CO OSTATNIO OGLĄDALIŚCIE?

To jest miejsce gdzie można podyskutować o samych filmach. Czekamy na wasze analizy, opinie, ciekawe spostrzeżenia, no i przede wszystkim produkcje godne polecenia. Zarówno te ambitne jak i te komercyjne. Piszcie, dyskutujcie, spierajcie się, niech forum zacznie wrzeć.
Wiadomość
Autor
Templar

Re: CO OSTATNIO OGLĄDALIŚCIE?

#1096 Post autor: Templar » wt maja 21, 2013 18:26 pm

Gatsby i Strażnicy są słabi, ale i tak oceny mocno zaniżone, szczególnie w przypadku Gatsby'ego, zresztą nie ukrywasz, że jesteś hejterem Luhrmanna. A recki Iron Mana 3 to już w ogóle nie ogarniam, w prawie całym tekście zachwalasz film, po to aby na końcu i tak dać 5 :?

Awatar użytkownika
ravaell
Asystent orkiestratora
Posty: 424
Rejestracja: wt maja 03, 2011 15:19 pm
Lokalizacja: Kraków

Re: CO OSTATNIO OGLĄDALIŚCIE?

#1097 Post autor: ravaell » wt maja 21, 2013 20:00 pm

Wszystko jest wytłumaczone w ostatnim akapicie, poza tym 5 to dobra ocena, w naszej skali uzyskuje podpis "May the Force be with you." :D

Awatar użytkownika
Koper
Ennio Morricone
Posty: 26547
Rejestracja: pn mar 06, 2006 22:16 pm
Lokalizacja: Zielona Góra
Kontakt:

Re: CO OSTATNIO OGLĄDALIŚCIE?

#1098 Post autor: Koper » pn cze 03, 2013 20:43 pm

Krzyk 4 - ujdzie, aczkolwiek powoli tracę podział na Scream a Scary Movie - zaczyna mi się to zlewać. ;)
"Hans Zimmer w tej chwili nic nie potrzebuje. (...) Ciebie też nie potrzebuje." - Paweł Stroiński

Awatar użytkownika
Wawrzyniec
Hans Zimmer
Posty: 34961
Rejestracja: sob lip 12, 2008 02:00 am
Kontakt:

Re: CO OSTATNIO OGLĄDALIŚCIE?

#1099 Post autor: Wawrzyniec » ndz cze 16, 2013 16:14 pm

Skoro ravaell się reklamuje to ja też tak zrobię. W nawiązaniu do mej ostatniej muzycznej recenzji, tym razem ocena samego filmu: http://film.org.pl/r/recenzje/jeden-dzien-32481/
#WinaHansa #IStandByDaenerys

Awatar użytkownika
Koper
Ennio Morricone
Posty: 26547
Rejestracja: pn mar 06, 2006 22:16 pm
Lokalizacja: Zielona Góra
Kontakt:

Re: CO OSTATNIO OGLĄDALIŚCIE?

#1100 Post autor: Koper » ndz cze 16, 2013 17:36 pm

Recenzja muzyki była dłuższa :P
"Hans Zimmer w tej chwili nic nie potrzebuje. (...) Ciebie też nie potrzebuje." - Paweł Stroiński

Awatar użytkownika
Koper
Ennio Morricone
Posty: 26547
Rejestracja: pn mar 06, 2006 22:16 pm
Lokalizacja: Zielona Góra
Kontakt:

Re: CO OSTATNIO OGLĄDALIŚCIE?

#1101 Post autor: Koper » ndz cze 16, 2013 17:47 pm

a na tym pierwszym wygląda jak chłopak. :mrgreen:
"Hans Zimmer w tej chwili nic nie potrzebuje. (...) Ciebie też nie potrzebuje." - Paweł Stroiński

Awatar użytkownika
Wawrzyniec
Hans Zimmer
Posty: 34961
Rejestracja: sob lip 12, 2008 02:00 am
Kontakt:

Re: CO OSTATNIO OGLĄDALIŚCIE?

#1102 Post autor: Wawrzyniec » ndz cze 16, 2013 18:17 pm

Dziękuję za merytoryczne komentarze.

A sama recenzja gotowa była na długo przed recenzją muzyki. Tylko ze względu na Cannes musiała trochę poczekać.
#WinaHansa #IStandByDaenerys

Awatar użytkownika
Wojteł
John Williams
Posty: 9893
Rejestracja: sob mar 15, 2008 23:50 pm
Lokalizacja: Chrząszczyżewoszyce powiat Łękołody

Re: CO OSTATNIO OGLĄDALIŚCIE?

#1103 Post autor: Wojteł » ndz cze 16, 2013 19:14 pm

Dawno się nie udzielałem w tym temacie, przestałem po maturze, bo wtedy w ciągu tygodnia obejrzałem jakies 75 filmów i nie chcialo mi się wszystkich ich opisywać :P

jednakże w ostatnim czasie widziałem tyle złych filmów, ze muszę to z siebie wyrzucić (chociaż kilka dobrych też się zdarzyło):

No to jazda.

Na początku chciałbym powiedzieć o serialu Doktor House, który to przestałem oglądać na początku szóstego sezonu i dokończyłem dopiero jakiś miesiąc temu. Co trapi ten serial? Masakryczna schematyczność. Każdy odcinek, każdy sezon toczy się dokładnie wg tego samego schematu. Co gorsza, postaci silą się tam na jakiś rozwój, ale to i tak zawsze kończy się tak samo - House jest nieszczęśliwy, bo boli go noga. Jest samotny i zgorzkniały. Ale nagle otrzymuje cudowny lek/poznaje kogoś/zaczyna chodzić z którąś ze swoich miłości. I zaczyna się poprawiać, żartować, mieć radochę i nagle JEB z nogą gorzej/ten ktoś umiera/laska z nim zrywa. Scenarzyści nie silą się nawet na jakikolwiek wiarygodny powód, dubluja rozwiązania fabularne a nawet przypadki pacjentów(!). Co więcej, scenarzyści nie mają kompletnie już pojęcia jaką zagadką medyczną zaskoczyć, ani tym bardziej jakie "nieprzewidywalne" zachowanie House'a dowalić tym razem, dlatego pacjenci chorują na przypadki zakrawające o sci-fi, a House odpierdala rzeczy, które mogłyby się sprawdzić w absurdalnej, niezbyt wyrafinowej komedii, ale nie w serialu, który aspiruje do miana jako tako poważnego. Co więcej, ciągle padają te same frazesy, zdania, słowa (magiczne słowo klucz "miserable", które pojawia się średnio 18 razy na odcinek). Jedyne, czym serial się broni, to jeszcze humor i genialna kreacja Hugh Lauriego, któremu jednak też ta rola się przejadała. Muszę skrytykować jeszcze ostatni odcinek - który jest po prostu głupi. Nie umiem inaczej określić naciągane do bólu zwrotu akcji, nie mogę też nie zganić scenarzystów, którzy nie dostarczają widzowi żadnych odpowiedzi. Tego nie można nawet uznać za otwarte zakończenie, bo to wygląda tak: Dobra, chłopaki, najebaliśmy 37 problemów w ostatnim sezonie a mamy jeszcze 40 zaległych, które się ciągną od pierwszego sezonu. To ja proponuję tak: Rozwiążemy dwa najpoważniejsze wątki, które wprowadziliśmy 3 odcinki temu, żeby nakręcić dramaturgię, zostawiając półotwarte zakończenie iiii EPIC WIN TADAM KONIEC! Co wy na to? Wszyscy za? No to jazda! - Jak dla mnie House był świetnym serialem, ale tylko przez pierwsze trzy sezony. Niemniej jednak problem ten przejawia się naprawdę często: Powstaje nowy, świetny serial, jednak scenarzystom po dwóch czy trzech sezonach kończą się pomysły i po prostu na siłę ciągną to o 5 lat za długo. To samo było z Dexterem, to samo staje się z Grą o Tron (co prawda tutaj problemem nie jest indolencja twórcza scenarzystów, ale raczej nieumiejętna reżyseria i rozplanowanie odcinków - dlatego książka, która aż kipiała akcją, po przeniesieniu na ekran staje się okrutnym snujem, z okazjonalnym widokiem na cycki czy krew).


The Doors Ten film odświeżyłem sobie po dwóch latach. O ile wtedy mnie zaintrygował, bo twórczość The Doors znałem słabo, tak teraz, kiedy już dużo lepiej znam i muzykę, jak i życiorysy jej twórców, film staje się po prostu śmieszny. Co więcej, abstrahując już od rozbieżności z faktami, ten film jest po prostu tragicznie napisany. Dialogi to jakiś bełkot. Co prawda, poezja i teksty Jima Morrisona nieraz brzmiały jak totalna grafomania alkoholika czy narkomana, ale w tym filmie każda postać mówi o czymś innym. Dialogi wyglądają więc mniej więcej tak:

A:Pojechałem na pustynię i brałem pejotl
B:Świetne, więc idziemy dzisiaj na laski?
A: Dziękuję, już jadłem.
B: Drzewo.

Być może scenarzyści bali się, że film będzie zbyt obszerny i w popłochu wykreślili co druga linijkę. Kolejną bolączką jest spłycanie i upraszczanie wielu wątków, często dostajemy scenę, w której nic nie wynika - pijany Morrison wjeżdża w radiowóz, ale nie wiemy co się działo dalej. Nie ma żadnej wzmianki o aresztowaniu, oskarżeniu czy grzywnie za ten czyn. Poza tym irytujące jest, w jak łopatologiczny sposób reżyser od samego początku usiłuje nam pokazać, jak wielkim i kontrowersyjnym artystą jest Jim Morrison. Co do aktorstwa: Val Kilmer naprawdę świetnie poradził sobie z wykonaniem większości piosenek The Doors (nie mogę powiedzieć, że ze wszystkimi). Starał się też skopiować charakterystyczną manierę, z jaką mówił Morrison, ale może to przez różnicę barwy głosu, a może przez jeszcze co innego, Kilmer brzmiał jak pretensjonalny dupek (zresztą taki obraz Morrisona z filmu Stone'a się wyłania). Co do reszty aktorów - Kyle MacLachlan jest po prost fatalny w roli niedawno zmarłego Raya Manzarka. Nie jest do niego ani fizycznie podobny (a doczepiane włosy sprawę tylko pogarszały), ani nie potrafił go zagrać, co jest o tyle dziwne, że ta postać nie ma w filmie rozbudowanej roli, a Manzarek miał również bardzo charakterystyczny sposób mówienia, który stosunkowo łatwo skopiować - mówił powoli, niskim głosem, często robiąc przerwy po kilku słowach. Natomiast Manzarek w tym filmie gada wysokim, nerwowym, szybkim głosem i to często debilne teksty, ktore pewnie fajnie wyglądały w trailerze, ale w trakcie samego seansu wywołują jedynie soczystego fejspalma. Za to stosunkowo dobrze wypadł aktor grający Densmore'a - bo mało mówił i ciągłe się obrażał :mrgreen: Co do doboru muzyki - niektóre piosenki zostały w filmie naprawdę świetnie użyte (zwłaszcza psychodeliczne Strange Days), ale wiele z nich to zwykły zapychacz lecący w tle, często nie mający żadnego związku ze sceną. Dodatkowo w tym filmie można spotkać prawdopodobnie najdebilniejsze w historii kinematografii użycie "Carminy Burany". Irytujące są też dialogi, pretendujące do miana głębokich. Reasumując, niezbyt udany film, z kilkoma fajnymi scenami i jedną z najlepszych ról Vala Kilmera (chociaż dla mnie najlepszych był w Tombstone, nad którym jednak całościowo nie warto się rozwodzić).

Cloud Atlas No i właśnie - głośny film zeszłego roku, pretendujący do miana Opus Magnum Wachowskich. Pierwsza rzecz jaka mi się nasuwa, gdy o nim pomyślę, to to, że założenie filmu jest bezsensowne. Jeśli twórcy chcieli nam pokazać, jak poszczególni ludzie stają się coraz lepsi w poszczególnych wcieleniach, to im nie wyszło. Przykład 1: Tom Hanks. Zaczyna od totalnego dupka - lekarza, który chce wykończyć swojego pacjenta dla gelda. Później jest chciwym właścielem hotelu - dalej z niego niezły "duszbag". W następnym życiu pracuje dla podłej korporacji podłego Hiu Granta, ale jednak rusza go sumienie i pomaga Halle Berry. Jednak gdzies to wszystko bierze w łeb, bo jego reinkarnacja jest mordercą i draniem. Potem co prawda jest aktorem, a następnie wypłoszem z plemienia, który jednak znajduje w sobie wewnętrzną siłe (pomijając już kliszowość tego zachowania, to rozwala mnie fakt, że ma żonę, dziecko, zaczyna mu się podobać Halle Berry i nagle cud! Żona mu umiera i może być z Halle Berry. Normalnie jak w Boracie), ale skąd wiemy, że znowu to wszystko nie weźmie w łeb przy kolejnej reinkarnacji? Tak samo cały wątek Soonmi, która to marzy o wiecznym życiu z tym jej wybawcą - w następnym wcieleniu są rodzeństwem. Wydawało mi się, że nie to miała na myśli, mówiąc o miłości do niego (a może oni też się inspirowali Lannisterami?). Weźmy natomiast takiego Hugh Granta, który zaczyna jako dupek, a kończy jako mega dupek. Weźmy też Hugo Weavinga, który zaczyna jako dupek, a kończy jeszcze gorzej, bo jako halucynacja. No nie powiem, niezła faza. Kolejny zgrzyt: Zakładając, że różni bohaterowie są grani przez tych samych aktorów, bo są kolejnymi wcieleniami tych samych postaci, pojawia się problem, związany z wiekiem postaci. Przykładowo postaci grane przez Hugh Granta w historiach z roku 1973 i 2012 są w takim wieku, że musiały żyć przez jakiś czas równocześnie - a przecież to ma być reinkarnacja, taka sytuacja. Ten sam problem występował jeszcze z kilkoma innymi postaciami, ale w tej chwili tego już dokładnie nie pamiętam :P Musze też wspomnieć co nieco o stronie technicznej filmu, mianowicie o charakteryzacji. Amerykanie ucharakteryzowani na Azjatów wyglądają raczej jakby zaliczyli bliskie spotkanie z kwasem lub inna parzącą substancją. Azjaci ucharakteryzowani na Amerykanów i Europejczyków wyglądają jeszcze gorzej - jakby byli okaleczenie lub mocno uposledzenie. Halle Berry w roli blond Żydówki przemilczę, bo mi się kojarzyła z Voldemortem. Kolejnym minusem jest aktorstwo - o ile Tom Hanks radzi sobie dobrze w większości ról, o tyle jest całkowicie przeszarżowany w roli gangstera z 2012 roku. Jim Broadbent bardzo dobrze poradził sobie w rolach poważnych, typu kapitan statku czy cyniczny kompozytor, ale jest beznadziejny, gdy historia jego postaci wysuwa się na pierwszy plan - nie wiem, czy nie leży mu fakt, że on jest centralną postacią, czy po prostu nie odnajduje się w roli komediowej (to jest ciekawa sprawa, bo zawsze myslałem, że ciężej jest przejść aktorom komediowym do poważniejszych ról, niż odwrotnie. Tutaj jednak Broadbent ogranicza swoją rolę do wytrzeszczania oczu). Twórcom nie wypala też zamysł, wg którego wszystko się ze sobą łączy. Owszem, mamy połączenie między trzema pierwszymi historiami (facet pisze pamiętniki, kolejny facet je czyta, a kochanek tego drugiego rozmawia z Halle Berry) jak i trzema ostatnimi ( Cavendish wypowiada zdanie, które pada w filmie biograficznym o nim samym które inspiruje Koreańskiego klona (swoją drogą jakże sztampowe wykorzystanie antyutopijnej wizji przyszłości z podziałem społeczeństwa na kasty) który ostatecznie staje się religią dzikich Tomów Hanksów). Nie dostrzegam jednak żadnego mostu między trzecią i czwarta historią (ale może coś mi ukmnęło). Z całego filmu najbardziej podobał mi się wątek młodego kompozytora, ale już np. wątek Soonmi usypiał mnie niemiłosiernie.

Kolejne dwa filmy to biografie Beethovena.

Wieczna Miłość Początkowo trochę mnie zraziła teatralność tego filmu, ale w ogólnym rozrachunku podobał mi się. Świetna rola Oldmana, wspaniała scena wykonana IX symfonii (szkoda, że wcześniej nie położono nieco większego nacisku na wątek dzieciństwa Beethovena), ogólnie w ciekawy sposób przedstawiono stopniowe wycofanie Beethovena ze społecznego życia i jego postępującą... hm "depresję"? Socjopatię? Nie wiem, jak to ując. Co prawda, kolejny raz po Amadeuszu mamy opowieść o geniuszu z perspektywy innej osoby, ale jednak reżyser próbujący oddać to, co się dzieje w głowie takiego człowieka z jego perspektywy porwałby się na niezwykle karkołomne zadanie i prawdopodobnie przegrałby z kretesem. Dużym minusem jest aktorski misz-masz: Beethovena gra Gary Oldman, mówiący z brytyjskim akcentem, ale już jego brata gra Niemiec, mówiący z akcentem właśnie niemieckim. Mocno to osłabia wiarygodność filmu i jest nieprzyjemnym zgrzytem. Arcydziełem bym tego obrazu nie nazwał, nie mniej mogę go uznać za całkiem dobry.

Zupełnie inaczej sprawa ma się z filmem Agnieszki Holland Copying Beethoven. Nie bardzo wiem o czym miał on być. Biografią Beethovena? Chyba nie, biorąc pod uwagę prawie zerową zgodność z faktami. Portretem szalonego geniusza? To też nie wyszło. Ukazaniem relacji dwóch odmiennych charakterów? To również nie wyszło, bo Anna Holtz ma mniej charakteru niż krzesło, na którym teraz siedzę. Obecnie mam wrażenie, że było to coś pomiędzy manifestem feminizmu a pełną frazesów powieścią o wielkiej roli artystów. W tym filmie roi się od głupot, zarówno pod względem historycznym, jak i zwyczajnie, fabularnym. Przykłady:

-Beethoven czytający z ruchu warg - o ile mi wiadomo, kompozytor takiej umiejętności nie posiadał. Dlatego używał tzw. konversationshefte. Niemniej jednak przeżyłbym to uproszczenie, gdyby nie to, że Beethoven jest w stanie czytać z ruchu warg, nie patrząc na osobę - nie raz patrzy gdzieś w bok, albo też osoba mówiąca stoi do niego profilem. Masakra.
-na trzy lata przed śmiercią, borykając się całe życie z artretyzmem i problemami z jelitami, beethoven chodzi sobie po spelunach i siłuje się na ręce.
-Jakaś laska, która się pojawia ni z gruchy ni z pietruchy, poprawia mu akordy w symfonii i dyryguje nią za niego
-Niezwykle silna więź emocjonalna między zrzędliwym, podstarzałym geniuszem, a jakąs papierową laską, która się zawiązała na przestrzeni czterech dni.

Takich przykładów można by mnożyć i mnożyć. W tym filmie Holland nieudolnie próbuje pokazac Beethovena jako zgorzkniałego geniusza, ale wyłania się raczej portret nieszkodliwego dziwaka z huśtawką humorów. Idiotyczna, piętnastominutowa scena wykonania IX symfonii - Beethoven zaniechał dyrygentury na 10 lat przed śmiercią. Tutaj jednak wesoło sobie dyryguje, naśladując ruchy Diane Kruger siedzącej pod sceną. Do tego kompletnie rozumiem, po co to rozwlekać do 15 minut - może by jeszcze wcisnąc całą IX symfonię? A najlepiej wcisnąc dwie symfonie i wyciąć cała resztę filmu - powstałoby dużo lepsze dzieło. Do tego koszmarnie zarysowane są relacje i dialogi między postaciami. Ludwig na dzień po premierzy symfonii stwierdza, że Anna Holtz jest jego opiekuńczym aniołem, a potem nagle, w środku rozmowy rozkazuje jej, żeby go umyła, co też Anna czyni, mimo zdziwienia - oboje strzelają przy tym maski, jak po halucynogennych grzybkach. Dodatkowo połowa scen to straszna zrzyna z Amadeusza - Beethoven wyśmiewający kompozycję Anny, dyktowanie fugi itd. Beethoven pod koniec życia był zrzędliwy i nieprzyjemny w usposobieniu ze względu na osobista tragedię, z jaką się zmagał, tutaj jednak Beethoven wypada bardziej na prostaka lub chama, niż cynika. W dodatku zdjęcia przyprawiają o skręt kiszek i ból głowy. Do Immortal Beloved się to nie umywa, nie mowiąc już o Amadeuszu.

A skoro już o Beethovenie mowa, ostatnio sobie ponownie oglądałem Mechaniczną Pomarańczę i zauważyłem pewną ciekawą rzecz - Pisarz, którego Alex skatował na początku filmu, a następnie sam trafia do niego, jako ofiara i zostaje poddany torturom, ma jako dzwonek do drzwi ustawiony początek V symfonii Beethovena. Te cztery nuty, otwierające symfonię, nazywa się motywem losu (wg. tego, co mówił sekretarz Beethovena, kompozytor miał powiedzieć "tak oto los puka do drzwi", chociaż obecnie się uważa, że wymyślił to ów sekretarz), zresztą całą symfonię interpretuje się jako heroiczne zmagania jednostki z losem. Zastanawiam się, czy Kubrick użył tego celowo, żeby podkreslić przypadkowość losu, który najpierw przywiódł Alexa w roli kata, a potem ponownie, całkowicie przez przypadek, sprawił, że Alex trafia w to samo miejsce, ale jako ofiara, poddana torturom właśnie przez człowieka, którego sam skatował. Taka ciekawostka, chociaż nie mogę jej potwierdzić :wink:


W ostatnim czasie obejrzałem też sporo filmów o Draculi, nie będę się jednak o nich rozpisywał w tym i tak przydługim poście. Wiążę z tym również pewne plany recenzenckie, ale w moim przypadku od momentu planu trzeba przejść przez cały etap - Nie mam czasu - nie chce mi się - nie umiem, więc to może trochę potrwać :wink:
Haha Śląsk węgiel zadupie gwara

Awatar użytkownika
Wawrzyniec
Hans Zimmer
Posty: 34961
Rejestracja: sob lip 12, 2008 02:00 am
Kontakt:

Re: CO OSTATNIO OGLĄDALIŚCIE?

#1104 Post autor: Wawrzyniec » ndz cze 16, 2013 19:24 pm

Wojtek mnie zawstydził ilością tekstu. Wielki respekt, że chciało Ci się aż tak obszernie i merytorycznie pisać i mimo, że nie zrozumiałeś o co chodzi w "Cloud Atlas". Gdyż na pewno nie można tego uprościć do twierdzenia, że twórcy chcieli pokazać jak ludzie w różnych wcieleniach stają się coraz lepsi. To byłoby zbyt proste i wcale tak nie musi być.

Co do "The Doors" to nie ukrywam, że potajemnie od dłuższego czasu czekam na Twoją recenzję tego soundtracka. Wydajesz mi się najbardziej odpowiednią osobą na stronie, a skoro przypomniałeś sobie film, to tym bardziej droga wolna.
#WinaHansa #IStandByDaenerys

Awatar użytkownika
filold
Kserujący nuty
Posty: 346
Rejestracja: sob gru 26, 2009 16:25 pm
Lokalizacja: Gdynia

Re: CO OSTATNIO OGLĄDALIŚCIE?

#1105 Post autor: filold » ndz cze 16, 2013 19:26 pm

Wojtek pisze:Twórcom nie wypala też zamysł, wg którego wszystko się ze sobą łączy. Owszem, mamy połączenie między trzema pierwszymi historiami (facet pisze pamiętniki, kolejny facet je czyta, a kochanek tego drugiego rozmawia z Halle Berry) jak i trzema ostatnimi ( Cavendish wypowiada zdanie, które pada w filmie biograficznym o nim samym które inspiruje Koreańskiego klona (swoją drogą jakże sztampowe wykorzystanie antyutopijnej wizji przyszłości z podziałem społeczeństwa na kasty) który ostatecznie staje się religią dzikich Tomów Hanksów). Nie dostrzegam jednak żadnego mostu między trzecią i czwarta historią (ale może coś mi ukmnęło). Z całego filmu najbardziej podobał mi się wątek młodego kompozytora, ale już np. wątek Soonmi usypiał mnie niemiłosiernie.
Film cierpi z tego powodu, że nie mógł pokazać wszystkiego co było w książce, z resztą sam wątek Sonmi ma z książką wspólne jedynie postacie. Jeżeli można tu spoilować to mogę napisać co z czym się zazębia w poszczególnych historiach.

Edit:
Chociaż w sumie to nie jest spoilowanie.
Co się łączy (niekoniecznie pokazane w filmie z tego, czy innego powodu):
Frobisher czyta Dziennik Pacyficzny Ewinga, Luisa spotyka się z Sixsmithem (który też odgrywa pewną rolę w tej historii) i słucha Atlasu Chmur skomponowanego przez Frobishera, Cavendish dostaje do przeczytania książkę kryminalną opartą o wydarzenia z drugiej historii (występuje w niej Luisa Rey), Sonmi ogląda film oparty na biografii Cavendisha, Zachariasz i reszta jego plemienia traktują Sonmi jako swoją boginię.
Ostatnio zmieniony ndz cze 16, 2013 19:30 pm przez filold, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Wojteł
John Williams
Posty: 9893
Rejestracja: sob mar 15, 2008 23:50 pm
Lokalizacja: Chrząszczyżewoszyce powiat Łękołody

Re: CO OSTATNIO OGLĄDALIŚCIE?

#1106 Post autor: Wojteł » ndz cze 16, 2013 19:30 pm

W takim razie pokornie proszę o wytłumaczenie mi, o co w tym filmie chodzi, bo miałem kilka pomysłow, ale żaden nie trzymał się kupy.

Co do The Doors - nie wiem, czy jest sens recenzować coś takiego. O ile dobrze pamiętam, to wydali jakiś songtrack z tego filmu, ale wszystko to było już na płytach doorsów i ciężko rozpatrywać to w kontekście muzyki filmowej. Żeby chociaż były na nim wykonania Kilmera nagrane na potrzeby filmu, to jeszcze, ale tak... Niech Rada Starszych się wypowie :wink:
Haha Śląsk węgiel zadupie gwara

Awatar użytkownika
Wojteł
John Williams
Posty: 9893
Rejestracja: sob mar 15, 2008 23:50 pm
Lokalizacja: Chrząszczyżewoszyce powiat Łękołody

Re: CO OSTATNIO OGLĄDALIŚCIE?

#1107 Post autor: Wojteł » ndz cze 16, 2013 19:31 pm

O, w takim razie proszę filda o wytłumaczenie :)
Haha Śląsk węgiel zadupie gwara

Awatar użytkownika
ravaell
Asystent orkiestratora
Posty: 424
Rejestracja: wt maja 03, 2011 15:19 pm
Lokalizacja: Kraków

Re: CO OSTATNIO OGLĄDALIŚCIE?

#1108 Post autor: ravaell » ndz cze 16, 2013 19:31 pm

Po trzech stronach książki dostałem dreszczy, filmu się nie tykam :D

Awatar użytkownika
Wawrzyniec
Hans Zimmer
Posty: 34961
Rejestracja: sob lip 12, 2008 02:00 am
Kontakt:

Re: CO OSTATNIO OGLĄDALIŚCIE?

#1109 Post autor: Wawrzyniec » ndz cze 16, 2013 19:34 pm

To ja wiem, że to jest songtrack. I wiadomo, że nie polegałoby to na ocenie w stylu "Raiders of the Storm od fajna piosenka itd. itd. Tylko raczej analizować jak się ta muzyka sprawdza jako podkład do filmu.
Ale wiadomo niech to starszyzna zadecyduje, ja sam jestem za takimi innymi przypadkami. Tak samo jak ciągle liczę, że ktoś zajmie się recenzją "Pat Garrett i Billy Kid" Boba Dylana.
#WinaHansa #IStandByDaenerys

Awatar użytkownika
Wawrzyniec
Hans Zimmer
Posty: 34961
Rejestracja: sob lip 12, 2008 02:00 am
Kontakt:

Re: CO OSTATNIO OGLĄDALIŚCIE?

#1110 Post autor: Wawrzyniec » ndz cze 16, 2013 19:35 pm

ravaell pisze:Po trzech stronach książki dostałem dreszczy, filmu się nie tykam :D
Chodzi o "Cloud Atlas", czy "One Day"? Jeżeli chodzi o oba przypadki to książek nie czytałem, ale filmy bardzo mi się podobały.
#WinaHansa #IStandByDaenerys

ODPOWIEDZ