Pierwszy odsłuch - i od razu wrażenie, że to najbardziej skomplikowany Trek w wykonaniu Giacchino. Drewienko, walczyki, masa underscore... cuda wianki... Kulturka i koloryt pełną gębą.

2 i 3 track jakby wyrwany z repertuaru Hornera.
Pierd**nięcia też nie brakuje, ale troche na nie trzeba sobie będzie poczekać, bo pierwsza połowa płyty stoi pod znakiem jakiegoś dziwnego marazmu chyba tutaj właśnie działać będzie te zapowiadane zmęczenie załogi długoletnią misją. Za to druga odsłona krążka skutecznie to rehabilituje.
Aczkolwiek jeżeli chodzi o samą akcję, to cofa ona nas niejako do przeszłości Giacchino - tego nawalającego w gary młodzika, który jara się chaosem i pierdylnięciem. Nie wiem, może się to jakoś ułoży po kilku odsłuchach, ale więcej highlightów dało się wyszukać w poprzednich pracach Majleka spod znaku ST.
A płytka trwa zaskakujące 61 minut. Mam więc obawy o jakość tego zapowiadanego Deluxa - szczególnie w kontekście nikłej przebojowości całego Beyond.
