Nie chodzi mi tylko u Hornera o elektronikę, co wciąż mówię, ale generalnie o współczesność podejścia, podam parę przykładów:
a) Jak to zwykle u dobrego Hornera, jest tam trochę dysonansów, na co bardzo duża część tradycji klasycznej by sobie aż tak bardzo jak Horner nie pozwoliła. Horner pozwalał sobie wcześniej i dysonanse to nic nowego, ale Horner robi to po swojemu, odnosząc się do trendów koncertowej muzyki współczesnej, choć nie do końca z XXI wieku może;
b) główny temat brzmi jak połączenie Coplanda z Benjaminem Brittenem - obaj kompozytorzy z XX wieku
To nie jest muzyka w tym sensie klasyczna, że bardzo odnosi się do tradycji romantycznych (mały paradoks, ale "klasyczna muzyka filmowa" jest właśnie w tendencjach romantyczna).