Cykle filmowe, te dobre cykle filmowe niosą dla twórców jedno zasadnicze niebezpieczeństwo. Czasem uda się za dobrze.
To znaczy wszyscy się wtedy cieszą, krytycy są zachwyceni, widzowie również, ale potem trzeba nakręcić kolejny film. I wiadomo, że wszyscy będą go porównywać z tym poprzednim, a przy dobrym cyklu filmowym wymagać, by było jeszcze lepiej. I kiedy się nie uda, choćby wyszedł naprawdę dobry film - większość krytyków i widzów jest zawiedziona.
I to właśnie sytuacja filmu "Mroczny Rycerz Powstaje" . To dobry film jest. I jedyne co można mu zarzucić, to to, że jego poprzednik "Mroczny rycerz" był lepszy. I dlatego w najbliższych dniach przeczytacie i usłyszycie mnóstwo krytycznych opinii o tym dziele. A naprawdę wystarczyłoby, żeby nie było tamtej świetnej historii, okraszonej kreacją Ledgera i dziś wszyscy (a przynajmniej zdecydowana większość) byliby zachwyceni.
Bo Nolanowska wizja Batmana jest naprawdę zachwycająca, konsekwentna i wiarygodna. Scenariusz, podobnie jak w poprzednich częściach tej trylogii stara się cały czas maksymalnie trzymać realiów naszego świata. I już to w zestawieniu z hasłem "Batman" jest punktem wyjściowym świetnej opowieści. Tu nie ma supermocy, promieni wystrzeliwywanych z różnych części ciała, czy nastoletnich geniuszy wymyślających rewolucyjne technologie. Nolan zadbał o to, by każdy element tej historii był prawdopodobny i sensowny zarówno na poziomie świata jak i psychologii postaci. Ale to przecież znaliśmy już z dwóch poprzednich części. Co więc Nolan ma nam nowego do zaproponowania? Otóż, praktycznie nic. To film dla tych, którzy obejrzeli dwie poprzednie części i takie podejście do Batmana im odpowiada.
Chyba dobrze podsumowuje naszą rozmowę z lisem

Drugi kawałek:
I trzeba przyznać, że Nolan umie aktorów dobierać (i łatwo się do nich przywiązuje - Hardy, Gordon-Levitt i Cotillard zagrali przecież w "Incepcji", filmie, który wyreżyserował pomiędzy "Mrocznymi rycerzami"). Tylko Hathaway występuje u niego po raz pierwszy, ale trzeba przyznać, że idealnie dopasowała się do konwencji i reszty towarzystwa. A jak zobaczycie ją w obcisłym kombinezonie pędzącą przez Gotham na wielkim motocyklu to przyznacie, że bardziej zapada w pamięć niż sam Człowiek-Nietoperz. Hathaway bez najmniejszego problemu weszła w szpilki po poprzednich filmowych wcieleniach Seliny i pewnie czeka nas niejedna dyskusja o wyższość jej kreacji nad Seliną Michelle Pfeiffer. Celowo nie używam słowa "Catwoman" bo w tym filmie nie pada ono ani razu. W tak skonstruowanym świecie Batmana nie ma miejsca na tak "komiksowe" pseudonimy.