A kto powiedział, że ma to być świat idealny. I w naszym świecie ludzie jedzą, srają i sikają, tak samo jak żołnierze na wojnie. Co nie znaczy, że np. oglądając "Cienką Czerwoną Linię" chcę zobaczyć jedną scenę, gdzie jeden żołnierz sra w tle gra delikatna muzyka Hansa, a z offu leci pytanie" "Co ja takiego jadłem?".Paweł Stroiński pisze: ↑ndz gru 31, 2017 15:48 pmTak wiem, świat Star Wars ma być tak idealny, że nikt nie je, nie sika, kupy nie robi.
JOHN WILLIAMS - STAR WARS: EPISODE VIII - THE LAST JEDI (2017)
- Wawrzyniec
- Hans Zimmer
- Posty: 33963
- Rejestracja: sob lip 12, 2008 02:00 am
- Kontakt:
Re: JOHN WILLIAMS - STAR WARS: EPISODE VIII - THE LAST JEDI (2017)
#WinaHansa #IStandByDaenerys
- Paweł Stroiński
- Ridley Scott
- Posty: 9316
- Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
- Lokalizacja: Spod Warszawy
- Kontakt:
Re: JOHN WILLIAMS - STAR WARS: EPISODE VIII - THE LAST JEDI (2017)
Tylko że TTRL ma wszystkie inne czynności fizjologiczne poza tym i tak, pytają z off-u o charakter śmierci. Jedyny względnie krwawy moment śmierci w SW to krew na hełmie Finna, ale, ojej, to Abrams.
Ja rozumiem, że to ma być bajka, itd., ale fakt, że Luke jest pokazany, jak się czymś żywi, niezależnie od wyglądu stwora (który mnie ani ziębił, ani grzał) pokazuje po prostu, jak bardzo się odciął od swojego wcześniejszego życia. I po to to jest.
Ja rozumiem, że to ma być bajka, itd., ale fakt, że Luke jest pokazany, jak się czymś żywi, niezależnie od wyglądu stwora (który mnie ani ziębił, ani grzał) pokazuje po prostu, jak bardzo się odciął od swojego wcześniejszego życia. I po to to jest.
-
- Spec od additional music
- Posty: 668
- Rejestracja: pn lut 13, 2017 13:02 pm
Re: JOHN WILLIAMS - STAR WARS: EPISODE VIII - THE LAST JEDI (2017)
Tak się własnie zastanawiam nad japończykiem, mam parę i niebo, a ziemia w porównaniu z regularami z EU i USA, a starą trylogię chciałbym nabyć w blu-spec cd i tak się zastanawiam słuchał już tego ktoś ?
- Wawrzyniec
- Hans Zimmer
- Posty: 33963
- Rejestracja: sob lip 12, 2008 02:00 am
- Kontakt:
Re: JOHN WILLIAMS - STAR WARS: EPISODE VIII - THE LAST JEDI (2017)
Jakby komuś się bardzo nudziło to w dziale filmowym podzieliłem się moimi wrażeniami odnośnie The Last Jedi:
http://forum.filmmusic.pl/viewtopic.php ... start=1245
Tutaj mogę dać tylko fragment jeżeli chodzi o wrażenia muzyczne. I wiem, że piszę z wielkim opóźnieniem i wiele osób ma prawo się pytać: "Dlaczego tak późno?". Ale po prostu musiałem to jakoś wszystko przemyśleć. Niestety z czasem stawało się to zwykłym duszeniem emocji, noszeniu w sercu ciężaru, która z dnia na dzień stawał się coraz cięższy i cięższy. Zwłaszcza dla kogoś kto kochał Gwiezdne wojny i dzięki nim pokochał muzykę filmową. Oto ten fragment:
Nawet muzyka Johna Williamsa moja najukochańszego kompozytora, mojego No.1 (No.2 jest Hans Zimmer oczywiście), jakoś na mnie nie działała. W ogóle jakaś taka odtwórcza, zbyt techniczna, bez magii mi się ta muzyka wydawała. Niby działała dobrze, ale nie wychodziła poza szablony rzemieślniczej roboty. Potem się dowiedziałem, jak to Rian Johnson z dumą mówił, że sam wcześniej podłożył pod film muzyczne kawałki z poprzednich części i nie pojawił się podczas spotting session. Czyli Rian Johnson jest dumny, że władował Johnowi Williamsowi temptrack? To normalnie kolejny gwóźdź do mej trumny! Jak można tak postąpić z legendą kina?! Czy on nie wie jak kompozytorzy nienawidzą temptracków? A tym bardziej uczynić to wobec Johna Williamsa? To tak jak pójść do restauracji z gwiazdkami Michelin i zamówić schabowego dając kucharzowi własny przepis. Równie dobrze Rian Johnson mógł pójść na sesję nagraniową, ściągnąć spodnie, zesrać się na środku, podnieść swoje gówno rzucić je w twarz Johnowi Williamsowi. Gdyż to on właśnie uczynił!
Najmocniej przepraszam za język, ale może teraz kiedy wreszcie wydusiłem, wywrzeszczałem to z siebie będzie mi lepiej. Gdyż naprawdę to jest ból, kiedy muzyka ukochanego kompozytora, do ukochanej serii, nie sprawia przyjemności, nie chce mi się do niej wracać i jawi mi się jako wyłącznie dobry technicznie score.
I tak nie pozostaje mi nic innego jak usiąć, zapłakać i zacząć śpiewać:
What have Star Wars become,
My sweetest friend,
Luke is milking some seacows,
Leia is flying through space,
....
http://forum.filmmusic.pl/viewtopic.php ... start=1245
Tutaj mogę dać tylko fragment jeżeli chodzi o wrażenia muzyczne. I wiem, że piszę z wielkim opóźnieniem i wiele osób ma prawo się pytać: "Dlaczego tak późno?". Ale po prostu musiałem to jakoś wszystko przemyśleć. Niestety z czasem stawało się to zwykłym duszeniem emocji, noszeniu w sercu ciężaru, która z dnia na dzień stawał się coraz cięższy i cięższy. Zwłaszcza dla kogoś kto kochał Gwiezdne wojny i dzięki nim pokochał muzykę filmową. Oto ten fragment:
Nawet muzyka Johna Williamsa moja najukochańszego kompozytora, mojego No.1 (No.2 jest Hans Zimmer oczywiście), jakoś na mnie nie działała. W ogóle jakaś taka odtwórcza, zbyt techniczna, bez magii mi się ta muzyka wydawała. Niby działała dobrze, ale nie wychodziła poza szablony rzemieślniczej roboty. Potem się dowiedziałem, jak to Rian Johnson z dumą mówił, że sam wcześniej podłożył pod film muzyczne kawałki z poprzednich części i nie pojawił się podczas spotting session. Czyli Rian Johnson jest dumny, że władował Johnowi Williamsowi temptrack? To normalnie kolejny gwóźdź do mej trumny! Jak można tak postąpić z legendą kina?! Czy on nie wie jak kompozytorzy nienawidzą temptracków? A tym bardziej uczynić to wobec Johna Williamsa? To tak jak pójść do restauracji z gwiazdkami Michelin i zamówić schabowego dając kucharzowi własny przepis. Równie dobrze Rian Johnson mógł pójść na sesję nagraniową, ściągnąć spodnie, zesrać się na środku, podnieść swoje gówno rzucić je w twarz Johnowi Williamsowi. Gdyż to on właśnie uczynił!
Najmocniej przepraszam za język, ale może teraz kiedy wreszcie wydusiłem, wywrzeszczałem to z siebie będzie mi lepiej. Gdyż naprawdę to jest ból, kiedy muzyka ukochanego kompozytora, do ukochanej serii, nie sprawia przyjemności, nie chce mi się do niej wracać i jawi mi się jako wyłącznie dobry technicznie score.
I tak nie pozostaje mi nic innego jak usiąć, zapłakać i zacząć śpiewać:
What have Star Wars become,
My sweetest friend,
Luke is milking some seacows,
Leia is flying through space,
....
#WinaHansa #IStandByDaenerys
- Michał Turkowski
- Nominacja do odkrycia roku
- Posty: 1239
- Rejestracja: sob wrz 15, 2012 13:45 pm
Re: JOHN WILLIAMS - STAR WARS: EPISODE VIII - THE LAST JEDI (2017)
"Last Jedi"... Jak dla mnie jest to kompletnie odtwórczy, wymęczony score, który, gdyby został napisany przez kogoś innego, np. przez Ottmana, zostałby nazwany "dobrym technicznie" i po miesiącu wszyscy by o nim zapomnieli... Tutaj pomaga tylko i wyłącznie renoma Williamsa...
Baza tematyczna leży, John odgrzewa tutaj to co zrobił już lata temu, brakuje tutaj jakiejkolwiek konkretnej idei tematycznej. Force Awakens miało chociaż temat Rey (straszliwie przereklamowany moim zdaniem), tutaj kompletnie nie ma nic... Muzyka akcji to po raz kolejny rwane, "krzyczące" figury itd, itd....
Już od jakiegoś czasu miałem "kryzys" z muzyką filmową, kompletnie straciłem do niej serce i dziś nie trafia już do mnie nic ze współczesnych scorów i "Last Jedi" utwierdził mnie w przekonaniu by podobnie jak kolega Babuch dać sobie z filmówką spokój i przejść na zasłużoną emeryturę
Czyli... I'm out
Czekam jeszcze tylko na "Conana Destroyera" od Intrady i "King of Kings" Tadlowa
Baza tematyczna leży, John odgrzewa tutaj to co zrobił już lata temu, brakuje tutaj jakiejkolwiek konkretnej idei tematycznej. Force Awakens miało chociaż temat Rey (straszliwie przereklamowany moim zdaniem), tutaj kompletnie nie ma nic... Muzyka akcji to po raz kolejny rwane, "krzyczące" figury itd, itd....
Już od jakiegoś czasu miałem "kryzys" z muzyką filmową, kompletnie straciłem do niej serce i dziś nie trafia już do mnie nic ze współczesnych scorów i "Last Jedi" utwierdził mnie w przekonaniu by podobnie jak kolega Babuch dać sobie z filmówką spokój i przejść na zasłużoną emeryturę
Czyli... I'm out
Czekam jeszcze tylko na "Conana Destroyera" od Intrady i "King of Kings" Tadlowa
Re: JOHN WILLIAMS - STAR WARS: EPISODE VIII - THE LAST JEDI (2017)
ehh ileż już takich deklaracji było, a potem Babuch wraca i reckę pisze
po co takie gadanie
po co takie gadanie
#FUCKVINYL
- Paweł Stroiński
- Ridley Scott
- Posty: 9316
- Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
- Lokalizacja: Spod Warszawy
- Kontakt:
Re: JOHN WILLIAMS - STAR WARS: EPISODE VIII - THE LAST JEDI (2017)
Babuch zrezygnował z recenzowania, nie słuchania A nawet po emeryturze brał udział w głosowaniach IFMCA przez jakiś czas, jak mi wiadomoMichał Turkowski pisze: ↑pn sty 22, 2018 16:53 pm"Last Jedi"... Jak dla mnie jest to kompletnie odtwórczy, wymęczony score, który, gdyby został napisany przez kogoś innego, np. przez Ottmana, zostałby nazwany "dobrym technicznie" i po miesiącu wszyscy by o nim zapomnieli... Tutaj pomaga tylko i wyłącznie renoma Williamsa...
Baza tematyczna leży, John odgrzewa tutaj to co zrobił już lata temu, brakuje tutaj jakiejkolwiek konkretnej idei tematycznej. Force Awakens miało chociaż temat Rey (straszliwie przereklamowany moim zdaniem), tutaj kompletnie nie ma nic... Muzyka akcji to po raz kolejny rwane, "krzyczące" figury itd, itd....
Już od jakiegoś czasu miałem "kryzys" z muzyką filmową, kompletnie straciłem do niej serce i dziś nie trafia już do mnie nic ze współczesnych scorów i "Last Jedi" utwierdził mnie w przekonaniu by podobnie jak kolega Babuch dać sobie z filmówką spokój i przejść na zasłużoną emeryturę
Czyli... I'm out
Czekam jeszcze tylko na "Conana Destroyera" od Intrady i "King of Kings" Tadlowa
- Marek Łach
- + Jerry Goldsmith +
- Posty: 5671
- Rejestracja: śr maja 04, 2005 16:30 pm
- Lokalizacja: Kraków
Re: JOHN WILLIAMS - STAR WARS: EPISODE VIII - THE LAST JEDI (2017)
John Powell się nie zgadza:
Cytat z wywiadu dla FSM Online.XS: I assume you’ve watched the latest installment?
P: Yes, I did. The score [to The Last Jedi] is incredible. [John Williams is] a force to be reckoned with. It’s another level—it doesn’t really comprehend in today’s Hollywood how he can be this good. This is the laugh: He’s 85 years old, but he can put more energy in a piece of music than a roomful of EDM fuckers. (Laughs)
Re: JOHN WILLIAMS - STAR WARS: EPISODE VIII - THE LAST JEDI (2017)
Conan teraz w Marvelu to będzie za chwilę wysyp filmów i szybko Turek wróci do słuchania
#FUCKVINYL
Re: JOHN WILLIAMS - STAR WARS: EPISODE VIII - THE LAST JEDI (2017)
Nagranie całej czołówki z sesji w HD od samego reżysera wrzucone wczoraj z okazji nominacji do Oscara - wersja niewykorzystana w filmie:
https://www.facebook.com/soundtrackspl/ ... 6538664246
I najlepszy koment po nomach:
Last Jedi? WTF?! I thought John Williams had an Oscar nomination clause in his contract, right?
https://www.facebook.com/soundtrackspl/ ... 6538664246
I najlepszy koment po nomach:
Last Jedi? WTF?! I thought John Williams had an Oscar nomination clause in his contract, right?
#FUCKVINYL
- lis23
- + Ludvig van Beethoven +
- Posty: 13259
- Rejestracja: czw lis 12, 2009 03:50 am
- Lokalizacja: Sosnowiec
Re: JOHN WILLIAMS - STAR WARS: EPISODE VIII - THE LAST JEDI (2017)
To ja będę kontrowersyjnyMichał Turkowski pisze: ↑pn sty 22, 2018 16:53 pm"Last Jedi"... Jak dla mnie jest to kompletnie odtwórczy, wymęczony score, który, gdyby został napisany przez kogoś innego, np. przez Ottmana, zostałby nazwany "dobrym technicznie" i po miesiącu wszyscy by o nim zapomnieli... Tutaj pomaga tylko i wyłącznie renoma Williamsa...
Baza tematyczna leży, John odgrzewa tutaj to co zrobił już lata temu, brakuje tutaj jakiejkolwiek konkretnej idei tematycznej. Force Awakens miało chociaż temat Rey (straszliwie przereklamowany moim zdaniem), tutaj kompletnie nie ma nic... Muzyka akcji to po raz kolejny rwane, "krzyczące" figury itd, itd....
Już od jakiegoś czasu miałem "kryzys" z muzyką filmową, kompletnie straciłem do niej serce i dziś nie trafia już do mnie nic ze współczesnych scorów i "Last Jedi" utwierdził mnie w przekonaniu by podobnie jak kolega Babuch dać sobie z filmówką spokój i przejść na zasłużoną emeryturę
Czyli... I'm out
Czekam jeszcze tylko na "Conana Destroyera" od Intrady i "King of Kings" Tadlowa
Słuchając ostatnio pierwszej płyty "The Return of the Jedi" myślałem, że umrę z nudów, tak mało tam się dzieje.
TLJ słucha mi się o wiele lepiej, lepiej nawet niż TFA, pomimo braku nowych tematów. Należy pamiętać, że jest to bezpośrednia kontynuacja TFA i nie ma miejsca na wiele nowości, gdyż kontynuujemy tu główne wątki, rozpoczęte w poprzednim filmie. Dla mnie, najlepsze SW to "The Phantom Menace" i TLJ zbliża się doń, przynajmniej jeśli idzie o muzykę akcji, choć brakuje mu tej magii, ale oba filmy są skrajnie różne, inne. Najsłabszy muzycznie jest "Attack of the Clones" i wspomniany już "The Return of the Jedi".
Tylko On, Williams John
Tylko on, Elton John
Tylko on, Elton John
- Pawel P.
- Metallica
- Posty: 1442
- Rejestracja: czw gru 29, 2011 21:36 pm
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Re: JOHN WILLIAMS - STAR WARS: EPISODE VIII - THE LAST JEDI (2017)
Jak dla mnie, najlepszy "Return of the Jedi", na pewno najlepiej słuchalny, jest w czteropłytowej antologii. I przy okazji ma lepsze brzmienie niż wersje 2CD. 70 minut konkretu plus kilka bonusów na dodatkowej płycie. Fajnie też wypada rerecording Charlesa Gerhardta z National Philharmonic Orchestra z 1983 roku, chociaż jeszcze lepsze z tej serii jest "The Empire Strikes Back".
- lis23
- + Ludvig van Beethoven +
- Posty: 13259
- Rejestracja: czw lis 12, 2009 03:50 am
- Lokalizacja: Sosnowiec
Re: JOHN WILLIAMS - STAR WARS: EPISODE VIII - THE LAST JEDI (2017)
Kurka, gdy miałem w ręku ten czteropłytowy box, nie miałem ani odtwarzacza CD, ani kasy
Teraz pewnie jest praktycznie niedostępny? A jak prezentuje się to drugie wydanie, o którym Piszesz?
Teraz pewnie jest praktycznie niedostępny? A jak prezentuje się to drugie wydanie, o którym Piszesz?
Tylko On, Williams John
Tylko on, Elton John
Tylko on, Elton John
- Wojteł
- John Williams
- Posty: 9836
- Rejestracja: sob mar 15, 2008 23:50 pm
- Lokalizacja: Chrząszczyżewoszyce powiat Łękołody
Re: JOHN WILLIAMS - STAR WARS: EPISODE VIII - THE LAST JEDI (2017)
Pawel P. pisze: ↑śr sty 24, 2018 16:59 pmJak dla mnie, najlepszy "Return of the Jedi", na pewno najlepiej słuchalny, jest w czteropłytowej antologii. I przy okazji ma lepsze brzmienie niż wersje 2CD. 70 minut konkretu plus kilka bonusów na dodatkowej płycie. Fajnie też wypada rerecording Charlesa Gerhardta z National Philharmonic Orchestra z 1983 roku, chociaż jeszcze lepsze z tej serii jest "The Empire Strikes Back".
Kurcze, leżało to u mnie na dysk od roku czy dwóch nieruszane, a teraz odpaliłem i faktycznie, dźwięk znacznie lepszy - chociaż mam wrażenie, że montaż wielu utworów mocno odbiega od wersji filmowej i complete'a. Gerhardta widzę na googlach za eurosy, ale w ciemno nie chce mi się kupować, może potem znajdę jakieś próbki na YT jak to brzmi, bo nie powiem, niektórych utworów jestem bardzo ciekaw (chociaż zakładam, że większość z nich została w nagraniach pominięta)
Haha Śląsk węgiel zadupie gwara
- Pawel P.
- Metallica
- Posty: 1442
- Rejestracja: czw gru 29, 2011 21:36 pm
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Re: JOHN WILLIAMS - STAR WARS: EPISODE VIII - THE LAST JEDI (2017)
Oczywiście, że to wydanie z boxu odbiega od wydania complete, bo nie jest complete. Bardziej stanowi rozszerzenie oryginalnego albumu z 1983, pięknie zremasterowane. No i ma orygnalne zakończenie, "Ewok Celebration".
A co do wersji Charlesa Gerhardta - to jeden z najwybitniejszych dyrygentów w historii i jeden z niewielu, którzy potrafili dyrygować muzyką Williamsa w taki sposób, że brzmi w stu procentach jak muzyka Williamsa. Płyta jest świetna, brzmienie ma nieco bardziej klasyczne, symfonicznie, pełniejsze, i jest po prostu zbiorem highligtow. Np. do jego wersji "Imperium" wracam chyba najczęściej - i tylko na niej jest pełna, przygotowana przez Williamsa z myślą o tym wydawnictwie, koncertowa wersja "Han Solo and the Princess"
youtu.be/Sz8KJxs1RVc
A co do wersji Charlesa Gerhardta - to jeden z najwybitniejszych dyrygentów w historii i jeden z niewielu, którzy potrafili dyrygować muzyką Williamsa w taki sposób, że brzmi w stu procentach jak muzyka Williamsa. Płyta jest świetna, brzmienie ma nieco bardziej klasyczne, symfonicznie, pełniejsze, i jest po prostu zbiorem highligtow. Np. do jego wersji "Imperium" wracam chyba najczęściej - i tylko na niej jest pełna, przygotowana przez Williamsa z myślą o tym wydawnictwie, koncertowa wersja "Han Solo and the Princess"
youtu.be/Sz8KJxs1RVc