Nie wchodź człowieku na forum przez kilka godzin i patrz co się dzieje.

Nie chce mi się wracać do wszystkiego co tu było poruszone, bo i nie ma to sensu, aczkolwiek zauważyłem że obrońcy Interstellar w swojej argumentacji zapędzają się tak daleko, że usiłując na siłę wytłumaczyć jedną głupotę filmu automatycznie wskazują na drugą. Usilnie widzę argumentują też o tym jak to ludzie muszą wszystko polecieć i zobaczyć by ocenić, czy się nada i są lepsi od robotów, gdy tymczasem żaden z tuzina uczestników pierwszej misji nie potrafił wysłać sensownych danych i tak naprawdę uczestnicy misji nr 2 losowali gdzie się udać. Poza tym docierając na orbitę planety nie potrafili przeznaczyć chwilę zebrać najbardziej banalnych danych pokroju wysokości fal w miejscu, gdzie zamierzają lądować. Ale co tam: hurra i do przodu. Polacy?

Poza tym obrońcy Nolana jak i oczywiście sam Nolan zupełnie ignorują fakt, że świat to nie są tylko pola kukurydzy dookoła chatki McConaugheya, i nawet jeśli doszłoby do powtórki czegoś pokroju dust bowl to na amerykańskiej prerii. I ewentualnie podobnych miejscach. Nie mieliby tego problemu mieszkańcy Amazonii, wysepek na Pacyfiku, syberyjskiej Tajgi czy masy innych miejsc. Oprócz kukurydzy istnieją dziesiątki a może setki gatunków tysięcy roślin jadalnych, do tego bydło, trzoda chlewna, dziczyzna, ryby i owoce morza. Ale widać jak zabraknie kukurydzy i nie będzie można robić popcornu (dla widzów filmów Nolana:P) to Amerykanie będą musieli opuścić ziemię. Co na to Putin?

Tego kuriozum w postaci planety z oceanem o głębokości 1 metra i falami o wysokości 100 metrów, to mi się nie chce nawet komentować. Bo począwszy od tego, że Nolan najwyraźniej nie ma pojęcia o erozji dna morskiego, a skończywszy na tym, że tak bliskie położenie na zdrowy rozsądek eliminuje planetkę z perspektywy wiązania się z nią na dłużej, mamy tu do czynienia z totalnym fantasy (tak samo jak zamarznięte chmury).

Obawiam się, że jak Nolan po Interstellar poczyta sobie fanbojskie komentarze od wszelakiej maści wawrzyńcopodobnych widzów to podtrzyma wiarę w swój geniusz i zamiast wrócić do kręcenia nie aspirujących do odkrywania prawd absolutnych filmów rozrywkowych będzie brnął w tego typu cuda-wianki. Szkoda, ale może przynajmniej Hans na tym skorzysta i będzie mu pisał dobrą muzę, dopóki nie przejrzy na oczy i nie odkryje, że te filmy to takie nadęte baloniki.
