To co dziekan pisze jest ciekawe - i w sumie dla recenzenta trochę martwiące, bo skoro taki Horner nie przemawia emocjami do współczesnego słuchacza (rozumiem że Ty dziekan zacząłeś przygodę z filmówką już w XXI wieku), to w takim razie jakie w ogóle kryterium dobrać, żeby do tych starszych ścieżek przekonać nowszych odbiorców?
Z drugiej strony wydaje mi się, że dziekan trochę zbyt hmm jednotorowo podchodzi do odbioru muzyki - bo muzyka to nie tylko emocje. I tak w przypadku Raiders nie da się obronić tezy, że ta muzyka jest mniej niż wybitna.

Bo od której strony by nie spojrzeć, technicznie, ilustracyjnie, koncepcyjnie, tematycznie, od każdej strony jest to muzyka na najwyższym światowym poziomie. I w zasadzie krytyka takiej ścieżki jak Raiders jest chyba możliwa tylko z tak czysto subiektywnych pozycji, jak "więź emocjonalna". Mnie to nie przekonuje osobiście, ale tak jak mówiłem - zastanawiam się z tego powodu, jak oceniać to co recenzuję.