No to teraz uwaga, uwaga - obejrzałem "Zerwany kłos"
Jest to film biograficzno-hagiograficzny, czarno-biały pod względem światopoglądowym (krystalicznie czyste postacie Polaków-katolików, przede wszystkim głównej bohaterki i księdza; czarne postacie carskich żołnierzy dokonujących rozbojów i gwałtów), a jednocześnie kolorowy w wielu scenach pod kątem wizualnym (zwłaszcza wizja raju/pola zbóż). Dialogi są nienaturalne, literackie, używają anachronicznego słownictwa (np. "ale się zlękłam" zamiast "ale się przestraszyłam" - choć to jeszcze można tłumaczyć rokiem 1914). Zdjęcia są poprawne, aczkolwiek obraz jest bardzo słabej rozdzielczości, jakby puścili z rzutnika na wielki kinowy ekran nagranie jakości DVD. Nie oceniam kwestii światopoglądowych, aczkolwiek trochę razi skrajnie naiwny obraz rozmodlonej społeczności wiejskiej (przykład: matka głównej bohaterki idzie do kościoła na jakieś nabożeństwo, każe córce zostać w domu, bo się źli żołnierze po wsi kręcą i lepiej siedzieć w chałupie i życia nie ryzykować, a na to główna bohaterka: "tak bardzo chciałam spotkać się z Jezusem..."). Nie oceniam, nie wyśmiewam się, może i niektórzy chcieli by żyć w ten sposób i w takim świecie, ale takie dialogi strasznie zgrzytają. Najlepszym elementem filmu jest muzyka i jak na polskie produkcje jej ilość i jej wybijanie się z ekranu jest godna pozazdroszczenia. Szkoda że nie wydają tego na płycie, bo mimo pewnej monotonni/wykorzystania podobnych motywów wielokrotnie w filmie, to byłoby czego posłuchać. Niestety film ulega w pewnym stopniu "teledyskowości", czyli wiele sekwencji jest nieco rozwleczonych/mało treściwych (mimo że film jest krótki - trwa ok. 1,5 godziny) i opiera się nie tyle na dialogach, co na połączeniu sugestywnych, pocztówkowych ujęć z nieraz przesadnie wybijającą się muzyką (orkiestra na full plus sopran plus chyba jeszcze do tego chór), czyli w niektórych miejscach mamy przerost formy nad treścią. Aczkolwiek akurat na nadmiar muzyki nie narzekam. Najbardziej podobały mi się postacie Sorokina (piękne ujęcia pełnych żądzy oczu <3 ) i starego kozaka (jak on łapczywie pożera to jabłko, jakby chciał zgwałcić dziewczynę na odległość!), główna bohaterka ładnie prezentuje się wizualnie, choć jest zbyt bardzo zmalowana jak na wiejską dziewkę (nie lubię oceniać kobiet wyłącznie przez pryzmat wyglądu, ale trudno jest mi powiedzieć cokolwiek dobrego na temat jej aktorstwa). Tracz wypadł wyjątkowo słabo, spodziewałem się po nim czegoś lepszego, postać księdza wypadła nie najgorzej, chociaż jest strasznie posągowa. Piosenki a la Rubik promującej film w samym obrazie nie uświadczyłem, no chyba że była w drugiej części napisów końcowych, ale wyszedłem, więc nie mam pewności. Ocena końcowa: 4/10 (polskie kino - nie idź tą drogą!).