"Wielki napad na pociąg" - w moim kajecie poprzednie wydanie miało ocenę w granicach 3-3,5. Taki "fun" score, ale na dłuższą metę nic wybitnego na tle Goldsmithowej kariery ani tym bardziej fenomenalnego dla niego okresu przełomu lat 70-ych i 80-ych. Taki soundtrack na goldsmithowskiej zasadzie jednego tematu i stu wariacji. To nowe wydanie Intrady nudzi, tzn. wersja kompletna. Jeszcze te dłuższe utwory, które były w takiej samej lub podobnej formie jakoś się bronią, ale te wszystkie 1,5-minutowe albo kilkunastosekundowe utwory po prostu wybijają ze słuchania, dodatkowo biorąc pod uwagę, że mają zazwyczaj komediowo-zawadiacki charakter. Dlatego DUŻO lepiej słucha się umieszczonego na drugim CD oryginalnego albumu skompilowanego przez Goldsmitha: niecałe 30 minut, same highlighty, dużo mniej ilustracyjności, a przyjemność ze słuchania DUŻO większa.
Jerry chyba jednak miał rację z Townsonem, że wydawał większość swoich ścieżek w przeszłości w wymiarze 30-minutowym (oczywiście, nie biorąc pod uwagę kwestii opłat dla muzyków, które również limitowały czas płyt).
Niektóre soundtracki, jak Legend, Total Recall, Poltergeist zasługują na dłuższe, rozszerzone wydania, ukazaując całą maestrię Goldsmitha, ale czy spora ilość jego dość przeciętnych (choć przeważnie np. ze świetnym tematem) prac na to zasługuje? Mnie ostatnie wydania, tzn. Forever Young, Sleeping With Enemy, Gremliny itd. sromotnie wynudziły. Materiał dodatkowo to był tylko zapchajdziur, który tak naprawdę dużo więcej nie dodawała do poprzednich wydań. W podobnym stopniu można to powiedzieć też o takiej Masadzie...
Oczywiście z drugiej strony jest kwestia, że część z tych pozycji mogła się ponownie pojawić, będąc znowu dostępną, inna sprawa to rynek kolekcjonerski, kompletystów Goldsmitha, remastering, itp.
Ale odstawiając na bok te sprawy, pod względem muzycznym dla mnie są to w pewnym sensie rozczarowania i pokazują, że czasami mniej znaczy więcej...
Mam nadzieję, że ten post nie sprowadzi na mnie atak fanów Jerry'ego
