W filmie mamy dosłownie CZTERY sceny z Porgami i DWIE z opiekunkami Świątyni - na prawdę, cały Marvel
Scena z Lukiem i mieczem pokazuje, jaki stosunek do Jedi i do ich reliktów ma obecnie Mistrz Jedi. Świetnie oddaje ona to nastawienie Luke'a, odcięcie się od przeszłości, od Mocy oraz zerwanie z całą to mistyczną otoczką Jedi. Bardzo podoba mi się stosunek Luke'a do Jedi, że ponieśli oni porażkę, bo nie zauważyli, ze pod nosem mają Lorda Sith. Takie przeoczenie to kompromitacja dla całej Rady Jedi.
Luke redefiniuje też pojęcie Mocy i role bohatera, Jedi. Mówi, że Moc nie należy ani do Jedi, ani do Sithów i że nie trzeba być potomkiem wielkiego Jedi, ani Wybrańcem, żeby być wrażliwym na Moc i żeby być potężnym użytkownikiem tejże. Mówi też o tym, jak ciężko jest być legendarnym Lukiem Skywalkerem i w ten sposób, cały mit Jedi odchodzi w zapomnienie. Czy to dobrze, czy źle? Przekonamy się za dwa lata.
Ja bym powiedział, że ostatnia scena batalistyczna jest za krótka, bo te zdezelowane pojazdy górnicze nawet nie dolatują do tych nowych AT-AT i bitwa już się kończy. Chciałbym więcej scen a la "Rogue One".
Wątek więzi Kylo i Rey był dla mnie ciekawy. W ogóle, fajnie rozwinęli postać Kylo, oraz rozwiązali kwestię Snoke'a, o którego cały internet się pluje
Uśmiercenie Snoke'a to świetna decyzja. Świetna i wymagająca sporo odwagi od twórców. Zauważcie, że Snoke dwa razy drwi z Rena/Bena, upokarza go: raz, gdy mówi, że to tylko dzieciak w masce i dwa, gdy mówi, że to On musiał sterować Kylo, podsuwać mu wizje, bo sam Ben nie jest do tego zdolny. Zabijając Snokea, Ben: - Ostatecznie przechodzi na Ciemną Stronę - Kończy szkolenie - Staje się prawdziwym Sithem - Postępuje jak prawdziwy Sith, podstępem zabijając swojego mistrza - Staje się Lordem Sith - Kontynuuje tradycje, że nie może być dwóch mistrzów Sith na raz - Pokazuje, że ma jaja, że nie musi być pomagierem, nie musi być Vaderem, skoro może być Imperatorem. Może i Kylo/Ben po uśmierceniu swojego mistrza nadal jest tym rozkapryszonym dzieciakiem, pełnym sprzecznych emocji, ale, jak ktoś wspomniał, że teraz Ren jest nieobliczalny i śmiertelnie niebezpieczny, bo chce się rozprawić z całą przeszłością: zarówno z Jedi, jak i z Sithami. Z Nową Republika, jak i z Najwyższym Porządkiem, co czyni z niego przeciwnika nieprzewidywalnego i nieobliczalnego.
Sytuacja na koniec TLJ jest znacznie bardziej beznadziejna, niż, np. pod koniec "Imperium Kontratakuje": - Nowa Republika, prawdopodobnie, nie istnieje - Ruch Oporu jest rozbity, nie ma floty, pilotów, żołnierzy - Luke nie żyje - Leia też będzie musiała skonać - Rey nie ma nauczyciela, nie ma nawet miecza świetlnego (choć ma księgi, więc może zbuduje własny?) - Kylo Ren jest nieprzewidywalny i nieobliczalny i równie dobrze może zniszczyć swoich wrogów, jak i sojuszników, więc jest groźny dla obu stron. On nie wierzy w FO, tylko chce zniszczyć całą przeszłość, chce zostawić ją za sobą w zgliszczach. Jedyną nadzieją dla Republiki/Rebelii/Ruchu Oporu jest to, że flota Nowej Republiki, która nie chciała się wdawać w otwarty konflikt zbrojny z FO jednak przetrwała i że wesprze niedobitki Lei i Poe. Myślę też, że scena z Leią w przestrzeni kosmicznej sugerowała, że Moc jest w niej silna i że to ona miała dokończyć szkolenie Rey (mówiło się o tym, że Fisher miała mieć dużą rolę w E IX) ale po śmierci aktorki z tej opcji już nici. Dlatego myślę, że Luke jakoś wróci i wesprze Rey.
Scena z Leią była ok. W muzyce słychać wtedy temat Lei oraz temat Mocy, a przecież Luke mówił, że "Moc jest silna w mojej rodzinie".
Wiadomo, że Leia była pierwszą uczennicą Luke'a ale wybrała karierę polityczną co nie znaczy, ze brat jej czegoś nie nauczył.
"Atak Klonów" nie dorasta temu filmowi do pięt, bo nawet sam Kylo Ren jest lepiej zarysowaną i poprowadzoną postacią, niż Anakin przez całą nowo trylogię.
CGI nie jest słabe, po prostu za bardzo jedzie na oryginalnej trylogii i boi się wejść na poziom nowej trylogii.
Tak swoją drogą, płacze i żale Hamilla o to, że został zatrudniony przez Lucasa a musiał grać u Disneya, który miał zupełnie inny pomysł na jego postać, są spóźnione o pięć lat, bo to Lucas sprzedał prawa do SW, a nie Disney mu je odebrał.
Z jednym się zgodzę, Nie ma ani jednej wspólnej sceny całej legendarnej trójki.
Disney po prostu zbył łatwo i zbyt szybko uśmierca ikoniczne postaci dla Sagi ... Najwięcej czasu ekranowego dostała, o dziwo, Leia, bo grała w dwóch filmach. Han dostał pół filmu ale Ford chyba i tak nie chciał za bardzo wracać do roli. Byłem niemal pewien, że zostawią Luke'a na Epizod IX że względu na przedwczesną śmierć Fisher, a tu, nie.