
nowy Arnold w tych ledwie 20 minutach score'u jakie są na soundtracku ma trzy razy więcej charyzmy i świeżości niż w całej trzeciej Narnii. Są i gitarki elektryczne, jest specyficzny amerykański bluegrass, są perkusje. Najlepsza jest jednak końcówka score'u, ostatnie trzy utwory, gdzie Arnoldowi udaje się uzyskać szczyptę muzyczno-filmowej magii a na dodatek, podejrzewam, udanie składa hołd samemu Williamsowi i zakończeniu "E.T". Szczególnie finałowe 'Goodbye' napisane jest na orkiestrowy, romantyczny rozmach (plus chór) i zakończone nawet typowymi dla Williamsa fanfarkami
