoszę) skalperami.
Facet spojrzał na mnie, na nas (bo w tym momencie była nas już z czwórka “fighterów”w pogoni za marzeniem), rozejrzał się dookoła i poprosił, abyśmy wszystko co mamy wrzucili do jednej torby. “Podaj mi swoje imię i numer telefonu. Zobaczymy co da się zrobić” powiedział tour manager i zniknął za drzwiami.
Po kilkunastu minutach wrócił z uśmiechem. Wszystko co mu w torbie zostawiliśmy, zostało przez Beara podpisane. O co więc był cały ten wcześniejszy szum? Nie mam bladego pojęcia. Wiem tylko, że na miejscu były osoby, które również przyniosły ze sobą płyty czy komiksy, które jednak nie zawalczyły o swoje. Które później kupiły pewnie dostępny w sklepiku merch. Ale kurde, przecież ktoś zapłacił za ten cały VIPowski pakiet niemałe pieniądze! Jeśli boisz się, że na Meet & Green przyjdzie za dużo osób, to po prostu zrób większe ograniczenie. Jeśli z kolei obawiasz się skalperów i chcesz (co w pełni zrozumiałe) zarobić większy hajs na własnym towarze - to zrób zastrzeżenie, że artysta podpisywać będzie dodatkowo tylko jedną rzecz. Naprawdę było sporo możliwości rozegrać to wszystko lepiej.
I tu wracamy na moment do spotkania z Michaelem Giacchino. Prawdziwym gigantem muzyki filmowej. Obok Hansa Zimmera i Alexandre’a Desplata największym przedstawicielem współczesnej branży.
Bilet na wejście do slepu Rough Trade kosztował 17 funtów. W tej cenie każdy otrzymał winylowy singiel promujący jego nowe wydawnictwo. Następnie odbyła się 40-minutowa rozmowa z kompozytorem przeprowadzona przez dziennikarza The Independent. Do tego premierowo usłyszeliśmy jeszcze jeden utwór - temat z nadchodzącej “Fantastycznej 4-ki” przygotowany w wersji exotica. A na koniec każdy z obecnych (blisko 300 osób) mógł pogadać przez chwilę z Michaelem, zrobić sobie z nim zdjęcie i poprosić o autograf na dwóch (a w niektórych przypadkach i więcej) płytach. No i Michael z radością podawał ci rękę, a nie wystawiał łokieć.
Wracamy do Progresji.
Jeśli zaś chodzi o sam koncert... Nie wiem. Nie potrafiłem po tym wszystkim czerpać z niego radości. Muzycznie nie wszystko się zgadzało, były problemy techniczne, chwilami kapela grała nierówno. A to, że głośno nie zawsze znaczy dobrze wie każdy, kto choć raz organizował jakiś rockowy koncert. Wyszedłem w połowie, po temacie z "God of War". Wsiadłem w samochód i wróciłem do domu wspominając sobie Londyn i zupełnie inną energię jaka mnie tam spotkała.
Kończąc zatem wniosków po evencie z Bearem McCrearym mam kilka. Ale najważniejszy jest chyba jeden... Nieważne jak wielką gwiazdą ktoś się czuję - nie zawsze nią jest. A pokora to rzecz święta i człowiek robiący muzykę filmową w Hollywood tym bardziej powinien znać powiedzenie, że łaska pańska na pstrym koniu jeździ.
PS
Oczywiście, że się uśmiechnąłem pozując do zdjęcia. Przez chwilę myślałem, że to będzie moja jedyna pamiątka. I to w sumie całkiem zabawne, że my Bearowi ręki podać nie mogliśmy, ale on każdego z nas dotknąć mógł
PS2
Do polskiego organizatora nie mam większych pretensji. Obserwując sytuację odniosłem wrażenie, że sami są troszkę niektórymi wydarzeniami lekko skonfundowani.
#WinaHansa #IStandByDaenerys
Re: Bear McCreary
Właśnie mi kumpel napisał że dziś w czeskiej Pradze 2 godziny temu wyglądało to tak samo, także jednak nie była to wczoraj awersja do Polski ze strony McCreary'ego 
Ostrzegłem kumpla po wczorajszym, a wiem że się wybierał, więc czekałem na info od niego dziś.

Ostrzegłem kumpla po wczorajszym, a wiem że się wybierał, więc czekałem na info od niego dziś.
#FUCKVINYL
- Ghostek
- Hardkorowy Koksu
- Posty: 10435
- Rejestracja: śr kwie 06, 2005 23:17 pm
- Lokalizacja: Wyłoniłem się z Nun
- Kontakt:
Re: Bear McCreary
Miśkowi się w głowie coś poprzestawiało po covidzie, kiedy kazał dosłownie wypier***ć muzykom i technikom, którzy się nie zaszczepili. Poza tym chyba zapomniał o tym, że organizując koncert, a tym bardziej tworząc jakiś kontent VIP kasa nie jest celem samym w sobie tylko promocja swojej osoby i twórczości. To marketing, który odpłaca się później w ten czy inny sposób. Jak widać jemu odpłaci się raczej negatywnie.

Re: Bear McCreary
To akurat zrobił bardzo dobrze. Antyszczepy won!
Natomiast skoro ma awersje do ludzi i autografów, to po co robił sobie Pakiet VIP na koncert. Mógł nie robić, 95% jego kolegów nie robi. I nikt by wtedy nie miał do nikogo pretensji.
#FUCKVINYL
- Ghostek
- Hardkorowy Koksu
- Posty: 10435
- Rejestracja: śr kwie 06, 2005 23:17 pm
- Lokalizacja: Wyłoniłem się z Nun
- Kontakt:
Re: Bear McCreary
Czy tak dobrze, to w kontekście minionego czasu można sobie podyskutować, ale to nie miejsce na to.
W każdym razie może lepiej dla całej społeczności odbiorców jego muzyki byłoby, gdyby w ogóle nie organizował koncertów tego typu, bo sra sobie tym zachowaniem do własnego garnuszka.
W każdym razie może lepiej dla całej społeczności odbiorców jego muzyki byłoby, gdyby w ogóle nie organizował koncertów tego typu, bo sra sobie tym zachowaniem do własnego garnuszka.

Re: Bear McCreary
Po seansie Drop już się nie dziwię, że tak średnio zainspirowany był tu Bear. Otrzymał mało wdzięczny dla kompozytora temat, 90% filmu dzieje się w restauracji, z czego 80% przy stoliku, także przestrzeni dla muzyki tu niewiele, choć w bonusie dostał czołówkę do której muzyką jednak się nie popisał.
Re: Bear McCreary
Ale film bardzo spoko, podobał mi się nietypowy koncept. No i ta aktorka się fajnie zapowiada, oby wybierała dalej takie nieszablonowe filmy.
#FUCKVINYL