Na paru portalach score pojawia się w mp3 w ten piątek, czyli może się już w weekend posłucha
Obejrzałem sobie film. Reżyser filmu zapowiadał, że to najlepsza praca Hornera w karierze i muszę przyznać, że wcale takich wielkich bzdur nie gadał. Film jest stworzony pod Hornera i dobrze słychać, że to on jest tu gwiazdą, której reżyser nie tłamsi, dając mu wybrzmieć swoje, co Horner oczywiście wykorzystuje i For Greater Glory znacznie bliżej ekspresji jego wielkich scorów z lat 90 (Legends of the Fall, Glory, Braveheart), niż epickiego Hornera z minionych lat Four Feathers, The Missing, Black Gold, które Cristiada kładzie na łopatki. Tak więc mamy oprawę w starym dobrym stylu, z jednej strony z całym mnóstwem dodających werwy i świeżości wokaliz, jak i z drugiej, szeroko użytego czteronutowca, szacunkowo coś około 100 razy, ale tak jak zwykle dobrze oddającego swój charakter. Co ciekawe James stworzył tu inny, równie często stosowany motyw zagrożenia, ale oba dobrze się uzupełniają. Film prowadzą trzy znakomite, niezwykle emocjonalne główne tematy, grające jeden po drugim, w różnych kombinacjach, w różnych sytuacjach i momentach, stosowane według uznania kompozytora i ciężko którykolwiek, czemukolwiek tak jednoznacznie przyporządkować. Najładniejszy i najświeższy jest naprawdę urodziwy temat z rozpoczynającego poematu, w pełnej krasie zaśpiewany w Jose's Martyrdom i mimo, iż znam tylko wersję filmową i koncertową, jest to najlepszy utwór jaki słyszałem w tym roku, jakby nie było taka ciekawostka odnośnie tego jak mogła by wyglądać Pasja spod ręki Hornera

Muzyka trzyma wysoki, równy poziom od pierwszej do ostatniej sekundy i nie ma chwili gdzie zaczęła by obniżać loty, a jak zaczyna robić się mniej ciekawe James od razu wprowadza świetne orkiestracje, partie solowe na instrumenty dęte drewniane, czy co raz wtrąca jakieś wymyślne chórki i wokalizy. O oryginalności nie ma co się za bardzo rozpisywać, bo zajęło by mi to drugie tyle tekstu, ale zająknięcie Braveheartem w patetycznej scenie przemowy, gdzie co drugie słowo to freedom było bardzo fajne i nie wiem czy nie celowe, gdyż reżyser jest wielkim fanem tej pracy. Także nawet jak na ostatnie standardy Hornera oryginalnie nie będzie, ale dla fanów szykuje się uczta jakiej dawno u Jamesa nie było. Co do albumu to ciekaw jestem jak to wszystko po montują w te duże tracki, bo już na przykładzie "“We’re Cristeros Now” słychać, że dwa klipy z tego kawałka pochodzą z różnych części filmu, ale jedno jest pewne, będzie na bogatości

Oczywiście owa relacja to tylko odczucia osoby szczególnie podatnej na muzykę Jamesa w filmach, także nie trzeba się moimi słowami szczególnie sugerować
