#56
Post
autor: Ghostek » pt cze 23, 2017 21:46 pm
Ten film przyprawił mnie o nieodwracalne zmiany w mózgu, więc wkleję com napisał na Fb
Okeeeeej... W najczarniejszych snach nie imaginowałem sobie, że do tego dojdzie, ale... Muszę przeprosić twórców tegorocznej Mumii za nazwanie ich wątpliwego dzieła filmem bardzo złym. Nowe standardy w tej materii wytyczył w tym tygodniu Michael Bay, rzucając na pożarcie popcornożercom piątą część Transformerów.
Przyznam, że zawsze podchodziłem do tej serii z przymrużeniem oka. Wychodząc do kina wyłączało się mózg, pozwalając się dopieszczać soczystą porcją świetnie zrealizowanych efektów, pościgów, strzelanin... Wiadomo, takie kino nie wymaga dopracowanej do granic możliwości historii. No ale zawsze można było liczyć na chociażby zrębek takowej. Na jakieś sensowne wprowadzenie, które rozgrzeszałoby następującą potem, wizualną orgię. Nie tym razem...
Bay przeszedł samego siebie w sprowadzaniu tej serii na grunt taniej, bezmyślnej rozrywki. Uszy bolały od słuchania tych durnych dialogów, a postawione przed ekranem postaci (poza kreacją Wahlberga) odrażały beznadzieją. A gdzie ta szumnie zapowiadana rozrywka? Tiaaaa... Z zegarkiem w ręku patrzyłem: 1h 45 minut bezsensownego plątania się po planie, strzelania seksistowskimi sucharami, filozoficzno-historycznymi dyrdymałami i patetycznymi one-linerami, by w ostatniej półgodzinie pocisnąć wizualiami.
Nie łudzę się, że na tym słabym do bólu filmie skona cała Transformerowa seria. Chińczycy tłumnie stawią się do kin, a reszta świata dopełni tabele box office. Michael Bay ogłosi za pół roku, że wraca, by nakręcić jeszcze bardziej zaskakującą, jeszcze lepiej dopracowaną scenariuszowo i jeszcze droższą "szóstkę".
Całe szczęście, że złamanego grosza na ten film nie wydałem, bo po seansie zawiązałbym chyba komitet strajkowy żądający od twórców zadośćuczynienia.
Aha, miało być też coś o muzyce. Ale szkoda gadać...
