
Otóż, gdyby mi ktoś puścił ten soundtrack, to rzeczywiście pomyślałbym o Jackmanie, Djawadim, albo trochę mniej zainspirowanym Powellu. Z drugiej strony nie brzmi to źle i choć album trochę za długi, to jednak jakoś mnie nie umęczył, a dwa ostatnie utwory, czy ten tam President i ta tytułowa techniawa nawet mi się podobają.
Dlatego też nie zgadzam się z Adamem, który twierdzi, że Doyle tak nie potrafi pisać. Bardziej nasuwa się pytanie, czy akurat od Doyle'a oczekujemy takiego komponowania?
