Paweł Stroiński pisze:Też tak sądzę, że z początku tam nic nie miało być.
Ghostek pisze:No i mogło tak zostać. Przynajmniej nie byłoby takiego srania jak teraz jest.

To by było trochę dziwne, jakby Nolan najważniejszą, kulminacyjną wręcz scenę akcji (kulminacyjną nie dla całego filmu, ale dla części z Mannem i dla wątków akcji) chciał zostawić bez muzyki. Tym bardziej, jeśli miała wstęp w postaci 8 minutowego Coward. Przecież to by wypadło idiotycznie, tym bardziej, że połowa ujęć jest w kosmosie i nie ma tam dźwięku - i jestem pewien, że Nolan o tym wiedział. Już prędzej uwierzę, że tam miało być co innego, ale im nie brzmiało za dobrze i to zdecydowali się zmienić w ostatniej chwili.
kiedyśgrześ pisze:swoją drogą jeżeli do jedynych kilku minut akcji w trzygodzinnym filmie muza była sklejana na kolanie, to może oznaczać, że ten szaleniec Nolan miał na otwarcie „wizję” zrobienia tej sceny operując ciszą

Dokładnie - kolejny dowód na wizjonerstwo Nolana
Paweł Stroiński pisze:Hans dał to, co miał. Najprawdopodobniej skleili kilka kawałków (a to "łysy" mockup), nie mieli dokładnych notatek, jak to kleili, bo robili to na końcu filmu już po pozamiataniu nagrań, itd. I że lud zażądał, to Hans wyciągnął wszystko, co mógł z tego i miał na dysku. Innymi słowy, scena ta była albo przerabiana pod koniec robienia filmu (bo się zorientowali, że jest, jak mówisz), albo to desperacko kleili, bo się zorientowali, że potrzebują muzyki. Tak czy siak mogą nie mieć notatek dotyczących tych przeróbek i dlatego wrzucił mockup. Bo to wszystko co ma, a za cholerę nie pamięta, co gdzie jak.
To troszkę smutne, że fani na necie potrafią na podstawie innych utworów z albumu samodzielnie, w domowych warunkach lepiej odtworzyć ten track, niż Hans z całym sztabem i potężnymi komputerami

A ta wersja wydaje mi się być mało prawdopodobna, bo
Ghostek pisze:Nawet jakby, to przecież w kanciapie, gdzie kleili film mają jeszcze zapisane pliki projektu z wyszczególnionymi elementami. Żaden problem wyeksportować jeden fragment i zrobić dobrze pospólstwu. Coś nie zatrybiło w kuluarach.
No właśnie - wyjebali to czy co?
-Wiesz Chris, jako wielki miłośnik żywej orkiestry, preferujący klasyczne nagrania nad jakimiś montażowo-komputerowymi hockami klockami, jestem taki niezadowolony z tego nagrania, że chciałbym wywalić tę tasiemkę w pissdu
-Masz rację, Hans. Mi też ten track się w ogóle nie podoba, ale przynajmniej coś zagłusza tę ciszę kosmicznej pustki. Na pewno na nic się to nikomu nie przyda, nawet do archiwum nie ma co tego odkładać.
galljaronim pisze:I właśnie o to chodzi. Z tym, że w Mountains te wejścia organów są bardziej przedłużone, a dokowaniu urywane (nie wiem jakim terminem muzycznym się to określa - spiccato?). Anthem jest o wiele dłuższy i faktycznie pampinu dodaje nałożenie na siebie smyczków i organów.
Paweł Stroiński pisze:Staccato/spiccato nie bardzo pasuje do organów, które bardziej niż fortepian "znoszą" granie legato (czyli długimi nutami). Po prostu grał krócej/cięli krócej.
Obaj mieszacie dzieciaczki, z tym że Paweł mówi tak enigmatycznie, że sam nie wiem, jak go poprawić
