Hans Zimmer

Tutaj dyskutujemy w wątkach ogólnych o poszczególnych kompozytorach.
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Wawrzyniec
Hans Zimmer
Posty: 34898
Rejestracja: sob lip 12, 2008 02:00 am
Kontakt:

Re: Hans Zimmer

#616 Post autor: Wawrzyniec » pn cze 03, 2013 22:37 pm

Drogi Wojtku nie ukrywam, że ciekawością przeczytałem Twojego posta. Pewnie już wiele razy dałem poznać, że liczę i się z Twoją opinią i szanuje Twoje zdanie. Tym bardziej z wielkim bólem, zwłaszcza jako miłośnik kotów i to takich perskich o pięknych puszystych ogonach, przyjmuję jak obróciłeś kota ogonem i wszystko co napisałem.

Czy ja się jakoś pytam Pawła o pomoc w związku z krytyką? Już nie róbcie ze mnie takiego nieprofesjonalnego amatora, co to sam sobie z taką krytyką nie poradzi. Nie wspominając, że skoro podobno lubię sytuacje "me against the world", to raczej nie powinno mi zależeć, aby wszyscy kochali Zimmera.

Tak samo jak po mistrzowsku to rozegrałeś: Na początku wielki żal, że dyskutuje "gada" się wyłącznie o Zimmerze, a nie o Goldsmithie, a potem zmiana o 180 stopni, że to dobrze, że nie dyskutuje się tyle o Goldsmithie co o Zimmerze. Pochwalam taktykę i elastyczność, ubolewam nad resztą.

A co do tematu Bane'a to zauważ, że po tym jak Selina załatwia Bane'a (na marginesie Selina załatwiająca badguya very cool, Pepper załatwiająca badguya not cool) i kiedy Thalia ucieka, podczas pościgu, na samym początku słychać "Deshi Basara Deshi", a więc w sumie temat przeszedł. :) Nie wspominając jakże świetny jest ten pościg, a smyczki podczas niego doprowadzają mnie do ekstazy...

O, chyba jednak powoli się rozmarzam, więc lepiej się wstrzymam. I jako, że nie chcę znowu wyjść na attention whore, ani rozbić tego tematu, to usunę się w cień. Tym bardziej, że bardzo lubię napuszonego przeintelektualizowanego Zimmera, bardziej od tego dawnego magicznego i fajne. Zresztą chciałem wcześniej usunąć się w cień, ale na takie odwracanie kota ogonem, wprost nie mogłem nie zareagować.
Ale naturalnie jakby co zawsze służę do dyspozycji i jak ktoś chce stworzyć temat pt. "Fanboy na ławie oskarżonych" to oczywiście mogę wziąć udział. I sam na ławie dobrowolnie zasiądę i mogę zapewnić, że nie uwłaczając Pawłowi, ale nie będę go potrzebował jako swego obrońcę. Sam będą swoim adwokatem (mam trzy Scheiny z Prawa, więc powinno wystarczyć).

Z góry dziękuję za uwagę i wysłuchanie moich argumentów.
Ostatnio zmieniony pn cze 03, 2013 22:51 pm przez Wawrzyniec, łącznie zmieniany 1 raz.
#WinaHansa #IStandByDaenerys

Awatar użytkownika
Wojteł
John Williams
Posty: 9893
Rejestracja: sob mar 15, 2008 23:50 pm
Lokalizacja: Chrząszczyżewoszyce powiat Łękołody

Re: Hans Zimmer

#617 Post autor: Wojteł » pn cze 03, 2013 22:51 pm

Aż do przeczytania ostatniego akapitu myślałem, że kompletnie nie zrozumiałes mojego posta. Potem zacząłem się zastanawiać, czy Ty zwyczajnie nie trollujesz.
Wawrzyniec pisze:Drogi Wojtku nie ukrywam, że ciekawością przeczytałem Twojego posta. Pewnie już wiele razy dałem poznać, że liczę i się z Twoją opinią i szanuje Twoje zdanie. Tym bardziej z wielkim bólem, zwłaszcza jako miłośnik kotów i to takich perskich o pięknych puszystych ogonach, przyjmuję jak obróciłeś kota ogonem i wszystko co napisałem.

Czy ja się jakoś pytam Pawła o pomoc w związku z krytyką? Już nie róbcie ze mnie takiego nieprofesjonalnego amatora, co to sam sobie z taką krytyką nie poradzi. Nie wspominając, że skoro podobno lubię sytuacje "me against the world", to raczej nie powinno mi zależeć, aby wszyscy kochali Zimmera.
Wojtek pisze:A może jest dokładnie na odwrót - niektórzy nie mogą zaakceptować, że nie każdy musi lubić Zimmera, stąd Twoje niekończące się obrony Hansa i pytania Pawła, co nam w nim nie leży?
Ja wiem, że nasza mowa może być trudna dla kogoś, kto od niej odwykł z powodu długiego pobytu u zachodnich sąsiadów, ale myślę, że sens tego zdania jest jasny: Wawrzyniec bez przerwy broni Hansa ("a ja tam Sherlocka lubię i mi się podoba, a TDKR to Zimmer genialnie operuje ciszą") a Paweł się nas ciągle pyta, co nam nie pasuje w Zimmerze i jego poszczególnych pracach. Nigdzie nie pisałem, że prosisz Pawła o pomoc w związku z jakąkolwiek krytyką. Sens posta jest o tyle uwyplukony, że cała ta dyskusja zaczęła się własnie od jednego z takich pytań Pawła, w którym bezpośrednio pyta się hejterów, za co nie lubią Hansa. No ale widać niektórzy są oporni :wink:
Wawrzyniec pisze:Tak samo jak po mistrzowsku to rozegrałeś: Na początku wielki żal, że dyskutuje "gada" się wyłącznie o Zimmerze, a nie o Goldsmithie, a potem zmiana o 180 stopni, że to dobrze, że nie dyskutuje się tyle o Goldsmithie co o Zimmerze. Pochwalam taktykę i elastyczność, ubolewam nad resztą.
I to jest kolejny postulat, którego zrozumienie nie wymaga nawet dobrej woli, bo wydaje mi się być oczywiste. Gdyby to forum było bardziej zrównoważone, to bym się cieszył - trochę Hansa, trochę Johna, troche Jerry'ego, trochę tego i owego. Oczywiście adekwatnie do zasług (bo nie widzę sensu, żeby dyskusji na temat lamy Raminy było tyle samo, co o Williamsie), ale tez zrównoważony - tematy o tak ważnych kompozytorach jak Horner, Zimmer, Barry powinny być mniej więcej zrównoważone ilościowo. Natomiast na tym forum mamy ciągle tematy o Hansie, lub tematy Nie o Hansie, ale Hansem zaofftopowane. Gdybyśmy mieli taką samą sytuację z jakimkolwiek innym kompozytorem, odczuwałbym taki sam przesyt i zmęczenie, jak w tej chwili Hansem. Nie wiem, dlaczego tak ciężko było Ci to zrozumieć - czyżbyś uważał, że o kompozytorze powinno się albo rozmawiać bez przerwy, albo nie rozmawiać w ogóle? Moim zarzutem był brak równowagi na forum, a Ty oczywiścieł zinterpretowałeś to po swojemu, wszystko przekręciłeś i teraz możesz sobie ponarzekać.
Wawrzyniec pisze:A co do tematu Bane'a to zauważ, że po tym jak Selina załatwia Bane'a (na marginesie Selina załatwiająca badguya very cool, Pepper załatwiająca badguya not cool) i kiedy Thalia ucieka, podczas pościgu, na samym początku słychać "Deshi Basara Deshi", a więc w sumie temat przeszedł. :) Nie wspominając jakże świetny jest ten pościg, a smyczki podczas niego doprowadzają mnie do ekstazy...
Tak, szkoda tylko, że cały film ilustrował wszystkie sceny z Banem. Co więcej jest to o tyle pozbawione sensu, że słowa Chantu wprost odnoszą się do tytułu filmu i samego Batmana. Pomieszane z poplątanym.
Wawrzyniec pisze:O, chyba jednak powoli się rozmarzam, więc lepiej się wstrzymam. I jako, że nie chcę znowu wyjść na attention whore, ani rozbić tego tematu, to usunę się w cień. Zresztą chciałem to zrobić wcześniej, ale na takie odwracanie kota ogonem, wprost nie mogłem nie zareagować.
Wspaniała metodologia - wykreuj fikcyjne zagrożenie, a potem z nim walcz. Z takimi zdolnosciami mógłbys robić w polityce, byłaby to świetna zasłona dymna :wink:
Wawrzyniec pisze:Ale naturalnie jakby co zawsze służę do dyspozycji i jak ktoś chce stworzyć temat pt. "Fanboy na ławie oskarżonych" to oczywiście mogę wziąć udział. I sam na ławie dobrowolnie zasiądę i mogę zapewnić, że nie uwłaczając Pawłowi, ale nie będę go potrzebował jako swego obrońcę. Sam będą swoim adwokatem (mam trzy Scheiny z Prawa, więc powinno wystarczyć).
I to jest właśnie to. Nie obraź się Wawrzku, ale czasem mam wrażenie, że Ty się onanizujesz nagonką na Ciebie. Kiedy trzy lata temu zacząłem się udzielac na tym forum, starałem się Ciebie bronić i uważałem za bękę w okół Ciebie za przesadną i nie zawsze uzasadnioną. Teraz mam wrażenie, że Ty wręcz celowo stwarzasz takie sytuacje, a nawet jak nie, to się po prostu bardzo cieszysz, że możesz się pobiczować.
Ostatnio zmieniony pn cze 03, 2013 23:37 pm przez Wojteł, łącznie zmieniany 1 raz.
Haha Śląsk węgiel zadupie gwara

Awatar użytkownika
Paweł Stroiński
Ridley Scott
Posty: 9320
Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
Lokalizacja: Spod Warszawy
Kontakt:

Re: Hans Zimmer

#618 Post autor: Paweł Stroiński » pn cze 03, 2013 23:35 pm

Ja pozwolę sobie odwołać do krytyki Wawrzyńca dotyczącej powoływania się na filmweb i youtube.

Owszem, może w dyskusjach między nami, te argumenty nie powinny być używane, o tyle, że to działa na zasadzie "ty brzydko pachniesz, a ja ładnie". Tylko że my możemy wyjść poza filmweb i pogadać jak tutaj. Co do tego, czy cię będę bronił czy nie, muszę przyznać, że argumentacja Wojtka trochę na mnie działa i ty celujesz w kreowaniu się na ofiarę tego forum. Czasami beka z ciebie jest nieuprawniona (cała ta cholerna sprawa z avatarem, którą dzięki Bogu mogłem ukrócić), ale czasami zdarza mi się rozumieć, skąd się bierze. Wybacz, lubię cię, więc tym bardziej zwracam uwagę na poprawność i sensowność tejże argumentacji.

Ale ad rem. Popularność Hansa na filmwebie i youtube pokazuje pewien problem z Zimmerem. Nie jako człowiekiem czy jako kompozytorem nawet, ale jako typem symbolu i instytucji. Grześ kiedyś powiedział, że to Rihanna filmówki, ale obawiam się, że raczej Justin Bieber. Jeśli wyśmiewa się klasyczny temat z Supermana, tylko dlatego, że Hans Zimmer podszedł do tego Jedynie Słusznie (na jakiej podstawie, czy ktokolwiek widział film?! Dziękuję), to mamy duży, naprawdę duży problem. My możemy pogadać, ale celebrycki status Hansa Zimmera jako kompozytora, doprowadza do tego, że komuś spodobał się Batman i o Jezu...

Najbardziej tolerancyjni fani muzyki filmowej to tacy, którzy zaczynali gdzieś w latach 80. Nie lubię części muzyki z tego okresu jak cholera, tylko że mając z jednej strony Poszukiwaczy zaginionej Arki, a z drugiej (mowa o spektrum pt. Hollywoodzka Muzyka Filmowa) Commando, ludzie ci tolerują i uznają fakt, że muzyka filmowa nie ma jedynie słusznej (lubię tę komunistyczną zbitkę słowną, przyznam się, i tutaj to trochę pasuje także pod względem propagandy pewnych rodzajów brzmienia). Zimmer zaczął być od swojego prawdziwego debiutu w gatunku (można powiedzieć tetralogia - A World Apart, Rain Man, Black Rain, Driving Miss Daisy) uważany za inteligentnego twórcę, który rozumie kino i brzmi inaczej trochę od mainstreamu. Tak, brzmiał on bardzo "ejtisowo", wpisywał się w swoją epokę, ale były w tym także pewne emocje, które wprowadził jako kompozytor wychodzący jednak z pewnego nieco bardziej europejskiego brzmienia. W sytuacji, w której w 1991 roku wyszedł, zwłaszcza jak na niego, dość klasycznie (mimo całej elektronicznej otoczki) brzmiący Backdraft, nagle się okazało, że tenże Hans Zimmer musi być traktowany jako poważny głos w muzyce filmowej, bo jest cholernie... wszechstronny. Kogo wtedy obchodziło, że miał genialną orkiestratorkę (tak bardzo na nazwiska orkiestratorów chyba uwagi wtedy nie zwracano, a Shirley Walker w 1991 dopiero powoli zaczynała się jako kompozytor samodzielna; zresztą Hans w 1990 roku załatwił jej jeden projekt, który - tak już wtedy się to zaczęło! - podpisał swoim nazwiskiem, mimo że nic tam nie zrobił; sama Walker tłumaczyła tę sprawę kontraktem, którego nie dało się przejść). Potem Król lew, który praktycznie został przyjęty bezkrytycznie (no... album krótki, tyle) i już mamy topowego kompozytora i to z Oskarem.

Super, tylko że nagle pojawiło się całe to, co nazywam Pokoleniem Twierdzy, do którego sam należę. Krótkie spojrzenie na jego karierę w latach 1995-1997, gdzie mamy, na 14 projektów, aż 6 dużych filmów akcji, 4 komedie romantyczne, film animowany, prawie zupełnie nieznany (bo niewydany) dramat, podpisany jego nazwiskiem, choć w całości zrobiony przez HGW dramat, zrobiony w całości prawie przez HGW thriller (Smilla) i komediodramat zrobiony z kimś innym. Od czego zaczynało Pokolenie Twierdzy? Od kina akcji. No i zaczął rządzić w kinie akcji. I w 1998 wielki szok. Ten gość, co zrobił Crimson Tide wyskoczył z CIenką czerwoną linią? A to jest, cholera, na orkiestrę?! On to potrafi?!

Potem nagle wychodzą Piraci z Karaibów, Batmany, Incepcja, Sherlocki. I nagle ci, którzy zaczynają od TYCH score'ów zaczynają traktować Hansa jak Boga. Zupełnego Boga. Z religią dyskutować się nie da, po prostu nie da.

Ja rozumiem częściowo argumentację fanów Zimmera "magicznego", czy jak to brzmi. Wolę wczesnego. Ja za dużą częścią tamtych score'ów nie przepadam, dajmy na to Green Card, tak, Days of Thunder, Regarding Henry (Jezu, jak ten score jest na Zachodzie kochany!). Ale cholera, to było wszechstronne!

Dzisiaj bierze tylko blockbustery. A chciałbym, żeby odżył małym filmem. Może ten McQueen go obudzi...

Awatar użytkownika
Wawrzyniec
Hans Zimmer
Posty: 34898
Rejestracja: sob lip 12, 2008 02:00 am
Kontakt:

Re: Hans Zimmer

#619 Post autor: Wawrzyniec » wt cze 04, 2013 01:18 am

Rzeczywiście mogę się przyznać, do pewnych problemów z rozumieniem tekstu pisanego, gdyż było wyraźnie napisane "do hejterów", a ja nie mogłem się powstrzymać, napisałem i mamy co mamy.

OK, to biorę na swoja odpowiedzialność, ale dalej wielu kwestii nie rozumiem. :?

Jeżeli moją przywarą ma być kreowanie się na ofiarę forum, to jak nazwać użalanie się nad sytuacją, której nie da się zmienić? :?

Forum jest złe, gdyż nie jest zrównoważone i fajnie byłoby, gdyby każdemu kompozytorowi poświęcało się tyle samo uwagi. Przecież z góry wiadomo, że to jest niemożliwe. Przecież wiadomo, że jedni kompozytorzy będą się cieszyć większym zainteresowaniem, szczególnie Ci, którzy pracują współcześnie i mają nowe projekty, gdyż tak dochodzi bonus wyczekiwania, od innych. Jest to normalna sytuacja. Przecież na popularnych forach filmowych, też większość podnieca się teraz bardziej "Man of Steel", niż kolejnym filmem Ozona. Banał, tak to funkcjonuje. Można winić społeczeństwo z przeżartymi popcornem mózgiem, ale czy można to zmienić? Oczywiście, że nie i dlatego to prawda narzekam. Ale narzekam, na narzekanie na sytuację, której nie da się zmienić. Jest za dużo tematów z Hansem? Fakt ma sporo projektów w tym roku, tematów, sporo, ale też nie ma musu tam zaglądać. Za mało tematów o starszych wielkich kompozytorach? Nic nie stoi na przeszkodzie, aby takie stworzyć. Będzie małe zainteresowanie? Sprawdźcie, aby zainteresować!
Rety popadam w straszny banał, ale naprawdę nie rozumiem tego zarzutu, czy też problemu? Szczególnie jeżeli jest to sytuacja, której nie da się rozwiązać. :? Jest źle, ale to forum się nie zmieni i będzie dalej źle. Lepsze samobiczowanie od marudzenia. :P

"Hans Zimmer to Justin Bieber muzyki filmowej" - ciekawe, ciekawe. Powiedziałeś mu to kiedyś? Jestem bardzo ciekaw jakby to odebrał? A nawet jak tak, to gdzie problem? Pomijając fakt, że porównanie nietrafione, gdyż i tak nikt nie chodzi na koncerty Biebera dla jego muzyki, tylko dla niego samego. Tak samo jak jednak muzykę Zimmer można skojarzyć, a Justina... Rety to porównanie jest zbyt abstrakcyjne i dziwaczne i uwłaczające, aby mógł coś sensownego napisać. :? Najmocniej przepraszam, w tej kwestii przyznaję się do porażki i mój umysł jest zbyt ograniczony, aby móc to dalej rozważać.

I znowu nie rozumiem problemu. :? Nawet jeżeli ma swoich groupies, sporo groupies to jakoś nie słyszę, aby to wpływało na jego muzykę. Chyba, że martwimy się altruistycznie o tych groupies, ale tutaj też nie widzę problemu. :? I jak wspomniałem są i groupies Goldsmitha, którzy dostają orgazmów z nowego wydania jakiegoś starego score'u, który w 2/3 składa się z wersji alternatywnych nigdy nie użytych w filmie. Po każdej stronie są odchylenia i...
Wybaczcie, ale albo mi się mózg zlasował, albo po prostu nie mam argumentów, gdyż może nie rozumiem zarzutów. Ale z mojej strony może być, że macie rację, gdyż chyba nie ma sensu tego ciągnąć.

Najbardziej tolerancyjni są Ci, co zaczęli z muzyką filmową z lat 80tych? :? Naprawdę? :? OK, mogę się mylić, zapytajcie Kopra, ale ja sam za aż tak tolerancyjnego się nie uważam i jakoś za tamtą elektroniką nie przepadam.
Zresztą OK, zacząłem od lat 80tych od Williamsa, ale czy mam przez to aż tak szerokie horyzonty? Nie wiem czy chętnie wracam do score'ów przed 1975? :? Słucham, ale bardziej z obowiązku, ciekawości niż przyjemności.
I ja się nie dziwię, że jak ktoś może zaczął od lat 90tych, czy teraz XXI wieku, to mniej chętnie wraca do przeszłości :?

I znowu widzę paradoksy, albo nic nie rozumiem. Chcemy, aby muzyka filmowa był niszowa, czy nie? Gdyż nawet jeżeli Zimmer ją spopularyzował i przekonał więcej osób do niej to chyba dobrze? :? I chyba Waszym obowiązkiem jako recenzentów jest przekonać nowych słuchaczy, którzy za sprawą Zimmera tutaj, czy tam zaglądnęli, aby posłuchali też czegoś innego, a nie od razu wyśmiewać, załamywać ręce, czy szydzić, że ktoś uważa Batmany czy co tam jeszcze za geniusze.

Rety najmocniej przepraszam, ale strasznie leję wodę i niesamowity bełkot mi wychodzi. Ale jakoś nie jestem w stanie dostrzec problemu. Może fanbojskie zaślepienie, ja nie wiem? :? Oceńcie to jak chcecie, a ja taką ocenę uszanuję, ale na koniec jeszcze jedna rzecz na finał:
Wojtek pisze:
Wawrzyniec pisze:A co do tematu Bane'a to zauważ, że po tym jak Selina załatwia Bane'a (na marginesie Selina załatwiająca badguya very cool, Pepper załatwiająca badguya not cool) i kiedy Thalia ucieka, podczas pościgu, na samym początku słychać "Deshi Basara Deshi", a więc w sumie temat przeszedł. :) Nie wspominając jakże świetny jest ten pościg, a smyczki podczas niego doprowadzają mnie do ekstazy...
Tak, szkoda tylko, że cały film ilustrował wszystkie sceny z Banem. Co więcej jest to o tyle pozbawione sensu, że słowa Chantu wprost odnoszą się do tytułu filmu i samego Batmana. Pomieszane z poplątanym.
Pozwolę sobie polecieć z grubej rury i to takiej, która mnie do końca życia powinna zdyskwalifikować z nazywania się recenzentem muzyki filmowej. I nie zdziwię się, jak dostanę dożywotni zakaz wykonywania zawodu. I w sumie niby teraz chcemy tworzyć nowe merytoryczne forum, więc najmocniej przepraszam za tą amatorszczyznę, ale ja na ten argument odpowiadam: WHATEVER.
Analiza i argumentacja może i słuszna, ale w endefekcie to szczegół, drobnostka, na którą może zwróciło uwagę może 5% osób, które widziało film. I to i tak pewnie nie za pierwszym razem. Muzyka dobrze wypada? Dobrze! Są emocje? Są! Podoba się? Podoba! Sprawa zamknięta, pozamiatane, jedziemy dalej. Ja wiem, że zaraz wyjdziecie z argumentami, że tak nie jest i tak jak to Wojtek może i słusznie podał, że to wszystko poplątane itd. Bardzo ładnie, ale dla większości widzów, to akurat nie miało chyba większego znaczenia. Dopóki dobrze działa w filmie, dla mnie nie ma problemu. Wszystko inne to są miłe szczególiki, zapewne fajne podczas rozdrabniania na czynniki pierwsze, ale naprawdę jak już szukać to nie jest żaden wielki problem, tego score'u czy filmu, czy nawet mały problemik.
"Ave Satani" też jest dalekie od poprawnej łaciny, co nie przeszkadza świetnie się sprawdzać w filmie i na płycie i stać się hitem podczas czarnych mszy.

OK, gdyż i tak potem tego mojego monologu nikomu nie będzie chciało się czytać. Z góry najmocniej przepraszam, że nie zrozumiałem zarzutów z czego powstał taki amatorsko-ignorancji bełkot. Jakby co Marek może spokojnie użyć swoich nożyc ;)

Dziękuję za uwagę, jak ktoś dał radę i życzę miłego forumowania. :)
#WinaHansa #IStandByDaenerys

Awatar użytkownika
Paweł Stroiński
Ridley Scott
Posty: 9320
Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
Lokalizacja: Spod Warszawy
Kontakt:

Re: Hans Zimmer

#620 Post autor: Paweł Stroiński » wt cze 04, 2013 01:40 am

Oj, z tym Bieberem to chodzi mi o to, do czego Zimmer jest w internecie sprowadzany. Oczywiście, mi też się to nie podoba i nie był to pojazd po samym Zimmerze (żebym JA to musiał tłumaczyć...), tylko po tym, jak go kreuje gimbaza...

Awatar użytkownika
Wojteł
John Williams
Posty: 9893
Rejestracja: sob mar 15, 2008 23:50 pm
Lokalizacja: Chrząszczyżewoszyce powiat Łękołody

Re: Hans Zimmer

#621 Post autor: Wojteł » wt cze 04, 2013 02:30 am

Do reszty argumentów może odniosę się później - teraz mi się zwyczajnie nie chce, bo już późno. Odniosę się tylko do tego:
Analiza i argumentacja może i słuszna, ale w endefekcie to szczegół, drobnostka, na którą może zwróciło uwagę może 5% osób, które widziało film. I to i tak pewnie nie za pierwszym razem. Muzyka dobrze wypada? Dobrze! Są emocje? Są! Podoba się? Podoba! Sprawa zamknięta, pozamiatane, jedziemy dalej. Ja wiem, że zaraz wyjdziecie z argumentami, że tak nie jest i tak jak to Wojtek może i słusznie podał, że to wszystko poplątane itd. Bardzo ładnie, ale dla większości widzów, to akurat nie miało chyba większego znaczenia. Dopóki dobrze działa w filmie, dla mnie nie ma problemu. Wszystko inne to są miłe szczególiki, zapewne fajne podczas rozdrabniania na czynniki pierwsze, ale naprawdę jak już szukać to nie jest żaden wielki problem, tego score'u czy filmu, czy nawet mały problemik.
Ok, w takim razie proponuję wprowadzić nową formułę recenzji. Recenzja powinna się składać maksymalnie z 10 zdań i w żadnym wypadku nie wnikać w myśl ilustratorską kompozytora. Idealna recenzja wyglądałaby tak:

Ścieżka kompozytora Thomas Gouska bardzo dobrze brzmi na płycie.
Jest rozpisana na dużą orkiestrę.
Bardzo dobrze sprawdza się w filmie bo są emocje i akcja i to wyróżnia ją na tle innych ścieżek z muzyką filmową, bo w nie wszystkich jest akcja i emocje. Akcja i emocje są bardzo charakterystyczne dlatego kompozytora, po obecnoścci tych dwóch elementów można poznać właśnie, że pisał to Gouska. Polecam wszystkim. Autor recenzje Wojciech Wieczorek recenzography.

Rozumiem, że integrujesz się z tymi 95% procentami, których nie obchodzi zamysł kompozytorska i nie zwracają na nią uwagi? A wiesz dlaczego nie zwracają? Bo własnie jakieś 90% ludzi kompletnie nie zwraca uwagi na muzykę w filmie, o ile nie są na piratach z Karaibów albo nie podłożyli tam Rolling Stonesów. Myślałem, że właśnie po to jest to forum, po to produkujemy się nad recenzjami, po to powstają artykuły pokroju tego, co stworzył Paweł na temat Cienkiej Czerwonej Linii czy Hannibala - dla tych 5%, którym się chce trochę ruszyć szarymi komórkami i przyjść tutaj podzielić się swoimi spostrzeżeniami z innymi. Jasne, możemy dyskutować na poziomie Twoje znienawidzonego filmwebu:

-TDKR miał dobrą muzykę, bo mi się podobała i jak w filmie było bum bum to Hans też robił bum bum.

To jest o tyle ważne, że np. Paweł stara się na każdym kroku udowodnić, że Zimmer jest kompozytorem inteligentnym i ilustruje filmy w bardzo inteligentny sposób, wg idei. A tu pojawia się luka w jego rozumowaniu. Jak ja coś takiego znajduję i o tym piszę, to liczę na jedną z dwóch rzeczy:
a) przyjdzie ktoś światły i mi udowodni, że ja nie mam racji, bo coś przeoczyłem - wtedy się cieszę, że nauczyłem się nowej rzeczy i w przyszłości będę bardziej zwracał uwagę na tego typu rzeczy w filmach.
b) wszyscy się zgodzą, że Hans popełnił błąd - punkt dla mnie za spotrzegawczość, minus dla Hansa za błąd ilustracyjny. Czekamy na poprawę w kolejnym projekcie.

Ty natomiast mówisz: Co z tego, jebać to! Hans i tak jest świetnym kompozytorem, bo jak się napierdalają to muza jest głośna i rytmiczna!

Nie o taką dyskusję walczyli nasi przodkowie, chciałoby się powiedzieć. O tym, że ta muza i tak jest dobra i gówno mnie obchodzi, czy kompozytor popełnia błąd ilustracyjny, to można sobie pogadać z gimbusami na filmwebie. Tutaj jednak mam nadzieję na nieco większy poziom i szkoda, że Ciebie to kompletnie nie obchodzi, tym bardziej, że Zimmer jest Twoim ulubionym kompozytorem. Jakby coś takiego było w przypadku Williamsa, to bym starał się dociec za wszelką cenę, z czego to wynika, może coś nam umyka, a może John wcale nie założył takiej koncepcji, o jaką go posądziłem, a może mu się nie chciało, a może reżyser, a może to, a może zobaczył, że juz 9ta i trzeba poczytać wnukom Harry'ego Pottera i to olał. Ale nie. Łatwiej jest założyć, że co z tego, skoro fajnie brzmi. Jeszcze jakby to było jakieś drobne odstępstwo, to bym rozumiał, bo takie sztywne stosowanie lejtmotywiki może być nudne, ale o tę koncepcję jest oparty właściwie cały film.


I jeśli naprawdę, Twoim argumentem ma być "Analiza i argumentacja może i słuszna, ale w endefekcie to szczegół, drobnostka, na którą może zwróciło uwagę może 5% osób, które widziało film. I to i tak pewnie nie za pierwszym razem. Muzyka dobrze wypada? Dobrze! Są emocje? Są! Podoba się? Podoba! Sprawa zamknięta, pozamiatane, jedziemy dalej. "

To może faktycznie powinienes przeprosić się z filmwebem, bo tam jest taka logika stosowana.
Ostatnio zmieniony wt cze 04, 2013 17:33 pm przez Wojteł, łącznie zmieniany 1 raz.
Haha Śląsk węgiel zadupie gwara

Awatar użytkownika
Paweł Stroiński
Ridley Scott
Posty: 9320
Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
Lokalizacja: Spod Warszawy
Kontakt:

Re: Hans Zimmer

#622 Post autor: Paweł Stroiński » wt cze 04, 2013 13:35 pm

Podpisuję się pod tym, co napisał Wojtek, chociaż szczerze mówiąc faktycznie mi to umknęło, kiedy oglądałem film.

Co do intelektualizmu Hansa, o którym tu się trochę mówi, w sumie to coś, czego nie powiedziałem, a uważam za ważne dla wszelkiej dyskusji:

Muzyka filmowa jest wbrew pozorom procesem bardzo intelektualnym. Chodzi o to, żeby ustalić (z reżyserem, a czasem i samemu), gdzie, jaka muzyka ma być, co ma podkreślać w scenie (jeśli mamy scenę komediową, w której w ukryciu się dzieje coś bardzo poważnego, to działanie na zasadzie kontrastu - podkreślenie ukrytej powagi - jest nie tylko na miejscu, ale i, moim zdaniem, pożądane, itd. Tylko że Hans, który został ukształtowany tak, jak został, ma jeden bardzo poważny problem, z którym musi sobie poradzić.

TTRL czy nie TTRL, ale najlepsi kompozytorzy muzyki filmowej mają dwie rzeczy, które czynią z nich geniuszy gatunku: po pierwsze mają intelekt, bez którego w tym gatunku obyć się nie można, można być oczywiście dobrym ilustratorem intuicyjnie, bez specjalnie wyrafinowanego intelektu (patrz Brian Tyler, który, jak ma opowiedzieć coś o koncepcji score'u, to jest to tak słodko banalne, że aż się chce go przytulić albo dać mu słynnego meme'a z Cagem "You don't say?!"), ale i tak to, co najlepsze to (pozostańmy przy świetnych technikach), to będą takie score'y jak pierwszy Rambo, jak Wyznania gejszy czy Apollo 13 (choć mam pewną teorię na temat intelektu Hornera, ale to nie na ten temat). Ci kompozytorzy mają także świetną technikę kompozytorską, która pozwala w sposób spójny przeprowadzić pewną koncepcję, a także w sposób techniczny dojść do punktów synchronizacyjnych, jeśli zgodnie z nimi ilustrują film, jak Williams. To wszystko daje nam takich twórców jak Jerry Goldsmith, John Williams czy najlepszy intelektualista pracujący dziś (także) w Hollywood - Alexandre Desplat.

A Zimmer? Hans nie ma wyboru. MUSI nadrabiać brak techniki intelektem. Problem polega na tym, że intelekt kosztem czystej intuicji może prowadzić do problemów, ponieważ przeintelektualizuje te sceny, których nie trzeba, a zupełnie zignoruje te, które mu nie pasują za bardzo do ogólnej koncepcji score'u. W sytuacji, w której koncepcja przenosi się na cały score (Incepcja, TTRL)? Świetnie, wypadnie to genialnie. Ale jeśli nie... Przy całym świetnym score, jakim jest Gladiator, chciałbym zauważyć, że Zimmer podszedł najwyraźniej do tego filmu na zasadzie scena po scenie. Jest on wewnętrznie niespójny i zbudowany nie jako pełna wizja muzyki, ale jako seria klasycznych kawałków, które Hans chciał w danej chwili akurat skopiować. To, że tego się tak dobrze słucha i że to tak dobrze wypada w filmie, to moim zdaniem cud.

Moim zdaniem więc jest tak, że Hans próbuje nadrabiać swoje braki (których jest świadomy) intelektem i się po prostu po ludzku często myśli.

Co do Sherlocka, nie zgodzę się, że to wyszło z jakiegoś wielkiego wysiłku intelektualnego. To raczej dość typowy dla kariery Hansa skrót myślowy: Ma być nietypowo -> aaa, Ennio takie rzeczy odstawiał. Więc zamiast jako "akt intelektualny", należy to moim zdaniem traktować na tej samej zasadzie co typowe postępowanie w stylu: ma być patriotycznie -> Copland.

Mefisto

Re: Hans Zimmer

#623 Post autor: Mefisto » wt cze 04, 2013 18:51 pm

Paweł Stroiński pisze:Muzyka filmowa jest wbrew pozorom procesem bardzo intelektualnym.
Nie jest. A przynajmniej nie z założenia i genezy. Ona stała się procesem intelektualnym gdzieś na oko w latach 70, kiedy upadł Golden Age oraz era musicali i zaczęto eksperymentować z brzmieniem, a i same filmy stały się bardziej wymagające względem ilustracji (i od razu uprzedzam ewentualny atak Turka - jakkolwiek pełen arcydzieł by Golden Age nie był, to jest to w linii prostej zwykła, acz rozbuchana do granic emocjonalność ścieżek, a nie ich skomplikowana formuła).

Awatar użytkownika
Paweł Stroiński
Ridley Scott
Posty: 9320
Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
Lokalizacja: Spod Warszawy
Kontakt:

Re: Hans Zimmer

#624 Post autor: Paweł Stroiński » wt cze 04, 2013 18:56 pm

No nie wiem, czy lejtmotywiczność ścieżek Golden Age aż tak bardzo wychodziła z emocji. Przecież sam podział na to, jakich potrzebujemy i dla kogo tematów, jest już czymś bardziej intelektualnym.

Awatar użytkownika
Koper
Ennio Morricone
Posty: 26515
Rejestracja: pn mar 06, 2006 22:16 pm
Lokalizacja: Zielona Góra
Kontakt:

Re: Hans Zimmer

#625 Post autor: Koper » wt cze 04, 2013 19:30 pm

Paweł Stroiński pisze:Jest on wewnętrznie niespójny i zbudowany nie jako pełna wizja muzyki, ale jako seria klasycznych kawałków, które Hans chciał w danej chwili akurat skopiować. To, że tego się tak dobrze słucha i że to tak dobrze wypada w filmie, to moim zdaniem cud.
Dlaczego zaraz cud? Wiele scorów jest zbudowanych na zasadzie "do konkretnej sceny" a nie jako jednorodna stylistycznie kompozycja, zwłaszcza w Europie (ale także w Japonii) i to działa od lat jako równoprawna alternatywa do typowo hollywoodzkiej ilustracji i nierzadko wypada od tamtej lepiej tako w filmie, jak i na płycie.
"Hans Zimmer w tej chwili nic nie potrzebuje. (...) Ciebie też nie potrzebuje." - Paweł Stroiński

Awatar użytkownika
Paweł Stroiński
Ridley Scott
Posty: 9320
Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
Lokalizacja: Spod Warszawy
Kontakt:

Re: Hans Zimmer

#626 Post autor: Paweł Stroiński » wt cze 04, 2013 19:41 pm

Dlatego, że z reguły, jak Hans tak próbuje robić, to wychodzi mu straszna kupa. Jak ma coś spójnego, czego może się trzymać, to wyjdzie mu TTRL albo Ostatni samuraj (w świetnej formie; w złej formie wyjdzie mu Sherlock 2, któremu chyba spójności nikt nie odmówi, choć wszystkiego innego już można :mrgreen: ), jak szaleje, to mu wyjdzie Renaissance Man (i do tej pory mnie boli, że mam oryginał... jakbyście chcieli, żebym skrytykował Zimmera za coś, a nawet jeśli nie, to kiedyś napiszę recenzję tego szajsu, choć od Piratów 4 to lepsze).

Mefisto

Re: Hans Zimmer

#627 Post autor: Mefisto » wt cze 04, 2013 19:45 pm

Paweł Stroiński pisze:No nie wiem, czy lejtmotywiczność ścieżek Golden Age aż tak bardzo wychodziła z emocji.
Oczywiście, że tak. Obejrzyj jakikolwiek film sprzed dajmy na to 1965 r. czy nawet Star Warsy i Indianę - przecież tam nie ma intelektualnych zabaw formą i skomplikowanych pasaży, które wyrażają coś więcej, niźli emocje. Popierdala sobie niszczyciel Imperium? Napierdala Marsz w tle. Pojawia się księżniczka Leia i rozkochuje w sobie własnego brata. Uroczy motyw miłosny. Tyle. To "prosta" muzyka.
Przecież sam podział na to, jakich potrzebujemy i dla kogo tematów, jest już czymś bardziej intelektualnym.
Wiesz, pisanie nut też opiera się na myśleniu, ale w kontekście powyższych gdybań o intelektualizowaniu Hansa nie ma to żadnego znaczenia, bo chodzi o coś zupełnie innego.

Awatar użytkownika
Paweł Stroiński
Ridley Scott
Posty: 9320
Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
Lokalizacja: Spod Warszawy
Kontakt:

Re: Hans Zimmer

#628 Post autor: Paweł Stroiński » wt cze 04, 2013 20:53 pm

Nie upraszczajmy metodologii Golden Age, mam dziwne poczucie, że czytając tę dyskusję, Marek się trochę za głowę łapie ;)

Mefisto

Re: Hans Zimmer

#629 Post autor: Mefisto » śr cze 05, 2013 02:57 am

Raczej nie gmatwajmy stylu Zimmera :)

Awatar użytkownika
Paweł Stroiński
Ridley Scott
Posty: 9320
Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
Lokalizacja: Spod Warszawy
Kontakt:

Re: Hans Zimmer

#630 Post autor: Paweł Stroiński » śr cze 05, 2013 12:27 pm

Oczywiście, że Hans nie odwołuje się do koncepcji Golden Age, nawet by nie umiał, o czym sam kiedyś powiedział: "I wanted to do action music like John Williams, but I was original in the virtue of my stupidity".

Chodzi mi o to, że muzyka filmowa, nawet jeśli odwoływała się do najprostszych emocji (co przecież ciągle się jej zdarza), zawsze była oparta na pewnych zabiegach intelektualnych.

W tym wszystkim chodzi mi głównie o to, że intelekt to jedyne, co Hans ma, na dobre i na złe. Ostatnio częściej na złe, niestety.

ODPOWIEDZ