OK, Ty jesteś tu ekspertemMarek Łach pisze:Myślę, że nie tylko.![]()

Marek Łach pisze:A co rozumiesz przez inteligencję muzyki?
Przyznam szczerze, że mnie trochę zabiłeś tym pytaniem




OK, rozumiem o co Ci chodziłoMarek Łach pisze:Batmana - ze względu na duże nowatorstwo i odwagę. Poza Goldenthalem i Davisem w ostatnich 20 latach chyba nikt nie napisał tak awangardowej, postmodernistycznej muzyki do - pamiętajmy - komercyjnego blockbustera. Oczywiście Sommersby to też dobry przykład, ale mimo wszystko trochę mniej eksperymentatorski (w tym ujęciu, w jakim wyrażałem wątpliwości co do Howarda). Akurat Sommersby - wydaje mi się - jest jeszcze ścieżką, której po dramacie tego typu można by się spodziewać. Oczywiście lepszą niż 99,9% innych ścieżek dramatycznych, ale jednak niosącą pewne piętno "gatunkowości". TTRL to już inna bajka, łamiąca schematy i w ogóle idąca na przekór klasycznej muzyce filmowej; no a Batman jak wspomniałem, to jazda bez trzymanki, na którą przy takim projekcie mógł wpaść tylko ktoś, kto myśli zupełnie niekonwencjonalnie o muzyce filmowej.




Być może. Ale czy taki Zimmer na takowego (jednorazowo oprócz Malicka + Scotta) trafił? Proszę, nie podawajcie tylko przykładu NolanaMarek Łach pisze:Chodzi mi o to, że nie oczekuję po Howardzie arcydzieła, które przełamywałoby bariery gatunkowe. Muzyki, której nie spodziewalibyśmy się w dramacie, filmie wojennym, filmie przygodowym. Howard oczywiście jest w stanie napisać wybitną muzykę gatunkową (która z założenia nie jest oczywiście czymś gorszym) - ale wydaje mi się, że mimo wszystko jest to pewne ograniczenie. Choć może po prostu nie trafił jeszcze na odpowiedniego reżysera.


Hmmm... tylko dla kogo miałoby to znaczenie? Dla zwykłych oglądaczy filmów? Bo nie sądzę by dla fanów muzyki filmowej, którzy i tak swoje wiedzą. Zapytaj się Mefista czy Althazana, czy dla nich znaczenie ma to, że Howard nie ma giga-hitów na koncie?Wawrzyniec pisze:I w sumie Tomek twierdzi, że nie ważne czy film dobry, ważne aby była muzyka dobra. Nie do końca tak uważamHowardowi na pewno przydałby się tak wybitny, czy też charakterystyczny film, który każdy zna i kojarzy Williamsa wiele filmów od "Jaws" zaczynając, a kończąc na "Liście Schindlera", czy też "The Thin Red Line" i "Gladiator" Zimmera, czy też "Batmany" "Edward Scisorhands" i "Nightmare Before Christmas" Elfmana. Świetne, znaczące filmy, plus świetne, wybitne score'y.
Nie ma nawet dla mnie znaczenia, czy film jest nawet niedobry. Przejrzałem sobie swoją kolekcję i mam 10 płyt, do których nawet nie widziałem filmu. Nie ma to dla mnie znaczenia, liczyła się muzyka i kompozytor (chodzi o Williamsa, Zimmera, Armstronga, Desplata, Poledourisa, Revella, Badelta).
Ale co z tego? Mimo, że Green Horner (i szczególnie Green Lantern) wyglądają kupowato a ta animacja nie lepiej ja spodziewam się po prostu dobrej i ciekawej muzyki, i podświadomie wiem, że Howard utrzyma pewien dobry poziom. "Water..." ma fatalną obsadę, ale tematyka i to co zobaczyłem w zwiastunie może zwiastować bardzo dobrą ścieżkę, gdzieś tam w klimatach fantasy/dramatu.Wawrzyniec pisze:A na 2011 Howard skomponuje do "The Green Lantern", które po zwiastunach wygląda "kupowato", "Green Hornet" (rozrywkowo), "Gnomeo and Juliet" (animacja) i "Water for Elephants".
I pewnie będzie tradycyjnie dobra muzyka, ale czy z tego wybrną jakieś wielkie dyskusje ja szczerze wątpię.
Znam tylko muzykę GITS 1 (tam też były ciekawe perkusje), ale jednak Japończycy używają perkusji w trochę innym kontekście niż Amerykanie. Japończycy przeważnie jako jakieś jednostajne tło, do budowania atmosfery, a Amerykanie do zaakcentowania czegoś, do podniesienia ekscytacji/efektu. Niemniej spróbuję GITSa 2Wawrzyniec pisze:A co do "The Last Airbendera" to oczywiście sekcja perkusyjna stoi na bardzo wysokim poziomie i robi wrażenie, ale niestety mnie aż tak nie poraża i wbija w ziemię, gdyż jestem także fanem Kenji Kawaia i po jego "Ghost in the Shell 2: Innocence" i jego japońskim koncercie, ciężko mi teraz sekcją perkusyjną zaimponować
