JOHN WILLIAMS - WAR HORSE (2011)

Tutaj dyskutujemy o poszczególnych ścieżkach dźwiękowych napisanych na potrzeby kina.
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Wawrzyniec
Hans Zimmer
Posty: 35046
Rejestracja: sob lip 12, 2008 02:00 am
Kontakt:

Re: JOHN WILLIAMS - WAR HORSE (2011)

#931 Post autor: Wawrzyniec » sob sty 14, 2012 13:46 pm

Akurat "M:I: GP" zdobywa bardzo pozytywne recenzje. "Sherlock" chyba też. Na obu byłem i oba filmy się podobały. Podobnie jak "TGWDT" wczoraj. Ale na tego "War Horse" coraz mniej mi się chce iść. Chyba wolę poczekać na "Lincolna" czy "Robocalypse".
#WinaHansa #IStandByDaenerys

Awatar użytkownika
Marek Łach
+ Jerry Goldsmith +
Posty: 5671
Rejestracja: śr maja 04, 2005 16:30 pm
Lokalizacja: Kraków

Re: JOHN WILLIAMS - WAR HORSE (2011)

#932 Post autor: Marek Łach » sob sty 14, 2012 13:46 pm

Wawrzyniec pisze:OK rozumiem, że film raczej średnio wyszedł. Ale rozumiem też, że te wszystkie głupie i niedorzeczne zarzuty na muzykę Williamsa, to są jakieś wypowiadane przez dziennikarzy dyrdymały, którzy za dużo się "Drive'a" i "The Girl With Dragon Tattoo" naoglądali i uważają, że jedynie dobry score, to taki, którego ledwo słychać i jest po prostu zwykłą plamą dźwięku, tak
Upraszczasz. :P Historia z War Horse dałaby sobie radę z o wiele subtelniejszym scorem - score Williamsa moim zdaniem pasuje, bo Williams rozumie, że film jest hołdem dla dawnego kina. Gdyby War Horse był poważną, nowoczesną demitologizującą opowieścią wojenną, to score byłby do kosza. ;) Krytycy Williamsa chyba tego nie czują za bardzo, ale trudno im się dziwić - Spielberg jest ckliwy, sentymentalny, generalnie infantylny w swoim filmie, a Williams raczej nie wysila się, by to wrażenie jakoś zbalansować. Jakoś mnie więc nie zaskakuje, że niektórzy krytycy uznają ten film i score za coś archaicznego. Ale ja się nie zgadzam do końca, jeśli Williams troszkę zawodzi tu i tam, to nie dlatego, że jest "siermiężny".

Awatar użytkownika
lis23
+ Ludvig van Beethoven +
Posty: 14484
Rejestracja: czw lis 12, 2009 03:50 am
Lokalizacja: Sosnowiec

Re: JOHN WILLIAMS - WAR HORSE (2011)

#933 Post autor: lis23 » sob sty 14, 2012 13:51 pm

Wawrzyniec pisze:Akurat "M:I: GP" zdobywa bardzo pozytywne recenzje. "Sherlock" chyba też. Na obu byłem i oba filmy się podobały. Podobnie jak "TGWDT" wczoraj. Ale na tego "War Horse" coraz mniej mi się chce iść. Chyba wolę poczekać na "Lincolna" czy "Robocalypse".
Coś za łatwo się poddajesz, jak na takiego fana Williamsa i Spielberga ;)
Tylko On, Williams John ;)
Tylko on, Elton John ;) ;)

Awatar użytkownika
Marek Łach
+ Jerry Goldsmith +
Posty: 5671
Rejestracja: śr maja 04, 2005 16:30 pm
Lokalizacja: Kraków

Re: JOHN WILLIAMS - WAR HORSE (2011)

#934 Post autor: Marek Łach » sob sty 14, 2012 13:53 pm

Nie dziwię mu się, ja sam przestaję już wierzyć w Lincolna, trzymają mnie jeszcze Day-Lewis i Williams. :P

Awatar użytkownika
muaddib_dw
Zdobywca Oscara
Posty: 3237
Rejestracja: wt lis 24, 2009 16:40 pm
Lokalizacja: Kargowa

Re: JOHN WILLIAMS - WAR HORSE (2011)

#935 Post autor: muaddib_dw » sob sty 14, 2012 13:54 pm

Ja wieżę w Williamsa :wink:

Awatar użytkownika
Wawrzyniec
Hans Zimmer
Posty: 35046
Rejestracja: sob lip 12, 2008 02:00 am
Kontakt:

Re: JOHN WILLIAMS - WAR HORSE (2011)

#936 Post autor: Wawrzyniec » sob sty 14, 2012 13:56 pm

lis23 pisze:Coś za łatwo się poddajesz, jak na takiego fana Williamsa i Spielberga ;)
Ta zniewaga krwi wymaga. :P :wink: O poddawaniu nie ma mowy. Soundtrack przesłuchałem, nie raz, ale kilka razy. Zapodaję ciągle "No Man's Land" i oburzam się i cisnę rzeczami dookoła siebie, kiedy słyszę zarzuty krytykujące muzykę Williamsa. :P Jedyny problem to mam z tym filmem, do którego od samego początku jego powstawania nie byłem przekonany. :? A teraz po wielu opiniach widzę, że moje obawy były uzasadnione. Pewnie na film się wybiorę, ale ze zdecydowanie większym entuzjazmem chodziłem na filmy Stevena Spielberga.
#WinaHansa #IStandByDaenerys

Awatar użytkownika
lis23
+ Ludvig van Beethoven +
Posty: 14484
Rejestracja: czw lis 12, 2009 03:50 am
Lokalizacja: Sosnowiec

Re: JOHN WILLIAMS - WAR HORSE (2011)

#937 Post autor: lis23 » sob sty 14, 2012 14:03 pm

A ja uważam, że nie należy skreślać żadnego filmu tylko dlatego, że nie podoba on się innym, nie ocenia się książki po okładce. ;)
Tylko On, Williams John ;)
Tylko on, Elton John ;) ;)

Awatar użytkownika
Koper
Ennio Morricone
Posty: 26574
Rejestracja: pn mar 06, 2006 22:16 pm
Lokalizacja: Zielona Góra
Kontakt:

Re: JOHN WILLIAMS - WAR HORSE (2011)

#938 Post autor: Koper » sob sty 14, 2012 14:14 pm

Mystery Man pisze:
Marek Łach pisze:Właśnie to jest całkiem ciekawa scena, bo jako jedna z niewielu w tym filmie mówi o jakimś problemie. ;) A prawie cały film to taka bajka o niczym, rozpisana według schematu wziętego od Bressona czy kogoś innego. :) Inna sprawa, że z tej sceny można było pewnie o wiele więcej wycisnąć, ale na tle ogólnej przeciętności filmu i tak się wybija choćby ideologicznie. A żart spielbergowski z nożycami... no cóż, to nigdy nie miał być poważny dramat, tylko kino familijno-przygodowe :) - co zresztą było błędem w większości opinii i recenzji Williamsa napisanych przed seansem filmu.
Tą scenę na ziemi niczyjej jeszcze przełknąłem, ale najgorsza dla mnie była końcowa aukcja
SPOILER!
Biedy dziad, przebywa niesamowicie długą drogę, przepłaca 3 razy za konia dla biednej wnuczki, wygłasza patetyczną mową, by dwie minuty później oddać go za darmo, no trzymajcie mnie, ale przynajmniej ten akcentowany przez cały film proporczyk ojca wreszcie się do czegoś przydał :wink:
Taaa... Kolejna spielbergowska ckliwość. :) To już miałem nadzieję, że MOŻE BYĆ LEKKI SPOILER chłoptaszek od konia styknie się z tą Francuzeczka, przynajmniej raz losy bohaterów przewijających się wokół konia splotą się ze sobą, a tu nic.
W ogóle problemem tego filmu jest to, że głównym bohaterem jest koń. A ludzie? Rodzinka z Devon znika po pół godziny, by znów pojawić się dopiero w finale. W międzyczasie przewijają się jacyś inni, ale Spielberg kompletnie nie zamierza za bardzo w nich wnikać, albo giną, albo ich losy znikają z fabuły bo papcia Stevena przestają interesować.
Co do tej sceny z uwalnianiem konia... przez moment trochę Spielberg zawędrował w kierunku czegoś w rodzaju znakomitej powieści "Na zachodzie bez zmian" (wątek, gdy główny bohater książki trafia do jakiegoś okopu, czy leja po bombie i znajduje tam umierającego Francuza), niestety jak to Steven, jedynie prześlizgnął się po tym temacie. A szkoda.
No i oczywiście wszyscy w jego filmie gadali po angielsku. Brakowało tylko, aby konie też gadały. :D

Z okołooscarowych filmów zahaczających o tematykę wojenną "Flowers of War" bije 'Konia' na głowę. Coś czuję, że nasze "W ciemności" też.
"Hans Zimmer w tej chwili nic nie potrzebuje. (...) Ciebie też nie potrzebuje." - Paweł Stroiński

Awatar użytkownika
Marek Łach
+ Jerry Goldsmith +
Posty: 5671
Rejestracja: śr maja 04, 2005 16:30 pm
Lokalizacja: Kraków

Re: JOHN WILLIAMS - WAR HORSE (2011)

#939 Post autor: Marek Łach » sob sty 14, 2012 14:20 pm

To że głównym bohaterem jest koń, nie jest jeszcze problemem. W "Na los szczęścia, Baltazarze" Bressona schemat był ten sam, głównym bohaterem był osiołek, który przechodził z rąk do rąk i kolejni ludzcy bohaterowie mieli tylko segmenty, jak u Spielberga. Tylko że tam poruszona była jakaś problematyka (zwłaszcza okrucieństwo ludzi, które dotyka osiołka albo które osiołek "obserwuje"). Poza tym Bresson szedł w pasyjną symbolikę, co dodawało filmowi artyzmu i wyrafinowania. Pomysł wyjściowy War Horse nie jest zły, tylko że ten film nie mówi o niczym poza przygodami konika na wojnie. Najlepszy moim zdaniem wątek to ten z Emilie, głównie przez świetne aktorstwo Arestrupa (poza ckliwym finałem na aukcji) - są tam jakieś emocje, poczucie jakiejś krzywdy. Cała reszta jest letnia i schematyczna, a dało się przez pryzmat perypetii Joeya pokazać całą panoramę emocji i problemów. :(

Awatar użytkownika
Koper
Ennio Morricone
Posty: 26574
Rejestracja: pn mar 06, 2006 22:16 pm
Lokalizacja: Zielona Góra
Kontakt:

Re: JOHN WILLIAMS - WAR HORSE (2011)

#940 Post autor: Koper » sob sty 14, 2012 14:26 pm

Nie mówię, że fakt, że głównym bohaterem nie jest człowiek dyskwalifikuje film. Zresztą, by nie szukać daleko, w zeszłorocznym "Red Dog" głównym bohaterem był teoretycznie pies, wokół którego splatały się losy górników z zachodniej Australii. A film był o niebo ciekawszy fabularnie od dzieła Spielberga, choć oczywiście gatunkowo to zupełnie co innego. Problem konia jako głównego bohatera dotyczy tylko i wyłącznie tego filmu. Bo gdyby cały film był o koniu i tym chłopaczku z Devon to może byłoby z tego choć fajne kino familijne -ten początek na farmie mi się podobał; nie było to głębokie, ale taki sympatyczne, bezpretensjonalne, ładne, sentymentalne kino, a potem sprzedali Joey'a armii i film szlag trafił.
A i jeszcze ta scena ze śmiercią tego oficera, który kupił Joey'a... ROTFL. Dobrze, że strzelec CKMa idealnie strącał z koni Brytyjczyków zwierzętom nie czyniąc żadnej krzywdy :D
"Hans Zimmer w tej chwili nic nie potrzebuje. (...) Ciebie też nie potrzebuje." - Paweł Stroiński

Mefisto

Re: JOHN WILLIAMS - WAR HORSE (2011)

#941 Post autor: Mefisto » sob sty 14, 2012 15:39 pm

muaddib_dw pisze:Ja wieżę w Williamsa :wink:
obie?! :shock:

Templar

Re: JOHN WILLIAMS - WAR HORSE (2011)

#942 Post autor: Templar » sob sty 14, 2012 15:40 pm

Koper pisze:A i jeszcze ta scena ze śmiercią tego oficera, który kupił Joey'a... ROTFL. Dobrze, że strzelec CKMa idealnie strącał z koni Brytyjczyków zwierzętom nie czyniąc żadnej krzywdy :D
Najlepsze, że ten strzelec tak się na niego spojrzał, jakby tamtego już znał albo wypatrzył czapkę - "fajna czapka, też chcę taką mieć" :mrgreen:
lis23 pisze:ja tam nie ufam recenzjom i ocenom innych, np. dwa filmy na których byłem ostatnio w kinie, drugi Sherlock i MI: GP też nie wszystkim się podobają a ja jestem b. zadowolony z obydwu filmów.
No M:I to akurat zbiera wszędzie świetne recenzje - 93% na RT, to Sherlock słabe dostaje - 61%, a War Horse 77%.
lis23 pisze:Heh, gdyby tak " Transformersy " Bay'a były chociażby tak dobre, jak owa " Wojna Światów " ;)
Co Ty ciągle z tym Bay'em? Co my na świecie mamy tylko Spielberga i Bay'a? Jest pełno innych reżyserów, którzy obecnie są lepsi niż Spielberg, a Bay to jakaś popierdółka.

Awatar użytkownika
Koper
Ennio Morricone
Posty: 26574
Rejestracja: pn mar 06, 2006 22:16 pm
Lokalizacja: Zielona Góra
Kontakt:

Re: JOHN WILLIAMS - WAR HORSE (2011)

#943 Post autor: Koper » sob sty 14, 2012 16:13 pm

Templar pisze:Najlepsze, że ten strzelec tak się na niego spojrzał, jakby tamtego już znał
Zważywszy, że wszyscy gadali tam po angielsku (niczym w kosmosie w wersji startrekowej :D), to bardzo możliwe, że się znali. ;) ;)
"Hans Zimmer w tej chwili nic nie potrzebuje. (...) Ciebie też nie potrzebuje." - Paweł Stroiński

Awatar użytkownika
lis23
+ Ludvig van Beethoven +
Posty: 14484
Rejestracja: czw lis 12, 2009 03:50 am
Lokalizacja: Sosnowiec

Re: JOHN WILLIAMS - WAR HORSE (2011)

#944 Post autor: lis23 » sob sty 14, 2012 18:54 pm

Uff ... bardzo dobrze, ze nie słuchałem Waszego jęczenia ;P
film po prostu piękny, wcale nie aż tak ckliwy, jak niektórzy twierdzą, wojna pokazana, moim zdaniem, dobrze, bo z różnej perspektywy, z różnych stron, co prawda, nie mamy tu postaci negatywnych ale zbiorowym negatywnym bohaterem jest wojna, reżyser pokazał, że na wojnie każdy coś stracił: Anglicy, konie, niemieccy dezerterzy, życie, dziadek ( chyba Francuz? ) , zapasy i chyba wnuczkę ( ta kwestia nie jest do końca wyjaśniona ), fajny był też motyw z proporcem ojca i z jego losami, przechodzeniem z rąk do rąk, wraz z Joe'yem, każdy go sobie przywłaszczał, dobrze też, że na końcu mamy scenę bez słów, które są tu zbędne - ogólnie, dobre kino, w stylu, jakiego już nie ma.
Tylko On, Williams John ;)
Tylko on, Elton John ;) ;)

Awatar użytkownika
muaddib_dw
Zdobywca Oscara
Posty: 3237
Rejestracja: wt lis 24, 2009 16:40 pm
Lokalizacja: Kargowa

Re: JOHN WILLIAMS - WAR HORSE (2011)

#945 Post autor: muaddib_dw » sob sty 14, 2012 18:59 pm

lis23 pisze:Uff ... bardzo dobrze, ze nie słuchałem Waszego jęczenia ;P
film po prostu piękny, wcale nie aż tak ckliwy, jak niektórzy twierdzą, wojna pokazana, moim zdaniem, dobrze, bo z różnej perspektywy, z różnych stron, co prawda, nie mamy tu postaci negatywnych ale zbiorowym negatywnym bohaterem jest wojna, reżyser pokazał, że na wojnie każdy coś stracił: Anglicy, konie, niemieccy dezerterzy, życie, dziadek ( chyba Francuz? ) , zapasy i chyba wnuczkę ( ta kwestia nie jest do końca wyjaśniona ), fajny był też motyw z proporcem ojca i z jego losami, przechodzeniem z rąk do rąk, wraz z Joe'yem, każdy go sobie przywłaszczał, dobrze też, że na końcu mamy scenę bez słów, które są tu zbędne - ogólnie, dobre kino, w stylu, jakiego już nie ma.

I ten fortepian przy zachodzącym słońcu :)

ODPOWIEDZ