Ale co Ty gadasz, lata 1982-1998 mają całkiem dobre oceny na filmmusicMystery Man pisze:Szkoda tylko, że tak udany okres Hornera, zostanie na łamach fm.pl tak olany, ale zawsze pozostaje nam na pocieszenie filmtracks.com

Ale co Ty gadasz, lata 1982-1998 mają całkiem dobre oceny na filmmusicMystery Man pisze:Szkoda tylko, że tak udany okres Hornera, zostanie na łamach fm.pl tak olany, ale zawsze pozostaje nam na pocieszenie filmtracks.com
Zawsze możesz zdać pełniejszą relację tutaj, chętnie poczytamyGhostek pisze:Z kolei jakbym ja wziął sprawę w swoje ręce ktoś mógłby się przyczepić za idealizowanie najnowszych wyczynów Jamesa.
Swoją drogą słucham właśnie FGG. I tak jak sądziłem, sample niewiele mówią o całości, która dosłownie płynie i żyje swoim życiem.
Żeby znów krzyczeli, że chcę poprawiać rzeczywistość jak to miało miejsce w przypadku Battle: LA? Dziękuję, postojęAdam pisze:walnij alternatywną reckestop hejterom
Adam pisze:Battle LA lepsze
Nie bardzo przebiegłości i intelekcie. Widzisz, problem FGG polega na tym, że do języka Hornera nie wnosi zupełnie nic, a zawsze coś takiego było. Popatrzmy na Enemy at the Gates. Takiego klimatu u Hornera (i w ogóle działania klimatem samym w sobie, a nie tylko tematyką!) wcześniej nie było. Avatar wniósł zupełnie nowe brzmienie u Hornera i niesłyszaną wcześniej relację elektronika-orkiestra. Co jest nowego w For Greater Glory? Jak rozwalisz ten score na czynniki pierwsze, wszystko to wcześniej słyszane klisze. Tutaj nie ma NIC oryginalnego.Ghostek pisze:Z kolei jakbym ja wziął sprawę w swoje ręce ktoś mógłby się przyczepić za idealizowanie najnowszych wyczynów Jamesa.
Swoją drogą słucham właśnie FGG. I tak jak sądziłem, sample niewiele mówią o całości, która dosłownie płynie i żyje swoim życiem.
Autoplagiaty? Drażnią trochę, ale nie skreślają ścieżki na dzień dobry. Jak ktoś umie sprzedać ten sam produkt po raz n-ty to tylko świadczy o jego niezwykłej przebiegłości i intelekcie. A tego grubej większości współczesnych kompozytorów filmówki jadących po klasykach niestety brakuje.
Paweł Stroiński pisze:
Nie bardzo przebiegłości i intelekcie. Widzisz, problem FGG polega na tym, że do języka Hornera nie wnosi zupełnie nic, a zawsze coś takiego było. Popatrzmy na Enemy at the Gates. Takiego klimatu u Hornera (i w ogóle działania klimatem samym w sobie, a nie tylko tematyką!) wcześniej nie było. Avatar wniósł zupełnie nowe brzmienie u Hornera i niesłyszaną wcześniej relację elektronika-orkiestra. Co jest nowego w For Greater Glory? Jak rozwalisz ten score na czynniki pierwsze, wszystko to wcześniej słyszane klisze. Tutaj nie ma NIC oryginalnego.
A gitary brzmią jak Zorro nie tylko dlatego, że to Horner, ale dlatego, że to Horner w świecie latynoskim. Kolejna klisza.
I o to chodzi...lis23 pisze: Tylko kto powiedział, że FGG ma wnieść coś nowego do dorobku Hornera?
jak dla mnie to od początku było planowane jako taka kwintesencja Hornera, tego sobie chyba życzył reżyser.