Sorry, ale totalnie nie rozumiesz istoty muzyki filmowej chyba. To nie konkurs chopinowski, tu idzie o to by muzyka dobrze działała w filmie, by podkreślała emocje, budowała atmosferę, a także by nawiązywała kontakt z widzem, wciągała go do filmowego świata wyrazistym brzmieniem czy tematem/tematami. Dlatego jakieś prościutkie melodie na syntezator od Carpentera są dużo lepszą muzyką filmową niż cuda wianki od Desplata. I choćby się tu spuszczał nie wiadomo jak nad jego fakturami, detalami i innymi plumkaniami, to tego nie zmienisz.
Super, że Desplat potrafi to zrobić wszystko wirtuozersko, ale jeśli brakuje tej soli muzyki filmowej o której napisałem, to co komu po tym?
Jakbyś wypierdolił wszystkie tematy z takich Star Warsów to czy dziś ta muzyka miała by tylu fanów, bo by się ludziska spuszczali nad action-scorem z jakiejś sceny? Come on...