Nie jestem Markiem Łachem i nigdy nim niestety nie będę.

Dlatego też najmocniej przepraszam, że zamiast jego opinii, na którą wszyscy na forum czekają usłyszycie moją. Przy czym ja nie wiem, czy w ogóle Marek jeszcze na takie filmy chodzi i go interesują.
Ja sam dalej chodzę i bardzo mi się wypadł do kina w czwartek udał. Zresztą pierwsze wrażenia napisałem u siebie na Facebooku i dalej je podtrzymuję i dla mnie dalej "Spectre" to "The Dark Bond Rises".
Wiadomo "Casino Royale" pozostaje dla mnie ulubionym i najlepszejszym Bondem EVER z najlepszą Bond Girl EVER! I od "Skyfall" też jest "Spectre" gorsze, ale też nie do końca rozumiem tych wszystkich narzekań?

Raczej pewnie wynikają one z wysokiej poprzeczki postawionej przez "Skyfall", gdyż dla mnie "Spectre" to kawał dobrego kina rozrywkowego. I według mnie akurat udało się całkiem zgrabnie połączyć ducha Bondów Craiga, z tymi starszymi nie popadając w pastisz i komedię.
Tak samo jak i pewne nawiązania do książkowych i filmowych klasyków z tej serii wypadły dla mnie dobrze. Szczególnie to jedno, które może budzić pewne kontrowersje. Dla mnie wypadło zdecydowanie lepiej od tego w "Star Trek Into the Darkness". Według mnie Sam Mendes wykazał się większym taktem, subtelnością od J.J. Abramsa. Chociaż tutaj wiele w tym pewnie i wyżej wymieniony Marek, który uwielbia amerykańskiego reżysera, mogą być innego zdania. Dla mnie jednak Sam Mendes przez cały film dobrze trzyma reżyserski ster.
A poza tym dobra akcja, ciekawe postacie, Bond Girl jak pisałem, to nie Vesper, ale może być. I naturalnie jest Daniel Craig, który swoją coolskością i twardzielskością dalej potrafi zauroczyć. Mój ulubiony Bond (postać) Ever!
Plus o czym też wspomniałem na FB pojawia się takie pewne zwierzę, takiej szczególnie bliskiej memu sercu rasy. I kiedy takie zwierze, takiej rasy ujrzę w filmie to od razu zwiększa się moja ocena. To taki mój prywatny bonusik.
A teraz przechodzę do ścieżki dźwiękowej, której słucham od czwartku bezustannie! Czyli możecie domyśleć się, że mi się podoba. Oj, tak i tym bardziej nie rozumiem Waszych surowych ocen.

I to zarówno w na płycie, a co dopiero w filmie
Przede wszystkim nie czułem jakoś specjalnie, aby w kinie coś z mixem było nie tak. Muzyka ładnie mi brzmiało, czasami fajnie głośno jak lubię. Temat Bonda ładnie i z taktem był wykorzystywany w filmie. Plus do tego było czuć szpiegowskiego ducha, ale naturalnie bardziej tego współczesnego. Muzyka akcji bardzo fajna, ale o tym później, plus jak zawsze ładna liryka.
Tradycyjnie jak to w Niemczech jest w zwyczaju ludzie zostają na napisy końcowe i jeszcze wtedy dalej jest ciemno na sali. I tak samo ja z moją znajomą i słuchamy sobie świetnych napisów końcowych. I pojawia się ich piękna liryczna końcówka. Moja znajoma nawet zaczęła mi zwracać uwagę, jakże to inteligentnie jest rozpisane i zaczęły używać takich profesjonalnych określeń i zwrotów, że nawet Wy byście oryginalnie nie marudzili i nie wywyższali nad innymi, a siostra Wojtka może nawet przyznałaby mojej znajomej rację.

W każdym razie zmierzam do tego, że słychać, że odpowiada za to kompozytor, który zna się na rzeczy.
Co do piosenki to wiadomo, że Samowi Smithowi za styl śpiewania powinno się jaja ukręcić. Ale słysząc jak śpiewa to niestety nie ma już co ukręcić.

A szkoda, gdyż napisy początkowe, wizualnie są naprawdę zacne z eksponowaniem piękna kobiecego ciała.
A co do soundtracku, to bardzo mi się przyjemnie go słucha. Fakt, jest sporo underscore'u, ale dla mnie on wpływa na dobry odbiór tej płyty. Po prostu po mocnym action-score'u mam możliwość na trochę wytchnienia. To nie tak jak Brian Tyler, który wrzuca Ci w uszy betoniarkę dźwięków naraz. I naprawdę jest tu wiele zacnych kawałków i to zarówno action-score'u (Backfire, Snow Plane) jak i liryki. Np. motyw, który rozpoczyna się w "Secret Room", a potem mamy jego piękny finał w "Out of Bullets" i "End Credits", taki piękny w swej prostocie i naprawdę w filmie dobrze się sprawdzał. Dawał taki ludzki element, którego mi często w Bondach przed Craigiem brakowało.
Zaglądając tutaj wiedziałem i widziałem wasze okrzyki i złości, że Thomas Newman skopiował wiele elementów ze "Skyfall". I na początku się martwiłem, ale potem jestem w kinie i zbliża się wielki finał. Mamy mroczne ujęcia w Londynie w nocy, świetnie ujęte przez "brudne", "realistyczne" zdjęcia Hoyte Van Hoytema i nagle pojawia się TEN MOTYW

Ja osobiście nazywam go: "Thomas Newman In Badass Mode Theme". Wiadomo, że pisząc trudno go zanucić, ale gdybym miał go rozpisać to brzmi on mniej więcej tak:
"BA! BA! BA! BA! BA! BA! BA! BA-BUUCH!"
"BA! BA! BA! BA! BA! BA! BA! BA-BUUCH!"
"BA! BA! BA! BA! BA! BA! BA! BA-BUUCH!"
Wiecie to ten sam motyw co się pojawia w finale "Skyfall" na wrzosowiskach w nocy, z bieganiem po lodzie it. I tutaj Newman wykorzystał go "Careless" i "Westminster Brigde". Dla mnie normalnie efekt świetny. Normalnie jak na szpilkach oglądałem ten finał. Czy Bondman zdąży, czy jednak Spoiler-Man wygra. Do tego ten mrok, te zdjęcia i to dudnienie. Tak bardzo lubię ten motyw, że wręcz się cieszę, że Newman się skopiował.
"BA! BA! BA! BA! BA! BA! BA! BA-BUUCH!"
"BA! BA! BA! BA! BA! BA! BA! BA-BUUCH!"
"BA! BA! BA! BA! BA! BA! BA! BA-BUUCH!"
Dla mnie bomba! Badassowy finał, potem ten piękny minimalistyczny motyw, następne klasyczny motyw Bonda i świetna suite'a podczas napisów końcowych i świadomość dobrej rozrywki z Bondem i muzyką filmową.
Niech będzie, że ogłuchłem i oślepłem, ale naprawdę podoba mi się "Spectre" i to zarówna jako film, jak i jako soundtrack.
Dziękuję za uwagę i najmocniej przepraszam, że nie jestem Markiem Łachem. Ale nazywam się Wawrzyniec. Maciej Wawrzyniec.
