GRAEME REVELL - RIDDICK (2013)
Re: GRAEME REVELL - RIDDICK (2013)
Dobry film i całkiem niezła muza - chętnie przytuliłbym jakiś zgrabny albumik, więc szkoda, że nie wychodzi jednak, mogli chociaż na itunesa wydać.
- kiedyśgrześ
- + W.A. Mozart +
- Posty: 6087
- Rejestracja: sob lip 09, 2011 12:05 pm
- Koper
- Ennio Morricone
- Posty: 26547
- Rejestracja: pn mar 06, 2006 22:16 pm
- Lokalizacja: Zielona Góra
- Kontakt:
Re: GRAEME REVELL - RIDDICK (2013)
?
Co kiszka?
Film, muzyka, brak wydania?
Co kiszka?
Film, muzyka, brak wydania?
"Hans Zimmer w tej chwili nic nie potrzebuje. (...) Ciebie też nie potrzebuje." - Paweł Stroiński
Re: GRAEME REVELL - RIDDICK (2013)
Pewnie wszystko naraz 

Gdyby nie piraci, byłbym jak Zbigniew Hołdys - Eric Clapton.
- kiedyśgrześ
- + W.A. Mozart +
- Posty: 6087
- Rejestracja: sob lip 09, 2011 12:05 pm
Re: GRAEME REVELL - RIDDICK (2013)
tak, wszystko naraz, poza brakiem płyty
ale nie wchodzę w szczegóły, nie chce mi się, jestem zdegustowany, chciałem żeby mi się to podobało 


Re: GRAEME REVELL - RIDDICK (2013)
grzesiu a czego się spodziewałeś? przecież tam gra tylko silnik diesla 

#FUCKVINYL
- kiedyśgrześ
- + W.A. Mozart +
- Posty: 6087
- Rejestracja: sob lip 09, 2011 12:05 pm
Re: GRAEME REVELL - RIDDICK (2013)
więcej prawdę mówiącAdam pisze:grzesiu a czego się spodziewałeś?


Spoiler:
- Ghostek
- Hardkorowy Koksu
- Posty: 10445
- Rejestracja: śr kwie 06, 2005 23:17 pm
- Lokalizacja: Wyłoniłem się z Nun
- Kontakt:
Re: GRAEME REVELL - RIDDICK (2013)
No i po seansie...
Spodziewałem się sucharowych one-linerów, miałkich dialogów i efektów na poziomie polskiej superprodukcji, ale że aż tak bardzo dłużył mi się będzie ten film... No tego się nie spodziewałem! Z czego to wynika?
Zacznijmy od tego, że jest strasznie debilnie przemontowany. Początek fajnie wkręca z
Budżet, choć mały, jeszcze wytrzymuje te rozmyte CGI w tle. Później jest niestety gorzej, a na końcu po prostu tragicznie. Ostatnie 40 minut to droga przez mękę. I nie chodzi mi ino o stronę wizualną, czy montaż.
Nie dość, że odgrzano stare kotlety, to na dodatek nie potrafiono zrobić z nich dobrego użytku. Riddick wydaje się cyborgiem nie do zajechania (każda kolejna rana sprawia, że jest silniejszy
). Poza tym te mądrości wylewające się z jego ust... Na litość boską! Scenarzyści urobili go do jakiegoś nieomylnego bóstwa, które na każdą okazję trzyma jakąś mądrość.
Johns... taka pipcia, która tylko brzęczy coś do mikrofonów i przysłania widnokrąg. W ogóle nie rozumiem kwestii powrotów i odgrzebywania fabuły Pitch Black.
O pozostałych się nie wypowiadam, bo szkoda czasu, aczkolwiek sam pomysł z tym (Carlosem) Santaną był całkiem niezły.
Fabuła jest mizerna do potęgi n-tej, ale przymykając na nią oko dostajemy w sumie kino, jakiego można się było spodziewać po Riddicku. Czy muzyka również dotrzymuje temu widowisku tempa?
Nie do końca. Zgadzam się z krytyką tego, co zrobił Revell. Niby zaliczamy powrót do tematyki znanej nam z Kronik. Jest miło przez kilka sekund, ale później już bardzo smutno. Smutno z tego powodu, że kompozytor nie ma właściwie nic do powiedzenia na temat tego filmu. Zupełnie jakby oglądając zachodził w głowę "po choooj nakręcili ten film". Z takowym nastawieniem podszedł więc do zadania ilustracji i... stworzył dokładnie ilustrację, której nie sposób zapamiętać wychodząc z sali kinowej. Ponadto razi daleko idąca syntetyka w brzmieniu. Budżet wyraźnie odbija się na ścieżce dźwiękowej, więc chyba należy się cieszyć, że ten twór nie ujrzy światła dziennego w postaci albumu soundtrackowego. Obawiam się, że posypałby się grad gorzkich słów pod jego adresem.
Dziękuję za uwagę.
Spodziewałem się sucharowych one-linerów, miałkich dialogów i efektów na poziomie polskiej superprodukcji, ale że aż tak bardzo dłużył mi się będzie ten film... No tego się nie spodziewałem! Z czego to wynika?
Zacznijmy od tego, że jest strasznie debilnie przemontowany. Początek fajnie wkręca z
Spoiler:
Budżet, choć mały, jeszcze wytrzymuje te rozmyte CGI w tle. Później jest niestety gorzej, a na końcu po prostu tragicznie. Ostatnie 40 minut to droga przez mękę. I nie chodzi mi ino o stronę wizualną, czy montaż.
Nie dość, że odgrzano stare kotlety, to na dodatek nie potrafiono zrobić z nich dobrego użytku. Riddick wydaje się cyborgiem nie do zajechania (każda kolejna rana sprawia, że jest silniejszy

Johns... taka pipcia, która tylko brzęczy coś do mikrofonów i przysłania widnokrąg. W ogóle nie rozumiem kwestii powrotów i odgrzebywania fabuły Pitch Black.
O pozostałych się nie wypowiadam, bo szkoda czasu, aczkolwiek sam pomysł z tym (Carlosem) Santaną był całkiem niezły.
Fabuła jest mizerna do potęgi n-tej, ale przymykając na nią oko dostajemy w sumie kino, jakiego można się było spodziewać po Riddicku. Czy muzyka również dotrzymuje temu widowisku tempa?
Nie do końca. Zgadzam się z krytyką tego, co zrobił Revell. Niby zaliczamy powrót do tematyki znanej nam z Kronik. Jest miło przez kilka sekund, ale później już bardzo smutno. Smutno z tego powodu, że kompozytor nie ma właściwie nic do powiedzenia na temat tego filmu. Zupełnie jakby oglądając zachodził w głowę "po choooj nakręcili ten film". Z takowym nastawieniem podszedł więc do zadania ilustracji i... stworzył dokładnie ilustrację, której nie sposób zapamiętać wychodząc z sali kinowej. Ponadto razi daleko idąca syntetyka w brzmieniu. Budżet wyraźnie odbija się na ścieżce dźwiękowej, więc chyba należy się cieszyć, że ten twór nie ujrzy światła dziennego w postaci albumu soundtrackowego. Obawiam się, że posypałby się grad gorzkich słów pod jego adresem.
Dziękuję za uwagę.
