
1. Hugh Jackman, Russell Crowe & Convicts - Look Down (2:22)
2. Hugh Jackman & Colm Wilkinson - The Bishop (1:35)
3. Hugh Jackman - Valjean`s Soliloquy (3:19)
4. Hugh Jackman, Anne Hathaway, Factory Girls & Cast - At The End Of The Day (4:27)
5. Anne Hathaway - I Dreamed A Dream (4:38)
6. Hugh Jackman & Russell Crowe - The Confrontation (1:56)
7. Isabelle Allen - Castle On A Cloud (1:12)
8. Sacha Baron Cohen, Helena Bonham Carter & Cast - Master Of The House (4:52)
9. Hugh Jackman - Suddenly (2:33)
10. Russell Crowe - Stars (3:01)
11. Eddie Redmayne, Aaron Tveit & Students - ABC Cafe / Red and Black (4:22)
12. Amanda Seyfried, Eddie Redmayne & Samantha Barks - In My Life / A Heart Full of Love (3:13)
13. Samantha Barks - On My Own (3:12)
14. Cast Of Les Miserables - One Day More (3:40)
15. Eddie Redmayne, Daniel Huttlestone & Students - Drink With Me (1:42)
16. Hugh Jackman - Bring Him Home (3:38)
17. Students & Cast Of Les Miserables - The Final Battle (3:17)
18. Russell Crowe - Javert`s Suicide (3:01)
19. Eddie Redmayne - Empty Chairs At Empty Tables (3:13)
20. Cast Of Les Miserables - Epilogue (6:20)
Razem: 65:30
Na wstępie już mogę zaznaczyć, że parę osób może być zawiedzionych tym co napisze: Gdyż na pewno nie napiszę nic w stylu: "Wow, Wolverine, Catwoman i Maximus w jednym filmie i śpiewają, wow". Nie napiszę też nic w stylu: "Fajne to, ale dlaczego wszyscy śpiewali". Nie, nic z tych rzeczy. Dla tych którzy myślą, że palnę tutaj jakieś niehumanistyczne głupoty wynikające z przeżarcia mego mózgu nadmiarem popcornu, będę zawiedzeni.
Byłem w kinie, zobaczyłem, wróciłem i się wzruszyłem.
Pozwolę sobie na kopię mej opinii z KMFu, gdyż mam dzisiaj mało czasu:
I co najważniejsze, po seansie jeszcze długo chodziły mi po głowie piosenki i muzyka.Największa siła leży oczywiście w dziele Victora Hugo, które jest bardzo przejmującą historię. Dlatego też czy w klasycznej formule, czy śpiewanej wypada naprawdę bardzo dobrze i nie zostawia człowieka obojętnym. Przynajmniej na mnie historia ta wywarła spore wrażenie.
Jedynie do czego może mógłbym się lekko przyczepić, to to, że historia Fantine jest zdecydowanie bardziej ciekawsza od miłości Cosette i Mariusa.
Ale na szczęście końcówka mocno wszystko nadrabia. Nie mogę się zresztą zgodzić z zarzutami o brak rozmachu. Pierwsza scena i już WOW! Wciąganie wielkiego okrętu przy świetnym podkładzie muzycznym. Tak to się powinno robi! W ogóle wizualnie film robi wrażenie. Scenografie, charakteryzacja, kostiumy to wszystko robi wrażenie. Ale co ważniejsze Hooperowi naprawdę udało się oddać tytułową biedę. Widać ten brud, smród, biedę, nędzę. Tak samo jak robią wrażenie zakrwawione ulice po rewolucji.
Skoncentrujmy się na najważniejszym aspekcie: aktorskim.
Największy plus Anne Hathaway! Największy minus: za mało Anne Hathaway! Los Fantine naprawdę mnie przejął, a wykonanie "I Dreamed A Dream" porażające. Musi być Oscar!
Hugh Jackman - też bardzo dobra rola. Bardzo przekonywujący Jean Valjan, którego losy naprawdę mnie interesowały i poruszały.
Eddie Redmayne - już przy "My Week With Marilyn" dał się poznać jako dobry aktor, ale jak już wspomniałem, zarówno on jak i Amanda Seyfried dobrze zagrali, ale jakoś los Mariusa i Cosette nie przykuł tak mojej uwagi.
Sasha Baron Cohen i Helena Bohnan Carter - dobrze zagrali. Może irytowali, ale taką mieli rolę.
I na koniec:
Russell Crowe i jego Javert. Nie wiem czemu wieszane są psy na Russelu? OK, może nie jest wytrawnym śpiewakiem, ale nie powiedziałbym, że zagrał źle. Może po prostu Russell Crowe zawsze dobrze prezentuje się w mundurze, ale naprawdę jego Javert wydał mi się postacią ciekawą. Nie był on dla mnie narysowany grubą kreską, jako skończony skurczybyk. Mimo wszystko jednak chciałbym tę postać lepiej poznać, gdyż się zdaje być arcyciekawa.
Tak więc mój wypad na musical bardzo mi się udał. To bardzo klasyczne widowisko, ze świetnymi kreacjami aktorskimi, które naprawdę potrafi poruszyć.
I tak jak ze współczesnych musicali widziałem "Evitę", "Moulin Rouge" i "Chicago" i te filmy mi się nie podobały. Tak chyba "Les Miserables" przez swoje wyjątkowo klasyczne i tradycyjne podejście naprawdę mi się podobało. Nigdy bym nie sądził, że wyjdę pod takim wrażeniem. Choć Anne Hathaway mogło być naprawdę więcej

Tak więc najmocniej przepraszam, że zawiodłem niektórych oczekiwania i nie pozostaje mi nic innego jak tylko polecić udanie się na seans. A już najlepiej w towarzystwie płci pięknej, gdyż wtedy nie tylko samemu się przeżyje niesamowity spektakl, ale i zrobi na niej wrażenie, że się jest wrażliwym na sztukę.

A soundtrack jak na musicalowy naprawdę dobry. "Look Down" wprost genialne!