To był akurat najmniej frapujący z tegorocznych projektów Jana, ale myślę, że score znajdzie swoją niszę. Muzyka ascetyczna, atmosferyczna, może i "wieje nudą", ale klimat ma konkretny i można w niego nieco wsiąknąć, a wszystkie kawałki z tematem przewodnim, który na swój sposób potrafi poruszyć, są warte świeczki (Love is the Only Way, The Hope, Saul's Transformation, Exodus). Także dobrze było usłyszeć znów muzykę Kaczmarka, no ale czekamy na lepsze rzeczy w Valley of the Gods i Van Gogh, póki niech trzyma trójeczkę.
Adagio jest też fajne.
Chyba w "Gianni Versace"
