Powiem tak: Majkel mnie zaintrygował

To jest bardzo dojrzały, intymny, epicki, a zarazem "niekomercyjny" (i w ogóle trochę oldskulowy) score. Miejscami bardzo surowy, dziki, wręcz minimalistyczny, bazujący na autentycznych, pierwotnych (najlepiej użyć tu słowa:
wisceralnych) emocjach. Powiedziałbym nawet, że bardziej dramat niż blockbuster. Bardzo ciekawy brzmieniowo - tutaj Majkel zdecydowanie wyszedł ze swojej
comfort zone i nieźle eksperymentuje. Odsłuch albumu wymaga skupienia, ale jestem przekonany, że w kinie to wypadnie genialnie, to się czuje. Ale z pewnością nie byłoby tak dojrzałego scoru, gdyby nie dojrzały film, który jest czymś więcej niż tylko rozrywką (to się jeszcze tak naprawdę okaże, bo filmu nie widzieliśmy, ale wszystko na to wskazuje). Oby więcej tego typu epickich filmów zamiast durnej, blockbusterowej, odtwórczej papki! W każdym razie póki co wstrzymuję się z zakupem płyty, muszę na spokojnie jeszcze kilka razy tego posłuchać, przemyśleć, film obejrzeć i zobaczymy. Adam tutaj wywołał Desplata do czyszczenia butów, a ja powiem, że to Olek kiedyś powiedział: "less is more" i to się pięknie w przypadku tego scoru Giacchino sprawdza - Majkel świetnie tu balansuje od ciszy do upustu energii, dawkując stopniowo napięcie. Często się jednak wycofuje na drugi plan, nie bombarduje pełną orkiestrą i lejtomotywami w każdym utworze, jak w innych swoich filmach. Czasem zagra tylko solówkę na fortepianie w kompletnej ciszy. Czasem zagra coś pełną orkiestrą na full i nagle urywa po kilku taktach... I to robi ogromne wrażenie. Mówiłem w muzycznej kantynie, że chciałbym usłyszeć Majkela w dramacie - pomijam
Book of Henry - to właśnie paradoksalnie w Małpach dostaję to, co chciałem od niego usłyszeć. Gratki, Majkel