bladerunner22 pisze:co takiego jak skondensowana forma muzycznego przekazu ?
Chodzi mi o to, o czym pisałem dalej - krótkie formy, takie miniaturki muzyczne, z których składa się TBT, a którym wcale nie brakuje spójności konstrukcji i narracji. Mogłoby się wydawać, że porzucając formę suitową, kompozytor traci na treści, nie ma dość przestrzeni muzycznej dla rozwinięcia swojego zamysłu i staje się niewolnikiem czasu i montażu (to co Kilar wielokrotnie zarzucał muzyce filmowej). A tymczasem Williams - kompozytor wydawałoby się najbardziej w Hollywoodzie uprzywilejowany pod względem możliwości pisania rozległych, suitowych sekwencji - nie ma z tym problemu, przestawia się bardzo płynnie. Jasne, że po kimś o jego pozycji takiej wszechstronności się oczekuje, ale i tak miło usłyszeć, że zawartość muzyki nie traci na jej czasowym okrojeniu.
nie uważam żeby ta muzyka/ płyta była specjalnie oryginalna w dzisiejszej filmówce (...) Wydaje mi się, że jest kilku kompozytorów na tym świecie, którzy zrobili by to po prostu lepiej .
Jasne, że są tacy, tym bardziej, że TBT nie jest jakimś przełomowym arcydziełem nieosiągalnym dla zwykłego śmiertelnika, ale ostatnie kilka sezonów było skąpych pod względem takich ścieżek - tzn. były prace i kameralne, i intymne nawet, ale rzadko która osiągała ten poziom skupienia na detalu (Desplat uprościł metodologię, Newman eksperymentował bardziej elektroniką niż orkiestrą, Korzeniowski trzyma się kurczowo zestawu kilku ulubionych instrumentów, a Marianelli, Doyle, Rombi czy Horner to jednak inne podejście do muzycznej ekspresji). Dlatego moim zdaniem score Williamsa wyróżnia się in plus, nawet jeśli z założenia jest konserwatywny.
ale sądzę się, że jesteś ostrym heterem pompatyzmu amerykańskiego i dlatego Lincolna, i innych paru podobnych ostów Williamsaa nie lubisz.
Oj chyba się mylisz, bo hiperamerykański Szeregowiec Ryan to jedna z moich ulubionych prac Johna, i jestem w tej opinii dość osamotniony.
ravaell pisze:zbyt subtelna harmonia pomiędzy instrumentami - tak subtelna, iż muzyka sprawia wrażenie nudnej, niechwytliwej, i, co z każdym odsłuchem było coraz bardziej uderzające, słabo rozpisanej. Jest to problem, z którym Williams nie rozprawił się od czasów Gejszy
Nie łapię tej "zbyt subtelnej harmonii"

- dla mnie TBT jest urokliwie klarowny i transparentny instrumentalnie. Ekspozycja poszczególnych solówek sprawia, że nie mam poczucia, ażeby Williams nie wykorzystał potencjału któregoś z solistów (obok harfy i fortepianu zwróciłbym też uwagę na kilka ładnych partii na aerofony); każdy dostaje swój czas, istotną rolę, nie robi za tło (stąd te ciekawe pomysły aranżacyjne na prowadzenie tematów). Jestem pewien, że gdyby wokół The Book Thief rozkręcić PR poprzez angaż wykonawców o znanych nazwiskach (jak z Memoirs...), przywiązywalibyśmy dużo większą wagę do tych partii. Bardzo mi się podoba ten szacunek Williamsa dla solistów. Pamiętacie, jak podkreślał przy okazji WH, że od wykonania otwierającej partii fletu zależało, czy uda się oddać pastoralną magię Dartmoor? Moim zdaniem tutaj jest podobnie, Williams daje szerokie pole do popisu solistom i dzięki ich zaangażowaniu udaje się uzyskać zamierzony klimat.