O, dopiero teraz, gdy zajrzałem na imdb, zorientowałem się, że tam gra przeurocze stworzenie o nazwisku January Jones.Wawrzyniec pisze:Unknown
CO OSTATNIO OGLĄDALIŚCIE?
- Marek Łach
- + Jerry Goldsmith +
- Posty: 5671
- Rejestracja: śr maja 04, 2005 16:30 pm
- Lokalizacja: Kraków
- Wawrzyniec
- Hans Zimmer
- Posty: 35184
- Rejestracja: sob lip 12, 2008 02:00 am
- Kontakt:
- Marek Łach
- + Jerry Goldsmith +
- Posty: 5671
- Rejestracja: śr maja 04, 2005 16:30 pm
- Lokalizacja: Kraków
The Kids Are All Right
W porządku film, ale mnie nie obszedł. Temat wyjściowy nawet ciekawy, ale potem rozwija się to jakoś bez pomysłu. Fajna rola Ruffalo, ale Benning nominację do Oscara dostała IMO trochę na wyrost. Nominacja do Best Picture to też przesada, no ale tak to jest, jak się ulega wpływom producentów i fanbojów i rozszerza tak ważną kategorię.
Blue Valentine
To dla odmiany jest świetny film. Przede wszystkim zachwycający aktorsko: Michelle Williams to dla mnie objawienie, nie ma drugiej tak błyskotliwej, wnikliwej psychologicznie roli pośród kobitek nominowanych za pierwszy plan. Gosling też świetny, szkoda że ominęła go nominacja (tylko za kogo miałby wskoczyć?). Lubię takie aktorstwo, subtelne ale bogate w emocje i cierpienia - bardziej do mnie przemawia niż szarża Portmanki w Black Swan. Jeśli ktoś lubi niebanalne dramaty obyczajowe to polecam.
W porządku film, ale mnie nie obszedł. Temat wyjściowy nawet ciekawy, ale potem rozwija się to jakoś bez pomysłu. Fajna rola Ruffalo, ale Benning nominację do Oscara dostała IMO trochę na wyrost. Nominacja do Best Picture to też przesada, no ale tak to jest, jak się ulega wpływom producentów i fanbojów i rozszerza tak ważną kategorię.
Blue Valentine
To dla odmiany jest świetny film. Przede wszystkim zachwycający aktorsko: Michelle Williams to dla mnie objawienie, nie ma drugiej tak błyskotliwej, wnikliwej psychologicznie roli pośród kobitek nominowanych za pierwszy plan. Gosling też świetny, szkoda że ominęła go nominacja (tylko za kogo miałby wskoczyć?). Lubię takie aktorstwo, subtelne ale bogate w emocje i cierpienia - bardziej do mnie przemawia niż szarża Portmanki w Black Swan. Jeśli ktoś lubi niebanalne dramaty obyczajowe to polecam.
Wrażenia co do filmów mam podobne, a Michelle Williams dałbym Oscara z miejsca, ale jak sobie trochę pomyślałem nad jej rolą to jest to praktycznie ta sama kreacja co w Brokeback, Synecdoche, Mamucie, czy Wendy and Lucy, postać niezadbana, smutna, samotna, cierpiąca, płacząca. Myślę, że sama nominacja jest tu już sporym wyróżnieniem, szkoda, że to wyróżnienie ominęło Goslinga (za drętwego Eisenberga) jak i sam film (choćby za Kids'ów).
- Marek Łach
- + Jerry Goldsmith +
- Posty: 5671
- Rejestracja: śr maja 04, 2005 16:30 pm
- Lokalizacja: Kraków
W Syne... nie wiem jak to odmienićMarek Łach pisze:Widziałem tylko Brokeback.Do Synekdochy się zbieram od dawna, ale ciągle mnie coś odciąga. Ale za resztą tych filmów się rozejrzę, bo polubiłem Michelle.
Oczywiście Oscara nie wygra, ale będę jej dzisiaj kibicował.
Wczoraj wieczorkiem zobaczyłem sobie Carlosa
- Marek Łach
- + Jerry Goldsmith +
- Posty: 5671
- Rejestracja: śr maja 04, 2005 16:30 pm
- Lokalizacja: Kraków
- Marek Łach
- + Jerry Goldsmith +
- Posty: 5671
- Rejestracja: śr maja 04, 2005 16:30 pm
- Lokalizacja: Kraków
True Grit
Spłynął po mnie ten film. Tak naprawdę nic z niego nie wynika. Pierwsza połowa filmu (która jest zdecydowanie lepsza od drugiej) ma dwie fajne rzeczy: ukazanie protestanckiego wychowania i religijności Mattie (która ciekawie konfrontuje ją z rzeczywistością, no a poza tym Mattie jest bardzo żywiołową postacią, więc jej narracja napędza film na tym etapie) i próba przedstawienia, jak to prawo kiepsko radziło sobie w realiach dzikiego zachodu (o ile w kwestiach handlowych było jeszcze ok, to prawo karne jak widać zupełnie nie ma właściwych instrumentów - wystarczy przekroczyć rzekę i można robić co się żywnie podoba, a sąd nie ma nawet jak zweryfikować, czy Cogburn zabił bandytów w imię prawa czy zamordował ich z zimną krwią). I dopóki w filmie dominuje Mattie, jest całkiem fajnie. Ale potem dziewczę rozmywa się pośród bardzo silnych osobowości Bridgesa i Damona - niby nie znika z ekranu, ale po prostu zostaje zepchnięta na dalszy plan (bo obie te kreacje są bardzo charyzmatyczne). I wtedy niestety film robi się nieciekawy, co więcej na koniec brakuje jakichkolwiek wniosków, dylematów moralnych - przez krucjatę Mattie zginęło jakieś 10 osób, a ona nie poświęca temu nawet jednego przemyślenia (chyba że refleksją filmu jest to, że protestanci z zasady "don't give a damn"
). Więc o ile na początku filmu perspektywa dziewczynki jest świeża i zapowiada ciekawe rozwinięcie, to pod koniec film zamienia się w strzelankę dla chłopców. Nuda, nie nominowałbym tego ani do Best Picture, ani Coenów za reżyserię (faktycznie Nolan powinien zamiast nich dostać). Zdjęcia Deakinsa też mnie nie przekonują (porównajcie ziemiste kadry Elswita w There Will Be Blood, toż to przepaść). Za to aktorstwo rzeczywiście świetne. A tak to opowiastka na niedzielny przedpołudniowy blok westernowy - jest trochę fajnego humoru, parę fajnych "coenizmów", ale kilka dowcipnych tekstów nie tworzy dobrego filmu, można je sobie co najwyżej potem w towarzystwie poopowiadać. 5/10.
Spłynął po mnie ten film. Tak naprawdę nic z niego nie wynika. Pierwsza połowa filmu (która jest zdecydowanie lepsza od drugiej) ma dwie fajne rzeczy: ukazanie protestanckiego wychowania i religijności Mattie (która ciekawie konfrontuje ją z rzeczywistością, no a poza tym Mattie jest bardzo żywiołową postacią, więc jej narracja napędza film na tym etapie) i próba przedstawienia, jak to prawo kiepsko radziło sobie w realiach dzikiego zachodu (o ile w kwestiach handlowych było jeszcze ok, to prawo karne jak widać zupełnie nie ma właściwych instrumentów - wystarczy przekroczyć rzekę i można robić co się żywnie podoba, a sąd nie ma nawet jak zweryfikować, czy Cogburn zabił bandytów w imię prawa czy zamordował ich z zimną krwią). I dopóki w filmie dominuje Mattie, jest całkiem fajnie. Ale potem dziewczę rozmywa się pośród bardzo silnych osobowości Bridgesa i Damona - niby nie znika z ekranu, ale po prostu zostaje zepchnięta na dalszy plan (bo obie te kreacje są bardzo charyzmatyczne). I wtedy niestety film robi się nieciekawy, co więcej na koniec brakuje jakichkolwiek wniosków, dylematów moralnych - przez krucjatę Mattie zginęło jakieś 10 osób, a ona nie poświęca temu nawet jednego przemyślenia (chyba że refleksją filmu jest to, że protestanci z zasady "don't give a damn"
-
Turek
- nadszyszkownik Kilkujadek
- Nominowany do Emmy
- Posty: 1598
- Rejestracja: wt sty 19, 2010 16:47 pm
- Lokalizacja: ziemie odzyskane
Tropa de Elite 2 (Elitarni 2)
Kontynuacja , która przeczy tezie, że sequel musi być gorszy od pierwowzoru. Naprawdę świetne kino brazylijskie. Film brutalny, mocny, który daje kopa i zmusza do myślenia. Do tego bardzo dobrze zagrany i ze świetną narracją (przynajmniej , jak dla mnie), a Wagner Moura w roli
pułkownika Nascimento po prostu wymiata.
Kontynuacja , która przeczy tezie, że sequel musi być gorszy od pierwowzoru. Naprawdę świetne kino brazylijskie. Film brutalny, mocny, który daje kopa i zmusza do myślenia. Do tego bardzo dobrze zagrany i ze świetną narracją (przynajmniej , jak dla mnie), a Wagner Moura w roli
pułkownika Nascimento po prostu wymiata.
-
bladerunner
nadszyszkownik Kilkujadek pisze:Tropa de Elite 2 (Elitarni 2)
Kontynuacja , która przeczy tezie, że sequel musi być gorszy od pierwowzoru. Naprawdę świetne kino brazylijskie. Film brutalny, mocny, który daje kopa i zmusza do myślenia. Do tego bardzo dobrze zagrany i ze świetną narracją (przynajmniej , jak dla mnie), a Wagner Moura w roli
pułkownika Nascimento po prostu wymiata.
- nadszyszkownik Kilkujadek
- Nominowany do Emmy
- Posty: 1598
- Rejestracja: wt sty 19, 2010 16:47 pm
- Lokalizacja: ziemie odzyskane