Dobry film z o dziwo zaskakująco dużą ilością muzyki - dobrej i funkcjonalnej, a momentami bdb. Ależ tu kapitalnie słychać Lorencowe znaki rozpoznawcze - charakterne smyczki i miejscami cymbały (ale tu nie radosne). Muzyka dramatyczna, inteligentna, głośno podłożona w filmie, spory skład (grała Beethovenowska+jego soliści), sceny tańców jazzowych tradycyjnie nie Lorenca - robił je Lucewicz. Lorenc nie byłby sobą gdyby nie przemycił do kolejnego filmu swoich znanych już wcześniej tematów w zmienionych wersjach

I tu mamy takie dwa - w jednej z kilku scen przesłuchania temat z Oficera bez elektroniki w znacznie wolniejszym tempie, a w ostatniej scenie filmu taki sam zabieg ze znacznym zwolnieniem tematu z Dream To Fly (Kopernik 3D). Kapitalnie wyszła muzycznie dramatyczno-liryczna scena gwałtu, oraz typowo-lorencowy "motyw skradania" w scenach nocnych i śledzeniu.
Materiału na płytę było by sporo, koło 45 min minimum. Oczywiście była by to płyta dla koneserów i fanów, bo bliżej tej muzyce do Symetrii i niejazzowych części Gliny. Tak więc radosnego słuchania tu by nie było. Może dlatego Lorenc nie chce słyszeć o wydaniu. Szkoda, chyba że ktoś zna szefostwo jakiejś wytwórni płytowej i namówi samą górę na bezpośredni telefon do twórcy "że chcemy ci to pilnie wydać"
Co do filmu, pewnie skończy jak Jestem Mordercą, czyli sprzedadzą pińcet biletów na krzyż. Trochę szkoda, bo na ponure dobrze zrealizowane kino (fajne oświetlenie i barwa) też powinno być w kraju miejsce. Na seansie było może 10 osób na sali. Nie podobał mi się w filmie kompletny brak jakiegoś tekstu historycznego o historii tego zjeba, czy na intrze, czy na końcu. A przecież to film całkowicie na faktach z autentycznymi postaciami (i znów pewnie masę ludzi sobie z tego nie zda sprawy). Słabo też pokazano Kraków, mimo że to krakowska koprodukcja, no ale rozumiem, że względy finansowe na to nie pozwoliły (kogo dziś stać na efekty, by potem te wszystkie widoczne na ulicach i budynkach naleciałości 21 wieku usuwać w kompie). Wyróżniają się w filmie i są łatwe do zauważenia dwa miejsca akcji, które akurat nie wymagały specjalnych ingerencji efektami, poza przeparkowaniem współczesnych aut

- okolice Bramy Floriańskiej czyli ulica Pijarska i okolice wejścia do kościoła Przemienienia Pańskiego. Szacun że znalazło się miejsce dla Globisza, który po udarze ledwo chodzi i nie może mówić, więc zrobili z niego statystę w ostatnich sekundach filmu, a nie musieli. No i film jest stosunkowo krótki, chciało by się zobaczyć więcej, bo w takim tempie przedstawienia całej historii, to człowiek momentami mógł poczuć się że ogląda fabularyzowany dokument.
Muzycznie - bardzo miłe zaskoczenie i spory, żywy a nie samplowy score.
Filmowo - mimo wszystko zaskoczenie, choć szału nie ma, score lepszy niż film. a filmowo Jestem Mordercą lepsze.