bardzo fajny temat

Zgodzę się co do E.T. - gdyby nie Escape / ... oraz finał nie byłoby tam do czego wracać.
Z Williamsa jeszcze wymieniłbym Geishę, Schindlera, Ryana, Prochy Angeli oraz Supermana. Bynajmniej nie chcę przez to powiedzieć, że to złe prace, bo są w większości bardzo dobre. Ale dla mnie to tytuły, gdzie warto znać jedynie temat przewodni, tudzież suitę/end credits czy coś w tym rodzaju (w Supermanie jeszcze Love Theme), bo często stanowią one główną lub nawet jedyną atrakcję płyty, a całość znacznie lepiej wypadając w filmie, poza nim zwyczajnie męcząc i wystawiając słuchacza na dużą próbę (jak w przypadku Supermana właśnie, gdzie jakieś 2-płytowe complety to dla mnie istny kosmos); albo też na tymże temacie opiera się cała reszta partytury, ergo bardzo, bardzo rzadko poświęcam czas na całe płyty z tych filmów.
Nie zgodzę się natomiast z Hookiem, w którym za każdym razem odkrywam coś nowego - bez kitu jedna z najbogatszych i najbardziej pomysłowych prac Johna, nie do przecenienia.
Z innych tytułów nie rajcuje mnie w ogóle zimmerowski Dom Dusz, Last Days, które jest zwyczajnie nudne jak jasny pierun, a także większość jego komedyjkowych prac, które są z reguły urocze, ale niespecjalnie angażujące.
Nie jestem też fanem kultu Predatora - dla mnie jeden temat i piosenka. Podobnie mam też z Tangerine Dream - jedynie Thief mnie porywa, reszta po temacie i po sprawie.
Z Goldenthala nie jara mnie Wywiad z Wampirem, choć mam momenty, a z Final Fantasy słucham właściwie tylko Lary Fabian
Jerry Goldsmith: The Omen / The Wind and The Lion / pierwszy Rambo / King Solomon's Mines / Papillon / Patton / Powder / Bad Girls / Alien - to samo, czyli w większości wracam do pojedyńczych tematów, z reguły Main Titles lub jakieś Love Theme, a niektóre są dla mnie kompletnie bez znaczenia poza filmem (Patton i Obcy). W ogóle Goldsmith większość swoich prac okrasza przede wszystkim niesamowitym tematem, a z resztą bywa różnie.
Poledouris i jego Robocop - temat główny klasa sama w sobie, ale wszystkie albumy oficjalne do pierwszego filmu to jakaś porażka (zresztą w samym filmie także był on zmarginalizowany, dopiero w kolejnych odsłonach i serialu zyskał należyte miejsce). Nie sikam też pod siebie gdy słyszę The Hunt for Red October, a Starship Troopers to dla mnie tylko i wyłącznie rewelacyjne Klendathu Drop.
Morricone: Misja jest mi kompletnie obojętna jako całość, do Cinema Paradiso mam sentyment jedynie przez film, a takie tytuły jak Novocento i Queimada wywołują u mnie wzruszenie ramion.
Horner - w sumie dużo by wymieniać, ale chyba Willow i Commando to największe megakulty, w obu przypadkach słucham jedynie tematu głównego, bo reszta jest zwyczajnie nudna lub monotonna. Do jego Star Treków też wracam od wielkiego dzwonu.
i last but not least... uwaga, uwaga!
Batmany i Spider-Many Elfmana
W pierwszych przypadkach posiłkuję się głównie utworami otwierającymi (a raczej w pierwszym, bo Batman Returns uważam za dalece bardziej interesujący, a to za sprawą tematów Pingwina i Seliny) i finałami, a do pająków w ogóle nie wracam. Z jego nowszych praca totalnie spływa po mnie natomiast S.O.P. i Milk.
Na razie styknie.