My się chyba nie do końca rozumiemy w kwestii "promocji".
Adam - nie dalej jak wczoraj pisałeś, że wolisz mieć kilka trochę gorzej wydanych albumów z dobrą muzyką niż pięknie wydany FSM z muzyką, która Cię nie interesuje. No więc przecież o edycjach Tadlow można powiedzieć to samo - abstrahując od tego, że Ciebie Golden Age nie interesuje, przecież Tadlow nie wydaje albumów źle pod względem graficznym czy merytorycznym. Owszem, zdarzają się wpadki (np. koszmarna okładka Alamo), ale ogólnie te booklety SĄ ładne od strony estetycznej. Merytorycznie tym bardziej - rozbudowane opisy, analizy tracków, nie jest to może poziom FSM, ale naprawdę jest co poczytać i czego się dowiedzieć. Tak więc Tadlow wcale pod tym względem nie odbiega od konkurencji (no chyba że ktoś koniecznie musi mieć oryginalną poligrafię z filmu, ale chyba taka okładka Taras Bulby jest lepsza niż cokolwiek, co mogliby wziąć z filmu, nie?).
Paweł - dla mnie w przypadku promocji Golden Age'u przyjmowanie za punkt wyjścia odbiorcy, który dopiero wszedł w filmówkę, jest bez sensu. Naprawdę myślisz, że kogoś kto od pół roku kupił sobie parę płyt Zimmera albo kompilację tematów Williamsa i dopiero zaczyna czuć gatunek, będzie w ogóle obchodziła jakakolwiek nuta spod pióra Rozsy czy Herrmanna? W życiu.

Ja sam zacząłem COKOLWIEK z Golden Age'u słuchać, mając za sobą dobre 5 lat doświadczenia w filmówce. Tadlow jest wytwórnią SPECJALISTYCZNĄ. Promocja Golden Age'u nie jest możliwa w stosunku do szerokiego, mainstreamowego odbiorcy, który skupia się na muzyce współczesnej - wiara, że jest inaczej to naiwność. Promocja Golden Age'u jest możliwa tylko w stosunku do odbiorcy, który jest fascynatem muzyki filmowej, który ma w niej duże doświadczenie i który traktuje ją hobbystycznie. Jeśli przyjąć, że jednym z głównych problemów Golden Age'u jest jakość dźwięku dawnych nagrań, co dla przeciętnego współczesnego słuchacza jest z pewnością upierdliwe, to ścieżka obrana przez Tadlow jest w zasadzie jedyną słuszną. Owszem, można polemizować, że powinni zamiast komplitów wydawać zwięzłe , zgrabne albumy - ale przecież golden-age'owi nowicjusze nie są jedynym targetem. Głównym targetem - nie czarujmy się - są z pewnością ludzie, którzy w tego typu muzyce siedzą od lat, i z jakiego punktu widzenia by nie patrzeć, bardziej sensowne jest nagranie takiego Cyda, Lawrence'a czy Taras Bulby w całości. Tego posiadacze dawnych LP przecież oczekuje. Tym bardziej że większość kupujących umie jednak programować swój odtwarzacz i nie upiera się - jak my mamy to w zwyczaju - że albumu trzeba słuchać od deski do deski.
Promocja Golden Age'u jest skierowana do bardzo specyficznego odbiorcy, który ma już sporo doświadczenia w słuchaniu muzyki filmowej, i to nie takiej z czasów 2000+. Dlatego uważam, że pod tym kątem oferta komplitów Tadlow jak najbardziej spełnia założenia promowania GA.
Co do cen - bądźmy też rozsądni. Jeśli 1 CD Intrady kosztuje przeciętnie prawie 20 dolarów, a 2 CD od 25 do 30 dolarów, to biorąc pod uwagę, że w przypadku Intrady nie mówimy o re-recordingach i całym związanym z nimi przedsięwzięciu logistycznym, to ceny Tadlow - owszem, wysokie - są jednak rozsądne. I na pewno nie są zaporowe, nie przesadzajmy. Nawet jeśli z racji kursu funta mamy tu różnicę jakichś 30% (?), to przecież nie jest to jakaś horrendalna przepaść, nieuzasadniona wydatkami związanymi z nowym nagraniem. Ponownie - nie są to albumy kierowane do klienta, który filmówkę kupuje tylko w promocjach na Gigancie czy Merlinie. To są albumy kierowane do ludzi, którzy na filmówkę wydają dużo kasy, bo tak wygląda kolekcjonerstwo. Muzyka filmowa nigdy nie była tanim hobby!