Adam pisze:Wawrzyniec pisze:Wawrzyniec przestan przezywać tą Gejsze. ja rozumiem że można było przezywac Arkę. ale Gjesze? przecież do cholery co drugi score japońskich kompozytorów tak brzmi. tylko cza o ty mwiedzieć i się zgłebić w muze azjatyckich kompozytorów! pomijam już fejl Williamsa że zrobił kiepski research bo muzę dał chińską, a nie japońską. Gejsza nie jest żadnym wybitnym scorem w dyskografii Williamsa, i znalazłbym Ci 10 jego prac nominowanych które bardziej zasługiwały na statuetke niż ona. Gejsza to tylko bardzo dobra płyta. nic ponadto. nie wniosła nic do gatunku i nie odkrył nią żadnej ameryki, i wcale nie działa wybitnie przez cały film.
Rety, ale dzisiaj na mnie nagonka.

Bracia co żem Wam uczynił

Przecież ani nie dokonałem jeszcze zamachu w Pradze, ni nie ukradłem Brianowi jego najnowszej gabloty.
Dobra, a na poważnie Adam to tłumaczę:
a) Muzyka filmowa jak i zresztą muzyka to sztuka. Muzyka to piękno. Muzyka to emocje. I słuchając muzyki człowiek często kieruje się sercem, a nie chłodną kalkulacją. Ma Zimmer prace lepsze od "Inception", ma. Ale cóż ja poradzę, że akurat ta tak mi się spodobała. Williams ma wiele wybitnych prac, ma. Ale nic na to nie poradzę, że "Memoirs of a Geisha" mnie zauroczyła. Duża w tym też rola samą fascynacją Japonią jak i ogólnie piękno tej muzyki.
b) "Memoirs of a Geisha" nie brzmi jak typowy azjatycki soundtrack. Tu się mylisz. Sukces i pewnie też niezwykłość Gejszy polega na tym, że Williams stworzył muzykę azjatycką za pomocą amerykańskich, hollywoodzkich środków. Tym samym jest to taka ciekawa hybryda. Czy też bardziej interpretacja kultury Azji przez Hollywood. Dzięki temu muzyka w pełni oddaje nam tamtą kulturę i słuchając ją łatwo domyślić się lokalizacji akcji filmu. Jednocześnie dzięki amerykańskiej, hollywoodzkiej formie, jest ten soundtrack bardzo łatwo przyswajalny.
Kocham tę muzykę i nic na to nie poradzę, a teraz możecie mnie zjechać.