
Clint Mansell - Noah (2014)
Re: Clint Mansell - Noah (2014)
Patti wygląda jak żul, a płytka już w obiegu i ma bagatela 78 minut - może być hardcore 

Re: Clint Mansell - Noah (2014)
Hardscore 

Gdyby nie piraci, byłbym jak Zbigniew Hołdys - Eric Clapton.
Re: Clint Mansell - Noah (2014)
jak Stiwi Tyler z AerosmithMefisto pisze:Patti wygląda jak żul,

#FUCKVINYL
Re: Clint Mansell - Noah (2014)
Słabo. Poza kilkunutowym motywem żadnych melodii nie stwierdzono. Zwraca uwagę głównie "Your Eyes Shall Be Opened, And Ye Shall Be As Gods", "And He Remembered Noah" i "Day And Night Shall Not Cease". Piosenka z końca całkiem fajna. Brzmi trochę jakby ją napisał Delerue (luźne skojarzenie). Zapewne znajdą się tacy, który będę zachwalać dość ciekawe brzmienie. Ok, nie podważam tego, ale dla mnie to taka tapeta wysokiej próby.
Gdyby nie piraci, byłbym jak Zbigniew Hołdys - Eric Clapton.
Re: Clint Mansell - Noah (2014)
Przesłuchałem pierwszą część Wickedness i za ciężkie to dla mnie, trzeba będzie do tego zasiąść o wypoczętym umyśle i większym skupieniu, także wracam do Muppetów 

Re: Clint Mansell - Noah (2014)
Nie jest źle, aczkolwiek jestem rozczarowany. Przede wszystkim brak tu wyrazistego motywu przewodniego i jakiegoś nadrzędnego pomysłu. Słychać, że to Mansell, ale siłą jego pracy z Aronofskym było właśnie połączenie oryginalnego brzmienia (tutaj jest), porywającego tematu (brak) i spójności (brak). To taki Mansell nieco przefiltrowany przez współczesny blockbuster i zbyt często ma to cechy zwykłej, niepotrzebnie rozbuchanej tapety. Oczywiście to trzeba zweryfikować po filmie, ale o geniuszu Fountain nie może być mowy. Gdyby tak przyciąć całość do długości Fountain, byłoby na pewno o wiele lepiej.
W kwestii oryginalności: znów brzmi to egzotycznie, pomysłowo, świeżo, jednak słychać naleciałości Fountain i w mniejszym stopniu Requiem. Nie mówię oczywiście o autoplagiacie, ale myślę, że łatwo usłyszeć małe podobieństwa.
Highlighty można znaleźć szczególnie w środku płyty (np. Make Thee An Ark), no i finałowy utwór prezentuje się bardzo ładnie, ale Death is the Road to Awe to to nie jest
Pozostaje jeszcze kwestia, na ile inspirujący i spójny jest sam film, ale w Aranofsky'ego wierzę. W każdym bądź razie, mimo rozczarowania, płyta jest w porządku i na pewno będę do niej wracał. Fajne jest to, że zawsze mogę liczyć na Mansella w kwestii unikalnego brzmienia, które wyróżnia go z papki zalewającej muzykę filmową.
W kwestii oryginalności: znów brzmi to egzotycznie, pomysłowo, świeżo, jednak słychać naleciałości Fountain i w mniejszym stopniu Requiem. Nie mówię oczywiście o autoplagiacie, ale myślę, że łatwo usłyszeć małe podobieństwa.
Highlighty można znaleźć szczególnie w środku płyty (np. Make Thee An Ark), no i finałowy utwór prezentuje się bardzo ładnie, ale Death is the Road to Awe to to nie jest

Pozostaje jeszcze kwestia, na ile inspirujący i spójny jest sam film, ale w Aranofsky'ego wierzę. W każdym bądź razie, mimo rozczarowania, płyta jest w porządku i na pewno będę do niej wracał. Fajne jest to, że zawsze mogę liczyć na Mansella w kwestii unikalnego brzmienia, które wyróżnia go z papki zalewającej muzykę filmową.
Ostatnio zmieniony pn mar 31, 2014 23:35 pm przez Dexter, łącznie zmieniany 1 raz.
Re: Clint Mansell - Noah (2014)
A więc zaczęło sięDexter pisze:To taki Mansell nieco przefiltrowany przez współczesny blockbuster i zbyt często ma to cechy zwykłej, niepotrzebnie rozbuchanej tapety.

Re: Clint Mansell - Noah (2014)
Nie jest to takie przemielenie kompozytora, jak choćby w przypadku Javiera Navarette. Duży wpływ na kształt muzyki miał pewnie blockbusterowy charakter samego filmu. Aronofsky nigdy wcześniej czegoś takiego nie robił, i oby to był jednorazowy skok. A Noe to mimo wszystko Mansell, tyle, że słabszy i mniej przemyślany/atrakcyjny autonomicznie, niż w przypadku poprzednich projektów z Kronos Quartet 

Re: Clint Mansell - Noah (2014)
jakby ktoś chciał w ogóle kupić tego kacapa, to za ok. 57 zł wychodzi u nas 1.04..
#FUCKVINYL
Re: Clint Mansell - Noah (2014)
Obejrzane. Matthew Libatique znów pozamiatał zdjęciami. 'Teledyskowe' sklejki, obecne szczególnie wtedy, gdy Noe opowiada o historii stworzenia świata, to coś niesamowitego. Wyłapałem dwa autocytaty z Źródła (skrobanie kory drzewnej i efekt specjalny z wątku 'futurystycznego'), i ogólnie pod względem formy to stary, dobry Darren. Scenariusz natomiast ma kilka dziur i głupotek, niekiedy wypada nieprzekonująco (wątek wątpliwości Noego, choć fajny w zamyśle, nie do końca mnie przekonał, zabrakło w nim trochę dramatycznego ciężaru; wątek króla jest zbyt rozbudowany), ale ma masę dobrych momentów. Świetnie wypadły odwiedziny Noego w obozie ludzi, które były niczym zejście Dantego do Piekła.
Emma Watson dostała zaskakująco dużą rolę, chyba trzecią, jeśli idzie o czas ekranowy, i całkiem nieźle sobie poradziła. Fajnie jest patrzeć na rozwój jej kariery po Potterze, bo wiadomo, że miała ciężko uwolnić się od wizerunku Hermiony, ale chyba zatrudnia bardzo dobrego agenta, bo gra naprawdę różnorodne postacie, i to nie u byle kogo. Russell Crowe to od momentu rozpoczęcia budowy Arki chodząca epickość, ukłony dla osób odpowiedzialnych za to, jak wygląda tytułowy bohater. Serio, od dziś, jeśli usłyszę termin 'bohater biblijny', to Noe w jego wykonaniu na pewno momentalnie stanie mi przed oczami. Jennifer Connelly także trzyma poziom, ma jedną szczególnie świetną scenę próby powtrzymania filmowego męża od jego zamiarów.
Czy wepchanie wątków paranormalnych w takiej ilości (głównie chodzi mi tu o Strażników) było potrzebne? Niby nie, ale wyszło to w porządku. Całe szczęście nie ma tu żadnej durnej sieki. Ok, może jest w jednym momencie, i to dość podobnym do buntu Entów z Dwóch Wież, ale nie było to złe i generalnie pod tym względem Aronofsky nie dał się skusić wysokiemu budżetowi. Mimo wszelkich wad czuć, że zależało mu na tym dziele i włożył w to serce. Noah to dobry film, co prawda ze słabymi i niepotrzebnymi wątkami, przez co odrobinę za długi, ale broniący się jako całość, choć patrząc z perspektywy wielbionej przeze mnie filmografii Darrena: jednak rozczarowujący.
Z muzyką jest podobnie. Często subtelnie przygrywa na drugim planie, powtarzają się chyba dwa dobre tematy. Największy highlight to scena rozpoczęcia budowy Arki, której przygrywa Make Thee An Ark (chyba najlepszy track na płycie, swoją drogą), oprócz tego świetnie wypada prolog i scena, gdy biała gołębica leci z gałązką, a potem widać przez dłuższą chwilę ujęcie na Noego. Ale jest też dużo momentów, gdy chciałoby się, żeby wybrzmiało to bardziej, albo całkiem sporo fragmentów typowych dla współczesnych blockbusterów (co już było słychać na płycie), prymitywnie podbijających doniosłość/rozmach sceny. Dużo detali z płyty gubi się w warstwie dźwiękowej filmu, a szkoda, bo są największą chyba wartością krążka. Jak już wspominałem w poprzednim poście: brakuje mi w tej kompozycji spójności. Ok, słychać dwa motywy wiodące w trakcie filmu, ale nie nazwałbym muzyki Mansella duszą obrazu. Jest bardzo fajnym wspomagaczem i ma swoje świetne momenty. Próżno szukać tu tej boskiej iskry i integralności, która charakteryzowała Źródło. Ta praca chyba na zawsze będzie zmorą Mansella, jeśli chodzi o moje oceny jego nowych prac, bo uważam ją za ideał tego, jak muzyka powinna oddziaływać w obrazie.
Można było lepiej wyeksponować ten materiał, tak samo jak można było przyciąć płytę o jakieś 20 minut. Pozostawiam to bez oceny, bo i tak pewnie będę przez najbliższy miesiąc zmieniał zdanie
Emma Watson dostała zaskakująco dużą rolę, chyba trzecią, jeśli idzie o czas ekranowy, i całkiem nieźle sobie poradziła. Fajnie jest patrzeć na rozwój jej kariery po Potterze, bo wiadomo, że miała ciężko uwolnić się od wizerunku Hermiony, ale chyba zatrudnia bardzo dobrego agenta, bo gra naprawdę różnorodne postacie, i to nie u byle kogo. Russell Crowe to od momentu rozpoczęcia budowy Arki chodząca epickość, ukłony dla osób odpowiedzialnych za to, jak wygląda tytułowy bohater. Serio, od dziś, jeśli usłyszę termin 'bohater biblijny', to Noe w jego wykonaniu na pewno momentalnie stanie mi przed oczami. Jennifer Connelly także trzyma poziom, ma jedną szczególnie świetną scenę próby powtrzymania filmowego męża od jego zamiarów.
Czy wepchanie wątków paranormalnych w takiej ilości (głównie chodzi mi tu o Strażników) było potrzebne? Niby nie, ale wyszło to w porządku. Całe szczęście nie ma tu żadnej durnej sieki. Ok, może jest w jednym momencie, i to dość podobnym do buntu Entów z Dwóch Wież, ale nie było to złe i generalnie pod tym względem Aronofsky nie dał się skusić wysokiemu budżetowi. Mimo wszelkich wad czuć, że zależało mu na tym dziele i włożył w to serce. Noah to dobry film, co prawda ze słabymi i niepotrzebnymi wątkami, przez co odrobinę za długi, ale broniący się jako całość, choć patrząc z perspektywy wielbionej przeze mnie filmografii Darrena: jednak rozczarowujący.
Z muzyką jest podobnie. Często subtelnie przygrywa na drugim planie, powtarzają się chyba dwa dobre tematy. Największy highlight to scena rozpoczęcia budowy Arki, której przygrywa Make Thee An Ark (chyba najlepszy track na płycie, swoją drogą), oprócz tego świetnie wypada prolog i scena, gdy biała gołębica leci z gałązką, a potem widać przez dłuższą chwilę ujęcie na Noego. Ale jest też dużo momentów, gdy chciałoby się, żeby wybrzmiało to bardziej, albo całkiem sporo fragmentów typowych dla współczesnych blockbusterów (co już było słychać na płycie), prymitywnie podbijających doniosłość/rozmach sceny. Dużo detali z płyty gubi się w warstwie dźwiękowej filmu, a szkoda, bo są największą chyba wartością krążka. Jak już wspominałem w poprzednim poście: brakuje mi w tej kompozycji spójności. Ok, słychać dwa motywy wiodące w trakcie filmu, ale nie nazwałbym muzyki Mansella duszą obrazu. Jest bardzo fajnym wspomagaczem i ma swoje świetne momenty. Próżno szukać tu tej boskiej iskry i integralności, która charakteryzowała Źródło. Ta praca chyba na zawsze będzie zmorą Mansella, jeśli chodzi o moje oceny jego nowych prac, bo uważam ją za ideał tego, jak muzyka powinna oddziaływać w obrazie.
Można było lepiej wyeksponować ten materiał, tak samo jak można było przyciąć płytę o jakieś 20 minut. Pozostawiam to bez oceny, bo i tak pewnie będę przez najbliższy miesiąc zmieniał zdanie

Re: Clint Mansell - Noah (2014)
Gdyby się dało to post Dextera lajkowałbym i "szerował" gdzie się da
. Dzięki za wyczerpujący tekst, narobiłeś mi smaka na seans.


- Ghostek
- Hardkorowy Koksu
- Posty: 10445
- Rejestracja: śr kwie 06, 2005 23:17 pm
- Lokalizacja: Wyłoniłem się z Nun
- Kontakt:
Re: Clint Mansell - Noah (2014)
Film okej, a Crowe faktycznie daje radę jako Noe. W sumie jest drewniany jak ta cała arka, którą buduje, ale tu chyba tak miało być. 
Za to scena kiedy żona błaga go o to by nie to istny geniusz gry aktorskiej. Brawo!
Muzyka działała w tle jak jakaś cichociemna aplikacja Windowsa, ale były momenty, kiedy świetnie pasowała. Cały proces budowania arki okraszony był bardzo klimatyczną ilustracją, ale generalnie Mansell nie wspina się na wyżyny swoich możliwości.
Ogólnie jednak jestem na tak.

Za to scena kiedy żona błaga go o to by nie
Spoiler:
Muzyka działała w tle jak jakaś cichociemna aplikacja Windowsa, ale były momenty, kiedy świetnie pasowała. Cały proces budowania arki okraszony był bardzo klimatyczną ilustracją, ale generalnie Mansell nie wspina się na wyżyny swoich możliwości.
Ogólnie jednak jestem na tak.

- lis23
- + Ludvig van Beethoven +
- Posty: 14342
- Rejestracja: czw lis 12, 2009 03:50 am
- Lokalizacja: Sosnowiec
Re: Clint Mansell - Noah (2014)
Film niezły, podpisuję się pod zaletami z powyższych postów ale, moim zdaniem, zawalono jego " epickość " ( cały potop mógłby bardziej przypominać, np. " Perfect Storm ", nie ma też ukazania nowego, suchego lądu ), jedyną na prawdę epicką sceną, w której wybija się także muzyka jest moment, gdy para ptaków leci nad budowaną Arką.
Również ów teledyskowy montaż nie przypadł mi do gustu ze względu na wadę wzroku, a elementy fantastyczne i paranormalne? - wszak to adaptacja komiksu, jak 300
Również ów teledyskowy montaż nie przypadł mi do gustu ze względu na wadę wzroku, a elementy fantastyczne i paranormalne? - wszak to adaptacja komiksu, jak 300

Tylko On, Williams John 
Tylko on, Elton John


Tylko on, Elton John


Re: Clint Mansell - Noah (2014)
Ale jednym z autorów komiksu jest Aronofsky, więc to autorska adaptacja, i to raczej planowana już na etapie powstawania komiksu, także argument, że coś jest w filmie dlatego, bo było w komiksie, w tym przypadku dla mnie odpada. I w sumie nie czepiam się ich za bardzo, po prostu powierzchowny wątek ze Strażnikami to trochę zmarnowany potencjał.
Bardzo się cieszę, że nie było zbyt dużo rozmachu, a np. takie sceny, jak Noe (cudnie ujęty w centrum kadru) słuchający wycia topiących się ludzi i rodziny, która próbuje go namówić do ich ratowania, wybrzmiewają o wiele lepiej, niż jakby miało to być zrobione w konwencji rozbuchanego filmu apokaliptycznego. Tak samo plus za rozbudowanie tego, jak misja powierzona Noemu, wpływa na niego samego i jego bliskich. Nie zawsze wybrzmiewało to tak, jakbym chciał, i jakby chciał zapewne sam Aronofsky, ale ogólnie to mocna strona Noah.
W zasadzie najbardziej mnie mierzi w tym dziele właśnie jedyny 'epicki' wątek, czyli bitwa z ludźmi przed wejściem do Arki, i późniejsze kontynuowanie wątku króla. Nie, żeby to był zły pomysł, ale jego realizacja w formie wielkiej bitwy - no jest to trochę naciągane i głupiutkie.
PS Takie małe sprostowanie co do roli Emmy Watson, bo mam wrażenie, że zbytnio ją pochwaliłem - nie oszukujmy się, ona raczej nie będzie nigdy wielką aktorką, ale lubię ją, a tu dostała dość trudny materiał, i w miarę sobie z nim poradziła, choć oczywiście na tle Jennifer Connelly wypada dosyć blado.

Bardzo się cieszę, że nie było zbyt dużo rozmachu, a np. takie sceny, jak Noe (cudnie ujęty w centrum kadru) słuchający wycia topiących się ludzi i rodziny, która próbuje go namówić do ich ratowania, wybrzmiewają o wiele lepiej, niż jakby miało to być zrobione w konwencji rozbuchanego filmu apokaliptycznego. Tak samo plus za rozbudowanie tego, jak misja powierzona Noemu, wpływa na niego samego i jego bliskich. Nie zawsze wybrzmiewało to tak, jakbym chciał, i jakby chciał zapewne sam Aronofsky, ale ogólnie to mocna strona Noah.
W zasadzie najbardziej mnie mierzi w tym dziele właśnie jedyny 'epicki' wątek, czyli bitwa z ludźmi przed wejściem do Arki, i późniejsze kontynuowanie wątku króla. Nie, żeby to był zły pomysł, ale jego realizacja w formie wielkiej bitwy - no jest to trochę naciągane i głupiutkie.
PS Takie małe sprostowanie co do roli Emmy Watson, bo mam wrażenie, że zbytnio ją pochwaliłem - nie oszukujmy się, ona raczej nie będzie nigdy wielką aktorką, ale lubię ją, a tu dostała dość trudny materiał, i w miarę sobie z nim poradziła, choć oczywiście na tle Jennifer Connelly wypada dosyć blado.
DziękiCisek pisze:Gdyby się dało to post Dextera lajkowałbym i "szerował" gdzie się da. Dzięki za wyczerpujący tekst, narobiłeś mi smaka na seans.

- lis23
- + Ludvig van Beethoven +
- Posty: 14342
- Rejestracja: czw lis 12, 2009 03:50 am
- Lokalizacja: Sosnowiec
Re: Clint Mansell - Noah (2014)
Mnie brakowało ukazania potopu, sztormu, itp. z większym rozmachem, zabrakło tam nie tyle epickości co nawet jakiegoś artyzmu w ukazaniu potęgi wody - ogólnie, film jest trochę zbyt surowy / obraz, forma, itp. /, bywa to zaletą ale też i wadą.Dexter pisze:Ale jednym z autorów komiksu jest Aronofsky, więc to autorska adaptacja, i to raczej planowana już na etapie powstawania komiksu, także argument, że coś jest w filmie dlatego, bo było w komiksie, w tym przypadku dla mnie odpada. I w sumie nie czepiam się ich za bardzo, po prostu powierzchowny wątek ze Strażnikami to trochę zmarnowany potencjał.
Bardzo się cieszę, że nie było zbyt dużo rozmachu ...
Tylko On, Williams John 
Tylko on, Elton John


Tylko on, Elton John

