Adam pisze: ↑pt maja 25, 2018 22:14 pm
Ja nie rozumiem jak mogą mediom prezentować takie filmy w naszym kraju w zwykłym 2D, gdzie recenzenci potem narzekają że muzyki nic nie słychać.
Adam, oczywiście pokaz był w kinie IMAX. Podobnie jak innych filmów Disneya, np. Avengers. Muzyka była słabiej słyszalna niż w TLJ, które jest moim zdaniem zmiksowane pod tym względem wzorcowo. Nie widziałem jeszcze Solo w zwykłym kinie, ale zapewne będzie jeszcze ciszej. Tyle że znając płytę, wiele rzeczy usłyszę i tak
Wojtek pisze: ↑pt maja 25, 2018 11:45 am
No i zgodzę się, że temat jest dość generic, przypomina takie trochę amazing stories czy inne skrobnięte od niechcenia tematy JW, ale w filmie gra dobrze. Generalnie nie sprawdziłby się w OT i Williams by wtedy takiego nie napisał, bo dopiero dochodził do takiego stylu, a i Han był inną postacią, ale w Solo gra całkiem dobrze.
Wojtek pisze: ↑pt maja 25, 2018 17:19 pm
Piotr, podaj nam przykłady czegoś, co jest generic, żeby wiedzieć, jak brzmi jego odwrotnośc. Albo przykłady czegoś, co jest generic dla stylu Williamsa
Wojtek pisze: ↑pt maja 25, 2018 17:19 pm
Po to, by udowodnić, że to jest przeciwieństwo generic. Atakujesz naszą tezę, a Twoim jedynym argumentem jest "nieprawda". Jak nie masz nic więcej na udowodnienie swoich słów, niż "wcale nie", to się zwyczajnie nie odzywaj, albo ogranicz do "mi się podoba", bo nic nie wnosisz do dyskusji i jeszcze się dziwisz, że ktoś Cię prosi o podparcie swoich słów czymkolwiek merytorycznym.
Pop pierwsze, nikogo nie atakuję, wyrażam swoją dezaprobatę wobec nazywania „generic” i „skrobniętym od niechcenia” utworu, który w moim odczuciu taki nie jest. Zawiera w sobie dwa diabelnie chwytliwe tematy – wczoraj przez cały wieczór, chociaż byliśmy u znajomych, grały mi w głowie, właściwie nie mogłem się od nich uwolnić. Skrojone jest to z takim polotem i energią, jakby autorem był 25 latek, a nie facet, który za cztery lat dobije do 90-tki. Perfekcyjnie oddaje ducha przygody i pasuje do bohatera, który jest jeszcze nieokrzesanym młokosem. z dobrym sercem.
Że „nie sprawdziłby się w OT i Williams by wtedy takiego nie napisał, bo dopiero dochodził do takiego stylu”? Tez mi odkrycie... Wow! Dlatego właśnie Williams napisał dla OT coś innego, był na innym etapie swoje artystycznej drogi. Styl Williamsa przez cały czas ewoluuje, a jednak słuchając go z 1977 i 2018 roku nie mam wątpliwości, że jest to ten sam kompozytor.
Przykłady czegoś co jest moim zdaniem generic? Proszę bardzo, choćby Rampage, dopiero co recenzowane na tej stronie. Taka tapetka. Albo wszystko, co do tej pory słyszałem Henry’ego Jackmana. Próbuję znaleźć coś fajnego w „Deadpool 2” i chociaż nawet znajduję, a płyta trwa zaledwie 37 minut, nie jest to do końca dla mnie satysfakcjonujące. Natomiast nawet w tym przypadku nie powiedziałbym, że ci kompozytorzy „skrobnęli coś od niechcenia”. Bo wydaje mi się, że prawie każdy z nich, kiedy przystępuje do pracy nad czymś, chce dać z siebie wszystko (zaprzeczeniem tej tezy mogłyby być pewne muzyczne wybryki Zimmera, np. „interno”). Tyle że różnie wychodzi. Może to kwestia talentu, może presji producenta, a może jeszcze czegoś innego.
Generic u Williamsa? Generic, jak rozumiem, to pospolity, zwykły, zwyczajny, ogólnie wpisujący się, typowy etc., więc to w ogóle się trochę wyklucza, jak dla mnie. w jego muzyce nie słyszę niczego pospolitego czy zwykłego. Może więc chociaż taka „The Book Thief”, do której wracam o wiele rzadziej niż do innych jego prac z tej dekady? Ale dalej jest to bardzo dobra muzyka, pełniąca ważną rolę w filmie, i nie mam wątpliwości, że nie była pisana od niechcenia. Podobnie „Stepmom”. Nie są to „Gwiezdne Wojny” ani „Indiana Jones”, ale czy wszystko być musi? Albo „Nixon”, którego tak naprawdę zacząłem doceniać po latach. „BFG” jest generic? Taka kontynuacja „Harry’ego Pottera” i „Hooka”, nic nowego przecież. Przyjemnie gra, nie przeciera nowych szlaków. A jednak słucha mi się tego bardzo dobrze, bo nadal jest to poziom, do jakiego inny kompozytorzy raczej nie dobijają. Poza tym jest w tej muzyce, oprócz niesłychanego kunsztu, wielkie serce, a to dla mnie ważniejsze niż szczegółowe muzykologiczne analizy.
Williams napisał TAOF od niechcenia? Czy my naprawdę słuchamy tego samego utworu? Toż to z każde dźwięku wylewa się tu radość, jaką musiało dać mu komponowanie. Dzięki tej muzyce Han rośnie w siłę, przyśpiesza, nabiera odwagi. Do tego wirtuozeria niektórych partii kojarzy mi się z jego koncertami, choćby na trąbkę. Nigdzie nie napisałem jednak, że jest to na równi z jego najwybitniejszymi pracami.
Przecież SW to jest prawdopodobnie największa spuścizna Williamsa, z czego sam zapewne też zdaje sobie świetnie sprawę. Mógłby dawno olać te filmy, zatrzymać się na ROTS, a dalej byłby taką samą legendą. A jednak tego nie robi, bo ma świadomość, że te filmy należą do niego niemal w takim samym stopniu co do Lucasa i głównych aktorów. Komponując do nich, w pewien sposób się o nie troszczy, nawet jeśli sam tego nie powie.
Nie zgodzę, że jest to skrobnięte od niechcenia, także z innego powodu - Williams nie podchodzi w ten sposób do muzyki, o czym sam kiedyś mówił. Z tego względu na przykład trudno jest mu przebywać w miejscu, typu przyjęcie, bo kiedy słyszy jakąś muzykę, jego umysł natychmiast skupia się na niej, a nie na przykład na rozmowie. On jest kompozytorem cały czas. Myślisz, że siada rano do fortepianu – a siada 6 dni w tygodniu, na ok. 4-5 godzin (kiedyś 8 ) , i myśli sobie: „O rany, jeszcze ten cholery Han…”? To jesteś w błędzie.
Masz rację, że jest to trochę w klimacie Amazing Stories, co mi akurat odpowiada. Tyle że brzmi o wiele bardziej heroicznie. Errol Flynn, gdyby żył w dzisiejszych czasach, mógłby zrobić z tego swoją sygnaturę.
A muzyka Powella jest tu jak dla mnie naprawde OK, bardzo podobają mi się też te "avatarove" chórki, które dla Ciebie są kuriozum. I tyle. Miłego słuchania bądź niesłuchania.