OK, po seansie w Imaxie czas na relację... Spoilery otagowane.
Zacznę od kwestii technicznych - Imax całkowicie zbędny, w filmie 3d nie istnieje w zasadzie poza statycznymi scenami dialogowymi np w pokojach i to może w 2 czy 3 scenach. Także epic fail i łgarstwo. Drugi epic fail - polskie napisy są na żółto przez cały film, a z pół filmu ma dodatkowo angielskie białe napisy inną czcionką (tłumaczenie wszystkich list dialogowych języka Elfów i Malekitha) nad którymi są żółte polskie. Trzeci epic fail - tak jak w zwiastunie, postprodukcja w studio Skywalker skończyła się tym, że wszystkie statki i całe ich sfx brzmi jak z Star Wars. Czwarty epic fail - przetłumaczenie nazwy SHIELD na "Tarcza". Piąty epic fail - przetłumaczenie zwrotu "Who's next?" (to ze znanej już scenki z trailera) na, uwaga, "Zatkało kakao?". To tyle w kwestiach technicznych.
Otwierające film logo Marvela jest pierwszy raz z fanfarą Brajana oraz zostało przemontowane na mniej statyczne i z innym zakończeniem - brzmi to i wygląda świetnie. Fanfara zajebista, lepiej wypada w połączeniu z obrazem loga musze przyznać.
Film jest b.dobry, zaskakująco dobry. O ile jedynka mi się baaaaardzo średnio podobała, o tyle dwójka to ze 2, 3 poprzeczki wyżej. Film nie usiłuje być czymś więcej niż rozrywką przez duże R. Fantastycznie nakręcony i zrealizowany, obłędne scenografie i plenery (godny konkurent dla wszelkich LOTR-Hobbitów i Star Warsów), efekty specjalne zajebiste, aktorstwo lepsze niż w jedynce. Nie ma w ogóle SHIELDSów co jest dla mnie dużym plusem, bo Agent Coulson i jego drewniane aktorstwo i gęba mi już działa na nerwy - tym bardziej po bardzo kiepskich 6 odcinkach Agentów Marvela - przejadł mi się i zrezygnowałem z oglądania tego kiepskiego serialu.. Nie wiem czy nie przegięli trochę z ilością humoru i one-linerów, bo wydaje mi się że nawet w Iron Manach razem wziętych nie było aż tylu zjebnych scenek. Mocno mnie zaskoczyła ilośc gagów i nie wiem czy nie wyszło to filmowi ciut na gorzej.. Cameo Stana Lee jest zajebiste i z jajem, to samo Kapitana Ameryki. Wygląd Malekitha kojarzy mi się aż za bardzo, pytanie czy tylko mi, z Magistrami z Prometeusza - i troszkę mi się to nie podobało.. No i ten Loki! Chłop kradnie praktycznie każdą scenę! Thor nauczył się troszkę aktorstwa i nie jest już takim drewnem jak poprzednio.
Koniec filmu zaskakujący, duuuuży zwrot akcji którego w sumie nie rozkminiłem na logikę jeszcze. Film żegna się z widzami napisem znanym m.in. z Bondów -"Thor will return". Mamy dwie scenki ukryte - jedna zaraz PRZED napisami końcowymi ale po świetnej, rysowanej końcowej sekwencji (coś jak w Iron Man 3, tylko tam były to fotki z filmu, a tutaj mamy formę kolorowego komiksu - epicko to wypada z tematem Brajana i tym chórem lepiej słyszalnym niż na płycie!) - ważna scena bo
. Druga scena jest na samym końcu po ostatnim napisie i jest to
Muzyka - po prostu opad szczeny. Głośno, wyraźnie, epicko, patetycznie, a gdzie trzeba to lirycznie i łzawo.. Podłożone lepiej i lepiej zmiksowane niż w Iron Manie 3. Chóry są też lepiej słyszalne niż na płycie. Bardzo dobrze score podłożyli pod film, tylko chyba w dwóch miejscach wydawało mi się że troszkę przeszarżowali z montażem i wychodził ponad scenę. Także Brajan powinien ilustratorom postawić piwo, że mu tego nie spartolili.. Kapitalnie w filmie wypada temat główny, a przede wszystkim długie sceny z "Into Eternity", "Lokasseny" (dwa wyciskacze łez w wzruszających i pięknie sfilmowanych scenach), "Journey To Asgard" i "Escaping The Realm" oraz dwie bitwy (choć krótkie). Aż człowieka unosi w fotelu ta epickość. Te dwa traki w których Brajan pojechał trochę Batmanem okazują sie być tematem tych złych.
W ogóle zaryzykuję, że to najlepiej w filmie sprawdzający się score z marvelowskich filmów obok Spajdera Hornera - prosto, sprawnie, bez ambicji udawania czy silenia się być czymś więcej niż fantastyczną rozrywką i przygodą. Jst fun, jest banan na ustach. Muza podłożona w stary, prosty sposób. także dokładnie można się spodziewać konkretnych traków w konkretnych miejscach. Oczywiście jest momentami ten flow w stylu trailer-mode, ale cóż zrobić jak to daje łatwo i szybko proste emocje. Przepaść w oddziaływaniu muzyki w porównaniu do tego jak działała muza Doyla w jedynce jest po prostu wielka. W ostatnich latach tak działający i podłożony score w filmie, dający fun, potęgę orkiestry i brzmienie w tego typu gatunku i wykonaniu jak tutaj, to mieliśmy tylko w Guardianach Desplata i Smoku Powella. Kolejna piękna kontynuacja stylu kina przygody.
Nie dziwię się tego, że ludziom b.podoba się muza w filmie i na jej podstawie pisali że chcą sięgnąć po płytę. Te komenty pozytywne, recki, nie wzięły się z niczego. To jest najbardziej przyswajalny i "łatwy" Brajan od lat. Zaskoczył mnie fakt z infa z end credits, że score wykonują DWIE orkiestry - ta którą znamy z fot z sesji - Philharmonia Orchestra Esa-Pekki Salonena - oraz jak się okazało też The London Philharmonic Orchestra, czyli ta co wykonywała Irona Mana 3. Ciekawy zabieg ale to słychać w muzie że Brajan dostał serio duży budżet na ten score. Reszta crew bez zaskoczeń, stała ekipa.
Przekonuję się też powoli do słuchania tej płyty zgodnie z chronologią filmu, łatwiej zrozumieć score oraz jego smaczki, w tym też te których jeden user na forum nie dostrzega, heh.. Brajan zawsze sam płyty kompiluje i miesza je celowo:
Question: “You seem to put a lot of care and effort into the presentation of your soundtrack albums. Do you find it a challenge to decide what to include on the and what to omit? Are there any soundtrack albums you wish you could revisit, and make changes to, that you didn't think of when you cut them together initially?”
Brian Tyler: Oh, absolutely. First of all, I agonize over -every- second of the soundtrack. The reason I do is because almost always, I'm writing scores that are longer in length than a CD can hold. Somehow I find myself doing movies that are just longer than 78 minutes of score, which is kind of unusual. Most movies have much less than 78 minutes of score, but virtually 100% of the scores that I've done are longer than that, but I don't know why. It just happens to be that way. Maybe it's a stylistic thing, but who knows? It just kills me to leave things off [the album], because I am a bit of a completist. Some people take the approach of “I'm just going to make this a smooth album listening.”Occasionally I'll read a review of an album of mine and someone will say, “You know, this thing was 77 minutes, and it really only needed to be 52.” I don't know where they come up with 52, or 52 minutes and 41 seconds. But as a film-score fan growing up, my favorite cues would always be the obscure, weird cues playing in the hallway or background, that one one hardly notices. It wouldn't be super-cool but if it wasn't on the soundtrack album it just drove me crazy. So I would try to second-guess those things. Eagle Eye was one of those things where the soundtrack was -way- shorter than the actual score. Even at 78 minutes, I recorded a lot more and that was really agonizing. Children of Dune was another example, where there was 3 hours worth of music and I could only do one disc. Invariably, I do look back and sometimes I try to put a suite upfront, and I also have to work with the record label and decide what should go where. I can get a bit indecisive about that. Assuredly, years later I'll often look back at a soundtrack and think, “Wow...what?! Why did I do it like that?! Why did I leave that track off and include this one?!” But I think overall, I've been really happy with it. There's only been maybe 2 times where an over-zealous director or studio executive, or over-zealous producer would intervene and completely change the order of my soundtrack and overrule me for whatever reason. In those cases, to this day, I've been unhappy with the way they were done. I'm not going to say which ones they were. [laughs]
I przez lata wychodziło mu to róznie, raz lepiej raz gorzej, ale tutaj trudno się przyczepić do czegoś, mimo że muzyki jest dużo, nie męczy specjalnie - szczególnie i przede wszystkim gdy posłucha się jej z chronologią.
Ogólnie bardzo fajnie się bawiłem, miłe zaskoczenie filmowe po b.średniawej dla mnie jedynce. Tego filmu nie spieprzyła by żadna muza, nawet Jabłońskiego, bo broni się sam. Polecam. Ale Imaxa odpuście bo szkoda dopłacać za coś ,czego nie ma.
I ostateczne oceny za score:
Muza w filmie - 4,5/5
Muza na płycie - 4,5/5