
Co do Polski, to myślę, że odpowiedź jest prosta. Chopin w swojej muzyce oddał kwintesencję polskości, do tego dorzucić jakiegoś Moniuszkę albo Szymanowskiego, poinspirować się Kilarem i Polska jak malowana.

Już raz z Beethovenem przesadziłMarek Łach pisze:To byłoby olbrzymie rozczarowanie.Liczę na w pełni oryginalny score, a nie wariacje na temat Czajkowskiego i spółki.
Swoją drogą to coś, nad czym zastanawiam się od dawna. Kto jest polskim Coplandem? Chyba właśnie Chopin!Marek Łach pisze:Do Ruskich wystarczy sięgnąć po Rachmaninowa (wykorzystany zresztą w adaptacji Anny Kareniny z Marceau) albo Prokofiewa, co też jest w jakimś stopniu stereotypowe, ale na pewno nie tak oczywiste i oklepane, jak czerwonoarmijne chóry.
Co do Polski, to myślę, że odpowiedź jest prosta. Chopin w swojej muzyce oddał kwintesencję polskości, do tego dorzucić jakiegoś Moniuszkę albo Szymanowskiego, poinspirować się Kilarem i Polska jak malowana.
Marianelli jest (tak jak Desplat) mistrzem niuansu, mistrzem operowania paroma emocjami na raz. Ta jego podskórna często ekspresja (choć nie zawsze, świetnie sobie radzi z otwartym dramatyzmem, jak np. w Elegy for Dunkirk) to coś co naprawdę na mnie działa i świadczy o tym, że Dario traktuje muzykę filmową w sposób niewyrobniczy.Marek Łach pisze:Marianelli i Desplat to taki duopol, który trzyma mnie przy współczesnej filmówce. Obaj pięknie pokazują, jak przy pomocy różnych temperamentów można osiągać równie znakomite efekty w muzyce dramatycznej.Desplat wykazuje oczywiście większą wszechstronność, ale ta przewaga wynika z powolnego systemu pracy Marianellego (który przecież, gdy brał się za projekty inne niż dramaty kostiumowe, też odnosił sukcesy - Bracia Grimm, Agora). Ostatnio prawdę mówiąc bardziej cieszy mnie czekanie na nowe ścieżki Daria - Alexandre rozmienia się trochę na drobne i jego muzyka na tym traci, Marianelli za to z jednym dużym projektem na rok gwarantuje (jak dotąd przynajmniej) wysoką jakość.
No polska muzyka charakteryzuje się tym samym co ruskahp_gof pisze:Z drugiej strony myślę, że brytyjski akcent jest lepszym rozwiązaniem niż naśladowanie ruskiego akcentu. W tej sytuacji mamy pewną umowność i film ma szanse wznieść się na wyżyny uniwersalnościWhatever
A prawdziwa, "ROSYJSKA" Anna Karenina to może powstać tylko w Rosji, z rosyjskimi aktorami, z rosyjską muzyką i po rosyjsku.
Swoją drogą - jak myślimy o rosyjskiej muzyce, to czasem nie popadamy w stereotypy? Albo jakieś pojękiwanie dziadka, albo jakaś bałałajka, albo radzieckie hymny u GiacchinoTzn. jeśli one korelują z epoką, to ok. Ale zastanawiam się, co by było, gdyby jakiś zagraniczny kompozytor chciał zilustrować film o Polsce - to co, podłożył by mazurka czy oberka?
Nie no, ja wiem, że kompozytorzy AŻ TAK bezmyślni nie są, ale czym się właściwie charakteryzuje polska muzyka?
kę? a co ten Coplandem, zakładam, że chodzi o Aaron, niby zrobiłPaweł Stroiński pisze:
Swoją drogą to coś, nad czym zastanawiam się od dawna. Kto jest polskim Coplandem? Chyba właśnie Chopin!
Paweł Stroiński pisze:I tutaj problem niektórych forumowiczów z Marianellim pewnie. Odrzucają jakąkolwiek muzyka, w której pojawia się coś przerażającego.
Nazywa się to...
niuans.
Ja tam określałem to plumkadełkiem, plumpscorem, muzykę europejską, muzyką zaambitną, zbyt ambitną, przestylizowaną, czy niefilmową, ale można też nazywać ten styl niuansem. Jak zwał tak zwał, mniejsza o terminologię.Paweł Stroiński pisze:Marianelli jest (tak jak Desplat) mistrzem niuansu.