Extremely Loud & Incredibly Close
Re: Wyczekiwane score'y
Już się tak nie podlizuj.
- Wawrzyniec
- Hans Zimmer
- Posty: 34878
- Rejestracja: sob lip 12, 2008 02:00 am
- Kontakt:
Re: Extremely Loud & Incredibly Close
Rozumiem solidarność między fanbojboską, ale już się tak nie podlizuj.hp_gof pisze:I <3 Marek Łach! Że też Ci się chciało mu odpisywać



Dobra do konkretów i postu Marka.
Na wstępie chciałbym podziękować Markowi, że odpisał. Na tym polega dyskusja. Trochę szkoda, że parę osób, których dzieciak też irytował nie zechciało wspomóc mi dyskusji. Ale dobrze, jestem w stanie sobie sam poradzić, gdyż jestem przekonany do swoich racji. Co też oznacza, że niestety Drogi Marku nie mogę się zgodzić z tym co napisałeś i Twoja linia obrony mnie niestety, nie przekonała.

Oczywiście wykorzystałeś swój talent do ładnego i inteligentnego pisania, ale z wnioskami do jakich doszedłeś się zgodzić nie mogę. Ja oczywiście sam nie użyję tak pięknych i mądrych słów, tym bardziej, że jak myślę o Oskarze Schellu to mi skacze ciśnienie, ale postaram się odpisać i odeprzeć postawione mi zarzuty:
Zarzucasz mi, że nie rozumiem kina obyczajowego. OK, w takim razie ExLo&InClo każesz mi traktować jako kino obyczajowe takie na serio? I tu już mamy problem, ale ExLo&InClo wcale takim filmem nie jest. Nie chodzi wcale, aby od razu akcja działa się na Śląsku i tyczyła się rodziny emerytowanego górnika, z umierającą na raka żoną i córką zajmującą się prostytucją, która zaraziła się AIDS. Film od samego początku także za sprawą zdjęć wprowadza nas w trochę w odrealniony Nowy Jork. Naprawdę mieszkańcy tego miasta są aż tak mili i wyrozumiali? Naprawdę skoro to poważny film psychologiczno-obyczajowy-poważno-dramatyczny, to mamy uwierzyć w historię dzieciaka przechadzającego się po mieście w poszukiwaniu właściciela klucza, czy też drzwi, które można odtworzyć? Przecież już ta cała historia brzmi bajkowo i nie każe mi jej traktować na 101% serio. Tym bardziej jeżeli bawimy się w taki realistyczny dramat psychologiczno obyczajowy, to prawda jest taka, że poszukiwania Oskara skończyłyby się na paru ulicach, spotkaniem z grupą "czarnych". Nowy Jork to nie Sandomierz Ojca Mateusza. Przepraszam ale skoro ponoć mamy DOBRZE NAPISANEGO BOHATERA KINA PSYCHOLOGICZNEGO (nie wiem czemu to się pisze z dużej litery?

Zarzuca się mi infantylne rozumowanie. Ale przecież cała historia tego filmu wychodzi w sumie na infantylną. Po znalezieniu właściciela klucza, tamta para się godzi, chłopak znajdują tę którąś tam dzielnicę, w karteczce, która cudem przetrwała taki czas na huśtawce w Central Parku, który jak wiemy jest bardzo rzadko przez ludzi uczęszczany. Plus wątek z chodzeniem po mieście, zaginiony dziadek itd. I ta nad moimi opiniami należy ręce załamać? Please.

Jeżeli zaś się bawimy DOBRZE NAPISANEGO BOHATERA KINA PSYCHOLOGICZNEGO, to w takim razie nie dajemy takiego infantylnego zakończenia. Tylko wtedy matka nie mogąc znieść swojego synka skurwysynka przedawkowuje środki uspokajające, a tajemniczy klucz okazuje się być od drugiego mieszkania ojca, o którym nikomu nie mówił, a tajemniczy Black okazuje się być skrytym kochankiem ojca, z którym to spotykali się w tym mieszkaniu. A i wtedy też skoro dzieciak życzy matce śmierci (dwa razy, aby to lepiej usłyszała - też rzecz raczej nienormalna, gdyż zwykle po wypowiedzeniu takich słów, człowiek dziecko wiedząc o ich sile nie powtarza ich, chyba że jest się skończonym podłym draniem), to wtedy ta nie odpowiada "ja wiem", tylko przynajmniej uderza dzieciaka w twarz.
Ale tak się nie stało. I tak też długo po napisach końcowych z piękną muzyczką Desplata, nie wiedziałem, co ja tak właściwie oglądnąłem? Czy to miało być smutne? Czy to miało być ciepłe? Czy miało to być krzepiące? Co chciał mi ten film powiedzieć? Co chciał mi przekazać?
Kolejna ważna rzecz: Drogi Marku, Ty wiesz, że ja Ciebie bardzo szanuję i stawiam Ciebie bardzo wysoko na liście top recenzentów muzyki filmowej w Polsce. Może nie tak wysoko jak Babucha, ale jesteś w TOP 5



Wnerwiającą przemądrzałą postać Oskara starach się tłumaczyć, jako dobrze zarysowaną, skomplikowaną postać kina psychologicznego. Otóż nie, ta postać dla mnie jest słabo zarysowana. Twórcy nie mówią nam o niej wiele, ale dobrze bawmy się w tajemniczą postać, bez osobowości, to i tak rysuje nam się obraz aroganckiego, rozwianego emocjonalnie dzieciaka. Ale przez utratę ojca? Raczej nie, co film pokazuje on już wcześniej takim był. Wiem, że bolączką Hollywood jest tłumaczenie wszystkiego i każdych zachowań.Ale naprawdę Oskar zdaje się być osobą z problemami, tylko jakie to są problemy tak naprawdę nie do końca wiemy. Było wiele filmów obyczajowych o niesfornych dzieciakach. O dzieciach z problemami, o chorych dzieciach itd. Sam miałem nawet okazję przez trzy dni pomagać koleżance jako wolontariat w jednym z takich ośrodków z dzieciakami i młodzieżą, spora z niej z rodzin imigrantów. Oj, było to ciężkie i ona sama zrezygnowała po pół roku. Mniejsza o to. W każdym razie w tych wielu filmach i w życiu codziennym, w młodości, w wieku średnim, teraz na starość, nie spotkałem się z takim przypadkiem jak Oskar Schell.

I na koniec. Choć każesz postrzegać takie filmy inaczej. I uważasz, że kibicowanie utożsamianie się z postaciami, próba ich zrozumienia jest tylko dla filmów Camerona, Nolana i serii "Twilight", to jednak nie uwierzę, że Ty oglądając filmy nic nie czujesz? A jeżeli tak naprawdę jest to jak to robisz, że reagujesz niewzruszony na zachowania bohaterów na ekranie?
Widzisz jak tak nie potrafię i dlatego też jedyne z czym mi się ExL&InClo kojarzy to z okropnym głównym bohaterem. I rozumiem, że takie kojarzenie jest złe. I ja jestem świadom, że wiadomo użytkownicy IMDb czy RottenTomatoes nie dość, że są Nerdami to jeszcze amerykańskimi i maja popcorn zamiast mózgu, a więc są żadnym wyznacznikiem. Ale naprawdę radzę przeczytać komentarze, opinie na filmowych forach, tak z łaskawości. Zobaczysz, że co drugi post, tyczy się: "irritating kid", "annoying kid", "horrible kid", itd. Dyskusje się tyczą głównie tej postaci. I choć to marne pocieszenie to jednak fajnie, że sporo osób podziela moje zdanie i ocenia nisko ten film przez okropnego głównego bohatera, gdyż takim właśnie on jest.
Mimo wszystko, choć potrafisz podejść do tego wszystkiego bardzo spokojnie, z wyważonymi reakcjami i dokładnie wszystko analizujesz, to dalej nie uwierzę, że chociaż przez ułamek sekundy nic nie czułeś? I tak też Twoja opinia pozostaje wciąż tajemnicą o ile taka w ogóle istnieje?
Ja napisałem co sądzę o Oskarze Schellu. Ale tego od Ciebie nie usłyszałem. I nie wiem, czy usłyszę? Czy usłyszę co Ty Drogi Marku sądzisz o Oskarze Schellu

Ufff, na razie to chyba byłoby na tyle. Wszelkich zarzutów, proszę nie traktować osobiście i pamiętać o dozgonnym szacunku. Dziękuję uprzejmie za dyskusję, a za wszystko inne najmocniej przepraszam.
Z wyrazami szacunku.
Wawrzyniec.

#WinaHansa #IStandByDaenerys
Re: Extremely Loud & Incredibly Close
Jeśli Thomas Horn grający Oscara wywiera na Wawrzyńcu aż takie emocje to znaczy, że młody będzie dobrym aktorem 

- Marek Łach
- + Jerry Goldsmith +
- Posty: 5671
- Rejestracja: śr maja 04, 2005 16:30 pm
- Lokalizacja: Kraków
Re: Extremely Loud & Incredibly Close
Długi post Wawrzyńca, nie odpowiem na razie na wszystko. 
Nie zgadzam się z tym, by z uwagi na "bajkową" historię odbierać temu filmowi określenie "psychologiczny". Moim zdaniem jedno z drugim się w tym przypadku absolutnie nie gryzie. Oczywiście nie jest to psychologizowanie na miarę dajmy na to Hanekego, film Daldry'ego jest raczej dramatem obyczajowym dostosowanym do standardów kina amerykańskiego, ale sama historia poszukiwań, jak nieprawdopodobna by nie była, wcale nie sprawia, że Oscar jest mniej kompleksowo rozpisaną postacią pod względem psychologicznym i emocjonalnym. Wręcz przeciwnie, powiedziałbym że właśnie przy pomocy tych nietypowych sytuacji Daldry eksponuje pewne cechy jego charakteru, które mogłyby nam umknąć. Oczywiście można polemizować z tym, na ile te chwyty są artystycznie wartościowe, no ale jak na kino amerykańskie sprawdzają się nieźle. Twoja teza, że realistyczna analiza psychologiczna musi występować jednocześnie z realistycznym odwzorowaniem rzeczywistości nie jest moim zdaniem trafiona - co wielokrotnie pokazywało już kino w przeszłości (co bardziej odjechane filmy Bergmana czy Antonioniego, w których dziwaczne, absurdalne czy abstrakcyjne sytuacje towarzyszyły głębokim rozważaniom psychologicznym).
Zakończenie filmu jest kiczowate, zgadzam się (w czym niestety pomaga Desplat), ale Twoje propozycje rozwiązania finalnych relacji są równie tendencyjne.
Nie potrzeba tworzyć wielkich dramatów, samobójstw, tajemnych romansów, bicia po twarzy, żeby rozwiązać napięcie między bohaterami. Rozwiązanie wątku matki i Oscara z założenia nie jest złe, bo nie takie rzeczy ludzie sobie (a w szczególności dzieciom) wybaczają - szkoda tylko że jest podlane hollywoodzkim, ckliwym sosem. Finał o takim samym znaczeniu można by nakręcić przy użyciu bardziej ambitnych środków.
Co do bohatera - we mnie Oscar nie wywołuje ani wyjątkowej sympatii, ani irytacji. Tylko że ja nie oglądam tego filmu przez pryzmat zagadki i poszukiwań i ciekawości, gdzie też kluczyk będzie pasował. W taki sposób oglądam Indianę Jonesa i o nim mogę powiedzieć, że cieszy się moją sympatią.
Ja EC&IC oglądam przez pryzmat postawy Oscara i jego reakcji na otoczenie, więc nie muszę z nim ani sympatyzować ani go nienawidzić. Mogę mu co najwyżej po ludzku współczuć, że znalazł się w tak trudnej sytuacji i nie może sobie z nią poradzić. A gdy oglądam film, to kieruje mną ciekawość związana nie z tym, czy Oscar wykona swojego questa, tylko ciekawość co też siedzi w jego głowie.
Ogólnie uważam, że całe Twoje pretensje względem Oscara wynikają z tego, że stworzyłeś sobie jakiś idealny obraz młodego człowieka, do którego dopasowujesz Oscara, a ten za nic nie chce się tam wpasować, bo wychodzi poza przyjęte przez Ciebie kryteria.

Nie zgadzam się z tym, by z uwagi na "bajkową" historię odbierać temu filmowi określenie "psychologiczny". Moim zdaniem jedno z drugim się w tym przypadku absolutnie nie gryzie. Oczywiście nie jest to psychologizowanie na miarę dajmy na to Hanekego, film Daldry'ego jest raczej dramatem obyczajowym dostosowanym do standardów kina amerykańskiego, ale sama historia poszukiwań, jak nieprawdopodobna by nie była, wcale nie sprawia, że Oscar jest mniej kompleksowo rozpisaną postacią pod względem psychologicznym i emocjonalnym. Wręcz przeciwnie, powiedziałbym że właśnie przy pomocy tych nietypowych sytuacji Daldry eksponuje pewne cechy jego charakteru, które mogłyby nam umknąć. Oczywiście można polemizować z tym, na ile te chwyty są artystycznie wartościowe, no ale jak na kino amerykańskie sprawdzają się nieźle. Twoja teza, że realistyczna analiza psychologiczna musi występować jednocześnie z realistycznym odwzorowaniem rzeczywistości nie jest moim zdaniem trafiona - co wielokrotnie pokazywało już kino w przeszłości (co bardziej odjechane filmy Bergmana czy Antonioniego, w których dziwaczne, absurdalne czy abstrakcyjne sytuacje towarzyszyły głębokim rozważaniom psychologicznym).
Zakończenie filmu jest kiczowate, zgadzam się (w czym niestety pomaga Desplat), ale Twoje propozycje rozwiązania finalnych relacji są równie tendencyjne.

Co do bohatera - we mnie Oscar nie wywołuje ani wyjątkowej sympatii, ani irytacji. Tylko że ja nie oglądam tego filmu przez pryzmat zagadki i poszukiwań i ciekawości, gdzie też kluczyk będzie pasował. W taki sposób oglądam Indianę Jonesa i o nim mogę powiedzieć, że cieszy się moją sympatią.

Ogólnie uważam, że całe Twoje pretensje względem Oscara wynikają z tego, że stworzyłeś sobie jakiś idealny obraz młodego człowieka, do którego dopasowujesz Oscara, a ten za nic nie chce się tam wpasować, bo wychodzi poza przyjęte przez Ciebie kryteria.

- Wawrzyniec
- Hans Zimmer
- Posty: 34878
- Rejestracja: sob lip 12, 2008 02:00 am
- Kontakt:
Re: Extremely Loud & Incredibly Close


Nie wychodziłbym jednak z porównywaniem do Bergmana, sama obecność von Sydowa nie wystarczy.


Naprawdę nie mogę wyjść z podziwu jak chłodno potrafisz podejść do filmu i jak taki osobnik jak Oscar potrafi nie wywołać u Ciebie żadnych emocji. I znowu twierdzisz, że film mi się nie podobał, gdyż skoncentrowałem się na bohaterze i jego zadaniach z zagadką? Najmocniej przepraszam, ale wszak w sporej części na tym jest oparta ta historia. I nie twierdzę, że musi być Indianą Jonesem... Brrr... W ogóle nie zestawiajmy Oskara Schella i Indiany Jonesa w jednym rzędzie, gdyż Indy to mój bohater z dzieciństwa i miejmy dla niego trochę szacunku.


I tu nawet nie chodzi, że posiadam jakiś idealny obraz dzieci. Choć co prawda po oglądnięciu tego filmu, jakieś plany na potomstwo całkowicie odrzuciłem.



I nie podoba mi się to, że przed oglądaniem filmu muszę się specjalnie przygotowywać na zasadzie: OK, blockbuster, to muszę mieć popcorn, dramat obyczajowy oj to muszę być wyrozumiały i się dziesiękrotnie zastanowić zanim ocenię jaką postać. Czy dlatego, że ten film jest DRAMATEM OBYCZAJOWO-PSYCHOLOGICZNYM, to nie może on mi się podobać przez postać głównego bohatera? Jak wspomniałem, kupiłbym całą tę historię, doceniłbym wszystko, gdyby nie ten okropny dzieciak. I jak wspomniałem, choć są to amerykańscy Nerdowie i w ogóle Amerykanie, ludzie co mają popcorn zamiast mózgu, a więc wszystko drugie kategorie widzów, ale jak czytam opinie o tym filmie, to jakieś 2/3 osób nie podobał się przez głównego bohatera. Czy naprawdę muszę zaglądać we wnętrze tej skomplikowanej osobistości, choć dla mnie jest to równie bezpiecznie i przyjemne co zaglądanie do wnętrza Antychrysta? Aby dopiero wtedy wyrazić swoją opinię? Czy naprawdę oglądając film, czy też będąc przy napisach końcowych nie mogę powiedzieć: "Rety, ale ten dzieciak był okropny!"?
Nie zamierzam do tego filmu wracać przez Oskara Schella. Nie chcę go znowu widzieć, ani słyszeć. A więc nie chcę wracać do tego filmu. Przez tę postać seans mi się strasznie nie podobał. I nie chodzi, żeby mi było miło seansie. Oglądałem "Grobowiec Świetlików" i "Jin-Ro", gdzie po obu seansach cała energia życia ze mnie uszła i przez kilka tygodni byłem w depresji.
Po seansie "ExLo&InClo" ja czułem się osobiście przez tego dzieciaka spoliczkowany.
Widzisz i znowu na samą myśl o Oskarze Schellu rozpisuję się w nieskończoność. Mam nadzieję, że podczas FMFu nie będziemy musieli o nim rozmawiać, gdyż mam ochotę miło spędzić ten czas.

A na zakończenie, to muszę przyznać Drogi Marku, że będziesz bardzo wyrozumiałym ojcem. Nie wiem czy aż nie za bardzo? Ale jak dzieciaki będą wchodzić Tobie na głowie, to pamiętaj o tym co ja mówiłem o Oskarze Schellu.

#WinaHansa #IStandByDaenerys