#62
Post
autor: Ghostek » czw wrz 22, 2016 09:58 am
Nie do końca rozumiem tej fali głębokiego rozczarowania. Jakbyście oczekiwali klasycznego, bernsteinowskiego westernu, albo hornerowskiego klasyka ku pamięci potomnych i pokrzepieniu serc współczesnych. A przecież:
- Film jest zrobiony w totalnie innej konwencji i choć jest remakiem klasyka, to operuje na płaszczyźnie współczesnej rozrywki
- Score nie jest od A do Z pisany przez Hornera. Powiedziałbym nawet, że w bardzo małej części jest on ukształtowany przez Jamesa. Póki nie wypłyną suity nie można stwierdzić, co jest jego, a co jest zwykła stylizacją lub wymysłem Fragnlena.
- Patrzy się na tę pracę przez pryzmat highlightów Hornera - głównie tych operujących wielką symfoniką, harmonią i dramaturgią. Zapomina się w międzyczasie, że wielokrotnie Horner zaskakiwał takimi eksperymentami, że w życiu by się do niego tego nie przypisało.
Poza tym na projekcie tym ciążyła taka presja oczekiwań, że zwykłe rzemiosło z całkiem zgrabną tematyką, ale wchodzące w pewne standardy współczesnego kina, staje się tutaj produktem rozczarowującym. Dlatego nie dziwi mnie, że miłośnicy takiego ułożonego symfonicznie Hornera będą sobie częściej odpalać Collage, aniżeli M7.
Swoją drogą nie wierzę, że Franglen przejmie Avatary. Za wysoka półka dla niego i za krótki jest na ciąganie się z Cameronem. Przypomnijmy, że Horner ugrał w Titanicu i Avatarze o, co ugrał tylko i wyłącznie dzięki swojemu uporowi.
