1. Multiply (2:54)
2. Spikes Attack (1:57)
3. Who’s With Us? (4:04)
4. Reunited (3:07)
5. Back to the Past (4:03)
6. The Tomorrow War (5:33)
7. The Whitespikes (4:01)
8. The Draft (4:41)
9. Goodbye (4:15)
10. So It Begins (8:21)
11. Fight (2:47)
12. Message From the Future (2:28)
13. The Nest (2:08)
14. Test Tubes (3:19)
15. The Cube (2:51)
16. Pushing (6:24)
17. Miami Dolphins Still Suck (1:52)
18. Colonel Forester (5:09)
19. Dan Forester (3:16)
20. Homecoming (2:17)
Właśnie jestem po odsłuchu zarówno F9 jak i Tomorrow War. Z tych dwóch doświadczeń (o dziwo) najlepiej zapamiętałem i najlepiej bawiłem się przy Tomorrow War. Jasne, wszystko to już było. Balfek zarzyna te same ostinata i tematy, ale robi z nich użytek w imię słusznej rozrywki. Więc można słuchać bez większego bólu rzyci.
Jak Balfe wypłodzi z tego coś ponad 2 to będzie cud.
No i chyba cud się zdarzył, bo brzmi to porządnie.
Na razie tylko przesłuchałem ten wrzucony przez Ciebie kawałek i muszę przyznać, że wiadomo to już wszystko było, ale mimo to naprawdę brzmi porządnie. Wiadomo, ostinata, napuszenie, sztuczny patos, ale brzmi to naprawdę dobrze. Go go Powel Balfe!
Dokładnie. Mam tak samo jak reszta. Turbo szału nie ma a Balfe Ameryki nie odkrywa, ale całość jest zaskakująco przyjemna i naprawdę fajnie się tego słucha.
Ok, ja rozumiem, że drewna nikt się tu nie spodziewał niczym hiszpańskiej inkwizycji, no ale same partie to niczym specjalnym nie zaskakują. Oczywiście, dodaje to trochę kolorytu i organiczności takiej surowej w brzmieniu muzie, no ale to taki aranżacyjny dodartek, na który mało kto by zwrócił uwagę w typowo orkiestrowym utworze.
Gdyby nie piraci, byłbym jak Zbigniew Hołdys - Eric Clapton.
no ale same partie to niczym specjalnym nie zaskakują. Oczywiście, dodaje to trochę kolorytu i organiczności takiej surowej w brzmieniu muzie, no ale to taki aranżacyjny dodartek, na który mało kto by zwrócił uwagę w typowo orkiestrowym utworze.
Ale ja zwróciłem i w sumie Daniel też. I podoba mi się jak to napisałem "dodaje kolorytu i ORGANICZNOŚCI takiej surowej w brzmieniu muzyce". Ja nie twierdzę, że tym drewnem ten kawałek stoi, ale właśnie jest trochę ta jak dobra przyprawa, która nawet drobna porcja potrafi zmienić proste danie.
Ten film jest tak głupi że masakra…
Gdyby nie lepsze efekty, to by można powiedzieć że zrobiło go to studio co to robi te niskobudżetowe przeróbki i sequele znanych hitów.
Muzyki w filmie prawie nie ma, poza ostinatami i braahmmm. Jeden liryczny temat się wybija. Ogólnie typowy Balfe, ale jak albumu słuchałem to jakby jest muza spoza filmu miejscami.
A myslalem, ze juz ze mna jest cos nie tak jak ten film ogladalem. Takiej kupy wysoko budzetowej dawno nie ogladalem.
Spoiler:
Przemielony Alien z kretynsko potraktowana podroza w czasie
. Juz od pierwszych scen z ludzmi z przyszlosci zeby mi zaczely zgrzytac. A muza Balfa to...muza Balfa. His Dark Materials to byl wypadek przy pracy i wlasciwie tylko te albumy z suitami. Tutaj muzy wlasciwie i tak w filmie za bardzo nie slychac, a jak juz cos tam sie wybije to uszy bola. Wrzucony kawalek owszem daje rady, ale to i tak najlepsze co ta muza ma do zaoferowania.
To fakt, takiej kupy scifi za 200 baniek (sic!) nie było - chyba - od czasów Green Lantera, który kosztował i tak polowe mniej wiec się nie liczy do porównania tak po prawdzie.
To fakt, takiej kupy scifi za 200 baniek (sic!) nie było - chyba - od czasów Green Lantera, który kosztował i tak polowe mniej wiec się nie liczy do porównania tak po prawdzie.
Przynajmniej są ładne zdjęcia Larry'ego Fonga - jakiś plus.