Jeśli można pozwolę zamienić parę słów i odnieść się do paru wypowiedzi.
Nie za bardzo mam za to zamiar "bronić się" przed trochę już nudnymi zarzutami o fanboystwo. Tym bardziej, że odczuwam pewne deja vu, kiedy to swego czasu Adam próbował mnie przekonać ile to ja naprawdę prac Zimmera, Williamsa, a nawet Kawaia znam, a jakie nie znam.

Przy czym muszę zaznaczyć, że akurat odnośnie tego tematu jestem pozytywnie zaskoczony zachowaniem Adama, który ma idealną okazję na mega bekę i wykorzystanie całego swego potencjału gifów, jakie posiada.
Ale mniejsza o to i jak trzeba to i mogę być mega fanboyem, który zakochał się w muzyce Hansa Zimmera, kiedy po raz pierwszy usłyszał jego "Madagascar" w 2005 roku.
Dlatego też zamiast się bronić, odważę się polemizować trochę z tekstem Marka. Chociaż wiem, że ta polemika skazana jest na porażkę, zważywszy, że mam do czynienia z samym Markiem, który tradycyjnie wykorzystał cały swój potencjał intelektualny, kulturę osobistą, a także prawniczy spryt na napisaniu tekstu mającego na celu raz na zawsze zakończyć tę dyskusję.
Jednak zaryzykuję:
1) Nie mogę się zgodzić ze stwierdzeniem, że Hans Zimmer stoi w miejscu. Może jeżeli chodzi o "Sherlocka Holmesa 2" tak i jest, ale co do odnośnie poprzednich "Batmanów" i "Inception" to się nie zgodzę. Nie wspominając, że nie podoba mi się uważanie "Inception" za jakiś wypadek przy pracy, czy odstępstwo od reguły. Analizując te ostatnie 5-6 lat naprawdę nie widzę większych wpadek. "The Dark Knight" po za może jedną sceną dobrze spisuje się w obrazie. A po za tym jak może ta muzyka kiksować, skoro odbiera się jej miano "muzyki", a nazywa "sounddesignem".

Z tych projektów to co najwyżej "Sherlock Holmes" wydaje się być takim muzycznym dziwolągiem. A po za tym? Krytykowane "Angels & Demons" ja np. bardzo lubię. I tak gdyby Brian Tyler taki score skomponował to byłoby to jego pierwsza płytka jaką bym kupił. Nie jest to zła muzyka, taki typowy przykład sequela. Oczywiście mógł Zimmer więcej nowych rzeczy zapodać, ale w sumie pod względem pomysłu to plasuje się gdzieś na równi, a nawet wyżej od "Conana Destroyera", gdzie Poledouris na zasadzie kopiuj+wklej skopiował muzykę z pierwszej części. Zimmer trochę jednak więcej pozmieniał. A w ogóle to mnie ta dynamiczna wersja "The Da Vinci Code" odpowiada i na pewno lepiej ona spisuje się w filmie od pierwszej części. Mamy oba "Batmany", które dobrze spisują się w obrazie i których jedyną wadą jest to, że nie brzmią jak Danny Eflman. Ciekawe jakby muzyka Eflmana, która owszem jest świetna, brzmiała w uniwersum nolanowskiego Batmana.
Co tam jeszcze mamy? Oczywiście mamy jeszcze "Inception", które akurat ma takiego pecha, że tutaj nie trafiło na podatny grunt.
A czy Zimmer stoi w miejscu? Paweł bardzo ładnie przedstawił różne etapy w karierze Zimmera. I to chyba słychać po samej muzyce i jej stylu, że nie stoi w miejscu. Po prostu teraz obrał styl, który tutaj większości nie odpowiada. A skoro się nie podoba, to znaczy, że stoi w miejscu i się skończył.

Come on, ja pamiętam jeszcze za czasów trzecich "Piratów", że to brzmienie Zimmera robi się już nudne i stoi w miejscu, skończył się, brakuje pomysłów itd. itd. itd. Już wtedy takie zarzuty się pojawiały. I tak też Zimmer obrał taką drogę, jaką obrał. A, że się nie wszystkim podoba to zrozumiałe, ale też nie powodu, aby kogoś kasować i wykreślać.
2) Mój stosunek co do Hornera się jakoś wielce nie zmienił. I dalej wyczekują z ciekawością jego soundtracków. I pewnie jestem w mniejszości, ale dla mnie chwilowy okres pewnej stagnacji, wcale nie wpłynął na aktualny odbiór Hornera. A to, że się lekko naśmiewamy z selfplagiatów toż to nie wynik ostatnich lat. Wystarczy przeanalizować całą twórczość Hornera. Toż to w jego okresie największych sukcesów na początku swej kariery już siebie sam-kopiował "Wolfen-Aliens-Star Trek" itd. Dla mnie Horner nie jest tapeciarzem, ale cóż mogę być w mniejszości, która tak uważamI można sprawdzić dokładnie moje wpisy przed "Avatarem", gdyż z tego co pamiętam, ani tutaj ani na forum soundtracks.pl nie nabijałem się z Hornera, a wręcz przeciwnie byłem pełen nadziei, że to będzie dobry score. . I z takim samym założeniem oczekuję nowych Elfmanów, Newmanów, Shore'ów, Williamsów i jak się oni wszyscy nazywają. Cóż może jestem po prostu naiwnym optymistą w kwestii muzyki filmowej.
3)
Marek Łach pisze:Jeśli ktoś otwarcie daje do zrozumienia, że niektóre projekty robi z przymusu i że mu się nie chce, to nie wiem, może ja jestem jakiś przewrażliwiony, ale dla mnie to brzmi jakby Hans mówił: "Sorry, panie Marku, sorry 100 tysięcy pozostałych słuchaczy, tym razem mam was w dupie, ale jak będziecie grzecznie czekać, to może przy następnej okazji się postaram". No przepraszam, ale takie postępowanie to jest jak dla mnie brak szacunku dla odbiorcy.
Otwarcie

Z tego co pamiętam to prawdę o "Piratach 4" wiemy od Pawła, ale sam nie słyszałem, jak Zimmer otwarcie w wywiadach mówi: ten projekt olałem, ten mi się podobał itd. "Brak szacunku dla odbiorcy"

Hm

Mogę się mylić i to może wynikać z innego pojmowania muzyki filmowej, które naturalnie jeżeli chodzi o moją osobę, może być złe. Ale według mnie w pierwszej linii odbiorcą jest reżyser, producenci, sam film, widzowie, a dopiero na samym końcu osoby kupujące soundtrack. Mówienie o "braku szacunku dla odbiorcy" brzmi zupełnie jakbyśmy zrównoważali kompozytorów muzyki filmowej do zwykłych gwiazd muzyki rozrywkowej.
"Sorry, panie Marku, sorry 100 tysięcy pozostałych słuchaczy, tym razem mam was w dupie, ale jak będziecie grzecznie czekać, to może przy następnej okazji się postaram i dam lepszy koncert(dop. Wawrzyniec)
"Sorry, panie Marku, sorry 100 tysięcy pozostałych słuchaczy, tym razem mam was w dupie, ale jak będziecie grzecznie czekać, to może przy następnej okazji się postaram i nagram lepszą płytę (dop. Wawrzyniec)".
.
Nie uwłaczając i z pełnym szacunkiem, ale to jest trochę rozumowanie w stylu kultowej teorii "Obierania ziemniaków" Adama Krysińskiego. Traktowanie kompozytorów jako gwiazdy muzyki pop, rock, hip-hop, metalu, death-metalu, scandinavian death metalu, gothic metalu, nu-metalu, industrial metalu, black metalu, doom metalu, trash metalu, symphonic metalu itd. itd. itd. Dla mnie kompozytor ma komponować przede wszystkim muzykę dla filmu, a nie dla mnie. Celem kompozytora jest stworzyć dobrą oprawę muzyczną do danego filmu, a nie łechtać swoich fanów i liczyć na platynową płytę.
4)
Mystery Man pisze:Nie ma tu żadnego znaczenia, czy dobrze się bawił, czy był zainspirowany, czy chciał stworzyć coś intrygującego - BO TEGO W OGÓLE NIE SŁYCHAC.
Amen to that.
I z mojej strony mogę przytaknąć lekko główką, a jak nie to nawet uszanować taką opinię, dopóki jeden zły soundtrack, zaznaczam, że nikt z nas nie widział filmu, nie będzie od razu służył jako pretekst to podważania umiejętności danego kompozytora i stawiania go z góry na przegranej pozycji i spisywania na straty. Łatwo napisać o kimś, że się skończył, zapominając, że nie wszystko zawsze się udaje i każdy z nas może mieć gorszy okres w życiu, czy to jest działalność twórcza czy co innego.
Sam jestem fanem piłki nożnej i może niektóre zachowania za bardzo przeniosłem do mych innych zainteresowań. I tak też nie traktuję jednej przegranej jako powód, aby odsunąć się od jakiejś drużyny. Będąc kibicem Borussii Dortmund od ponad już 16 lat, przeżyłem wzloty i upadki, od Mistrzostw, po walki o utrzymanie w lidze, czy widmo bankructwa. Mimo to pozostałem wierny swojej drużynie, wierząc, że będzie lepiej. A też mogłem powiedzieć, że Borussia się skończyła, jak chociażby po fatalnych tegorocznych występach w Lidze Mistrzów i zostać fanem FC Barcelony, gdyż oni i tak wszystko wygrywają.
I tak też gorszy rok w wykonaniu Hansa Zimmera, nie sprawi, że postawię nad nim krzyżyk. A wręcz przeciwnie pełen pozytywnej nadziei będę wyczekiwał "The Dark Knight Rises". Ale wiadomo to można wytłumaczyć jako typowe zachowanie fanboya.
Dziękuję uprzejmie za uwagę.