Adam pisze:Tomasz Goska pisze:Pogódźcie się z faktem, że Tyler (bezmyślnie pisząc) jest bardziej komunikatywny z widzem / słuchaczem i w dodatku bardziej przebojowy aniżeli ostatnimi czasy Zimmer. Hansu udając artystę, którym nie jest i nigdy nie będzie (m.in. przez wzgląd na manufakturalne podejście do tego, co robi) strzela faila za failem i takie są fakty.
Tyle w temacie.
i o to tylko chodzi..
Nie zmienia to tylko prostego faktu, że pod wszystkimi możliwymi względami od pozycji po talent...
Tyler w porównaniu z Zimmerem jest po prostu nikim.
Kolejnym faktem jest to, że Tyler potrzebuje doświadczenia traumatycznego w pracy nad filmem, to może się czegoś nauczy, jeśli chodzi o sposób podejścia do kina. Cienka czerwona linia nie była lekkim, łatwym i przyjemnym procesem dla Hansa, a potem do 2002 roku miał najlepszy okres kariery.
Tyler ma to szczęście (albo nieszczęście), że pracują z reżyserami, którzy może i są fanami muzyki filmowej (trudno wyrokować, z wyjątkiem oczywistych wpływów temp-tracka, sądzę, że hołdy Tylera to raczej właśnie - niestety zbyt bezpośrednie, ale to także np. plaga Debneya - hołdy dla takich twórców jak Horner, Goldenthal, Silvestri (AVP 2) czy Goldsmith (połowa twórczości Tylera gdzieś do okresu jego pseudo-RCP, zaczęło się to w okolicach War), to jego własne pomysły), ale się na niej nie znają i nie bardzo wiedzą, czego chcą (sądząc po metodach ilustracji dominujących w tej chwili w Hollywood to mamy zupełnie niezorientowanych w sprawie fanów płyt. Czy mają jakąś refleksję na punkcie możliwości ilustracyjnych muzyki, trudno odpowiedzieć, zwłaszcza pozytywnie.
To samo można też powiedzieć o chłopcach z RCP. Nie znoszę Ramina, jak każdy, ale kiedy w Medal of Honor usłyszałem Heroes Aboard, to musiałem drugi raz sprawdzić, czego słucham. Nie słyszałem animacji Jackmana, ale całe środowisko było w szoku, że ktoś z RCP potrafi coś takiego. Może to częściowo wina tych, którzy domagają się muzyki? Gust Ridleya Scotta się skończył gdzieś na Matchstick Men tak naprawdę, niewielu mamy dobrych, świadomych roli muzyki w filmie, reżyserów. Większość z nich nawet otwarcie mówi, że się w ogóle nie zna i dla nich muzyka to czarna magia (Ron Howard, Peter Jackson chociażby).