Jak "Hong Kong" na swój prosty, prymitywny sposób lubię.

I wiadomo, że są różne sposoby myślenia i Koper od razu powiedziałby: "Ennio i Jerry nie do takich gówien dobrą muzykę komponowali." Chociaż moim zdaniem można i przesadzić w drugą stronę i ja dalej uważam, że w "Twilight: New Moon" Desplat skomponował bardzo ładną, elegancką ścieżkę dźwiękową, jak do klasycznej historii miłosnej, która zadziałała jak score Elmera Bernsteina, do "Airplane" i przez swoją powagę, wymusiła komizm. O ile u Bernsteina to był celowy zabieg, tak nie wiem, czy taki był u Desplata.
I porównywać Desplata z Junkim też można, ale i nawet w tym jednym uniwersum filmowym Godzilla Edwardsa to poważny dramat rodzinny z potworami w tle, a Godzilla vs Kong to... no sami widzimy co to jest.
I ja dalej twierdzę i będę bronił oceny Justice League, gdyż taka muzyka Junkiego pasuje do obrazu Snydera. Chociaż w przypadku Godzilla vs. Kong Kaonashi sugeruje, że nawet w tym popcornym filmie dało się muzycznie więcej wyciągnąć.